Fakt, że akurat trwały poszukiwania roślin był niesamowicie dobrą okazją dla mnie i Swallow. W końcu tak czy siak byłyśmy w trakcie robienia tego, a ja potrzebowałam nowych zbiorów. Co prawda psy tutaj skupiały się raczej na zwykłych roślinach leczniczych, ale nikomu przecież nie musiałam spowiadać się z tego, że w rzeczywistości rozglądam się za tymi dużo rzadziej spotykanymi, o magicznych właściwościach. A skoro wszystkie moje zbiory przepadły, dołączyłam do grupy poszukiwawczej. Tak czy siak łaziłam sama lub ze Swallow, rzecz jasna na tyle, na ile pozwalała mi łapa. W takich chwilach jak ta, kiedy paskudny ból przeszywał moją prawą, przednią kończynę, doceniłam swoją wiedzę medyczną i w duchu dziękowałam swojej kochanej, przyszywanej mamie, Effy, za wszystkie informacje, które niegdyś mi przekazywała. Bez problemu usztywniłam kończynę za pomocą posiadanych w torbie przedmiotów, jeszcze gdy siedziałam w dołku. Nie potrzebowałam zasobów sfory, żeby to poprawić. Trzymałam się używania swoich zapasów.
Chodziło mi się całkiem dobrze. Tylko trochę wolniej, niż zazwyczaj. Starałam się nie obciążać zwichniętej łapy, więc spacerowym tempem rozglądałam się za ziołami, które mogłyby mi się przydać. Wbrew swojemu dużemu doświadczeniu w zbieraniu roślin, nie byłam w stanie dostrzec niczego niezwykłego. Drażniło mnie to niesamowicie, ale nie dawałam się wyprowadzić z równowagi. Złość zdecydowanie nie sprzyjała tego typu ekspedycjom. Odnosiłam wrażenie, że im dalej od Royadellu się znajdowałam, tym mniej magii wisiało w powietrzu. I nie mówiłam tu tylko o niezwykłych roślinach, których właściwości badałam odkąd tylko wpadłam na pierwszą tego typu, nieznanego mi wcześniej gatunku. Również Byty stały się pewnego rodzaju rzadkością, chociaż w zamku roiło się od nich na każdym kroku. Zupełnie jakby był on największym skupiskiem magicznych anomalii.
W pewnym momencie zdecydowałam się napoić z jeziora. Póki co postanowiłam je okrążyć w poszukiwaniu czegoś, co inni medycy mogli pominąć. Nie, żebym podważała ich spostrzegawczość. Po prostu bardziej ufałam swojej i zawsze wolałam sama wszystko dokładnie posprawdzać. Znalazłam dosyć łagodne zejście do wody. Wzdrygnęłam się, gdy pierwszą z łap spotkałam się z zimną cieczą. Musiałam podejść jeszcze trochę i ze zdziwieniem odkryłam, że trochę dalej woda była odrobinę cieplejsza. Zmarszczyłam brwi. To dziwne. Podeszłam jeszcze kilka kroków, a z mojego gardła wydobył się urwany krzyk. Nie spodziewałam się nagłego spadku. Widziałam, że robi się trochę głębiej, ale nie wyglądało to na taką dużą różnicę z powierzchni. Panicznie machałam wszystkimi łapami, żeby się wynurzyć. Zakaszlałam, gdy mój pysk znalazł się nad taflą. Poza szokiem chyba nic mi nie było. Może pomijając fakt, że coś smyrnęło moją łapę.
Medyku, który usłyszał krzyk? || 597 słów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz