3.01.2020

Od Beatrycze CD Lucyfera

Miałam wiele myśli teraz. Nie wiedziałam, co mam mu powiedzieć. Przecież w miłości chodzi o to, by się o kogoś troszczyć, a nie litować... Nie rozumiem też dlaczego, mimo swojego kalectwa i niewygody, ukrywał swoją tożsamość przede mną. Jak miałabym nie być dla niego wyrozumiała. Dla mnie litowanie się nad kimś, to nie dogryzanie komuś - w kwestii słownej. Teraz sytuacja wygląda inaczej - nie wiedziałam wcześniej nawet o jego istnieniu, czy żyje, czy umarł. Teraz żyje tu i teraz, i jest obok mnie. I nic mu nie grozi. Nawet mi, gdyby jakikolwiek pies miałby mi coś zrobić, albo się dobierać. Nie jestem jakąś ułomną panienką podatną na omotanie przez innych. A poza tym Lucy nie należy do psów słabych; jego siła nadal jest w nim. Z resztą nie raz to pokazywał - jak ratował mnie i Nike. Jak zapewne walczył o wolność byłego Royal Dogs. Po prostu nie może siebie uważać za jakiegoś pokrakę, który źle będzie przy mnie wyglądał i nie będzie w stanie mnie obronić. Dla mnie nie liczy się w tym momencie jego wygląd tylko to, jak bardzo mi na nim nadal zależy. I nie chcę go przez takie byle gówno odrzucać. Jestem wredną suką, nie raz, ale nie tym razem. Cóż, czasem trzeba być tą miłą panną...
Teraz nie wiedziałam, co mam mu powiedzieć. Nadal mnie kochał, co oznaczało, że nie chce zniszczyć naszej relacji, a znów ją odbudować. W tym momencie przede mną stał ten Lucyfer z innym obliczem - kochany, o dobrym sercu, nie zgryźliwy, uległy, nieagresywny. Taki, jaki jest przy mnie zawsze. 
- Wiedz, że twoje myślenie, że nie dasz rady mi pomóc jest błędne... to przez to, że jesteś kaleką tak uważasz. A przecież zawsze byłam przy tobie szczęśliwa, mimo że tego nie pokazywałam, bo jestem oschła pinda, to tak było - wydusiłam z siebie, po czym odetchnęłam. - Z resztą dla mnie nawet i z tą nogą jesteś idealny dla mnie, bo jesteś mój... Lucy.
Chyba polepszyło mu się trochę, bo podniósł głowę i popatrzył się na mnie brązowymi, błyszczącymi oczami. Nadal nie wiedział jednak co ma powiedzieć. 
- Nie przeszkadzało mi to, że mnie przytuliłeś. Poza tym - dodałam po chwili. 
Lucyfer nadal nie odzywał się. Tak trochę jakby spadła mu pewność siebie, która zawsze wręcz w nim buzowała.
Tak naprawdę nie powiedziałam mu tylko jeszcze jednej, istotnej rzeczy, której się pewnie nie spodziewa:
- Tak naprawdę to... ja też cię kocham. I nie chcę cię więcej opuszczać. Chcę byś już tu został... - powiedziałam i przytuliłam go. - Chcę normalne i spokojne życie, którego póki co nie zdołałam zaznać. A chcę je mieć z tobą, Lucy...
Niezbyt szybko też spieszyło mi się do oddalenia od psa. Zbyt dawno czułam jego sierść, ciepło i obecność...

Lucy?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz