Podskoczyłem, gdy usłyszałem ludzi za ścianą. Moim pierwszym odruchem było wbiec pod mebel, żeby mnie nie spostrzegli, aż Nevermore się zerwała. Oni przeszli dalej jeszcze zanim mój szok minął. Sarah mówiła, że tak będzie. Pokój, w którym byłem, miał zamknięte na klucz drzwi, ale istniało przejście, którego posiadacze tego miejsca jeszcze nie odkryli. Było ich podobno całkiem sporo.
Otrzepałem się z kurzu i podszedłem do okna, które wychodziło na ogród.
Istniały tutaj obowiązki. Lekcje trwały godzinami, ale zazwyczaj zaczynały się wieczorem. Przestawiało mi to trochę system - budziłem się później niż zwykle, ale też szedłem spać znacznie później. Czasami słońce zdążyło już wschodzić. Niezupełnie się jeszcze do tego przyzwyczaiłem. Oznaczało to za to, że miałem jeszcze czas na robienie niczego.
Duchy nadal za mną specjalnie nie przepadały. Nie zrobiły mi nic strasznego, ale drzwi zamykały się przed moim nosem, słyszałem stuknięcia za sobą, a gdy odwracałem się, nic tam nie było. Nie podobało mi się to, ale dopóki nie próbowali zrzucać mi noży na łeb, nie było źle. Niezbyt przyjemnie, ale nie źle.
Ciągle starałem się poznać całe to zamczysko, a Sarah specjalnie tego nie ułatwiła. Powiedziała mi, jak dojść do tych paru najważniejszych pomieszczeń - w tym do zaplecza knajpki w dobudówce - ale to była kropla w morzu potrzeb. Nie tylko musiałem znać rozmieszczenie całości, chciałem to zrobić. Zacząłem wyrysowywać co wiem o tym labiryncie na stronach wyrwanych z notatnika. Ona mówiła, żebym nie marnował kartek, miały być mi potrzebne, ale potrafiłem pisać moje malutkie literki a co lepsze, rozczytać je.
Wydawało mi się, że raz zobaczyłem Gerarda, jak pomyliłem klatki schodowe, ale równie dobrze mogłem zaczynać mieć paranoję.
Sarah powiedziała, że jako zwierze jestem bardziej wrażliwy na ich działania i bardziej ich irytuje. Nevermore znosiła to jeszcze gorzej. Chyba widziała więcej niż ja, nie zdziwiłoby mnie to. Zobaczyłem parokrotnie, jak podskakiwała, patrząc w przestrzeń, gdzie nic nie było. Nie narzekała, oczywiście, w końcu to ona.
Czasami, kiedy ja przesiadywałem w pokoju, ona wylatywała na zewnątrz. Spędzała cholernie dużo czasu ze mną, zasługiwała, by mieć parę chwil na bycie normalnym krukiem. Wracała dość szybko, chociaż próbowałem ją przekonać, że nie przeszkadza mi wcale siedzenie samotnie, ale to nie tak, że mogłem ją zmusić. Jeżeli zamknąłbym okno, pewnie wybiłaby je i Sarah wkurzyłaby się na nas. Pomogłem jej wydostać się na zewnątrz i uśmiechnąłem, patrząc, jak wzlatuje
W miarę pamiętałem trasę ludzi, musiały być kilkunasto minutowe przerwy między grupami, żeby nie przeszkadzały sobie nawzajem. Otworzyłem szafę i popchnąłem jej tył. Zatrzymałem się i nasłuchiwałem. Nie powinno tu być nikogo, ale na wszelki wypadek i tak wolałem się upewnić. Wyszedłem po cichu i zamknąłem za sobą przejście. Wyskoczyłem z szafy i zamknąłem za sobą drzwi.
To było aktualnie jedyne przejście do mojego pomieszczenia sypialnego. Kiedyś było większe, ale część się zawaliła i Sarah na nowych planach zdecydowała się nie uwzględniać paru tajnych pomieszczeń, w tym tego. Ludzie, którzy potem przejęli to miejsce nie zastanawiali się nad wielką szafą wbudowaną w ścianę, nie pierwsza i nie ostatnia w tym miejscu w końcu. Kiedy zapytałem się Sarah dlaczego chciała się bawić w robienie tajnych przejść, stwierdziła, że chciała zachować jakąś tajemnice przed potomnymi.
Otworzyłem drzwi wejściowe i przebiegłem cicho przez korytarz. W lewo, w prawo, potem trzeci korytarz…
- Zobaczycie teraz państwo. - Ludzkie głos. Kurde. Rozejrzałem się. Które z pokoi nie były zwiedzane? Zaraz, schody. Zawróciłem i zbiegłem na dół.
Nawet nie zdążyłem się uśmiechnąć, a tu już kolejne głosy. Źle poszedłem, wlazłem na kolejnych. Tu nie było się gdzie schować. Zanim oni skręcili w moją stronę pobiegłem do pomieszczenia za szklanymi drzwiami. Kuchnia. Dobra, tu są szafki. Wskoczyłem do jednej z nich i zamknąłem za sobą drzwiczki. A one się otworzyło.
- No nie. - Jeszcze raz pociągnąłem je, a coś z pełną siłą znów je otworzył. Ktoś, nie coś, ktoś. - Nie rób mi tego.
Trzymało mocno, a ludzie byli coraz bliżej i głośniej. Oczywiście, że tutaj przyjdą. przecież kuchnie są takie interesujące.
- Jak mnie wywalą to i tak tu wrócę, nie pozbędziecie się mnie tak łatwo. - Coś opadło mi na grzbiet, nawet nie chciałem patrzeć. Jeszcze raz przymknąłem drzwi, ale tym razem musiałem się trochę odsłonić. Wygiąłem się tak, by chwycić róg zębami i wystawiać jak najmniej nosa. Jak tylko ludzie weszli do środka poczułem jak jeszcze mocniej ktoś próbuje ciągnąć. Wbiłem zęby, aż zostaną ślady. Pierdol się, nie puszczę, mogę za to stracić wszystkie kły, ale nie puszczę.
Kiedy usłyszałem, że w końcu odchodzą, szczęka już mnie bolała.
- Wal się - warknąłem, wychodząc. Garnek spadł z półki. Zamarłem, oczekując powrotu tej całej bandy, ale chyba byli już za daleko. - Rozumiesz, wal się. Wszyscy się walcie. - Rozejrzałem się, ale już nic się nie poruszyło. Może zmęczyli się.
Żeby dojść do drzwi wyjściowych potrzebowałbym chwili, a ja chciałem teraz wyrwać się z domu i nie uciekać przed tymi cholernymi ludźmi. Znalazłem uchylone okno i z pewnym trudem udało mi się je otworzyć. Rozwaliłem trochę liści, ale otrzepałem się z nich. Nevermore siedziała na jednej z fontann i patrzyła na mnie, jakbym był debilem.
- Nic nie zrobiłem. - Przechyliła łeb. - Naprawdę. - Przeleciała na drzewo parę metrów dalej i spojrzała na mnie. Ruszyłem, gdzie mnie kierowała. Znała tereny na zewnątrz znacznie lepiej niż ja.
Ten dom śmierdział, więc dobrze było oddychać czymś odrobinę czystszym. Po przeskoczeniu przez parę krzaków doprowadziła mnie na tyły. jakieś kwiaty pięły się nawet po jednej ścianie. Spojrzałem w górę i zobaczyłem znajomą twarz w oknie. Kiwnąłem łbem do Sarah, ale ona nie odpowiedziała. Z nią miałem zmierzyć się dopiero za parę godzin.
Mieli tutaj cieplejszy klimat niż u nas, więc przeskoczyłem z zimnej jesieni na lato. Dobrze było grzać grzbiet na słoneczku. To było niemal jak wakacje, minus dom, który mnie nienawidził i dziwne rzeczy, których uczył mnie duch. Basayar wydawał się tak daleko, ale przecież czaił się gdzieś w cieniu.
Nevermore podleciała wyżej, by usiąść na balkonie. Przewróciłem się grzbietem do góry i zamknąłem oczy.
- Co tam u ciebie? - zapytałem. Nie odpowiedziała, ale mogłem założyć się, że przechyliła łeb. - Wszystko ze mną dobrze - zapewniłem. - Po prostu brakuje mi rozmów. Nieco. Nic mi nie będzie.
Nevermore była najlepszą towarzyszką, jaka mogła mi się przytrafić. Nie zamieniłbym jej na żadnego innego, ale my nie rozmawialiśmy. Po prostu nie, nawet nie przez oczywisty fakt, że nie mówiliśmy w tym samym języku. Nie miałem zamiaru zmuszać jej do konwersacji, ale Sarah również niezupełnie nadawała się do pogadanek o motylkach i pszczółkach. Dopóki miałem zadanie, takie jak dostanie się do San Jose, mogłem wyłączyć myślenie o wszystkim innym, ale tu stałem się spokojniejszy - o ile żadne drzwi nie próbowały mnie zaatakować - i takie nieistotne gówna zaczynały mi przeszkadzać.
- Pobiegam - poinformowałem towarzyszkę, żeby wiedziała, że nie musi się ruszać z miejsca.
Rozprostowałem trochę stawy przynajmniej. Teraz nie przeszkadzało mi tak bardzo, że ludzie mogli coś zauważyć. Bezpański pies biegający po ogródku i obsikujący kwiatki nie jest tak dziwny, jak bezpański pies biegający po zabytkowym domu. W ogrodzie duchy nie były tak bardzo aktywne. Najwyraźniej już ich nie obchodziło, kto krąży w okolicy póki nie wchodziłem do środka. Już dwa razy ktoś przytrzymywał drzwi, gdy chciałem wejść, a po drugiej stronie teoretycznie nikogo nie było. Sarah nie potrafiła podać mi dokładnej ilości duchów i innych im podobnych istot, zamieszkujących okolice, ale było ich za dużo.
Pokręciłem się wokół posiadłości, nie wychodząc poza jej mury, póki ostatni goście nie poszli jeść. Wtedy zacząłem bawić się w żebranie, które może i uszkodziłoby moją dumę, gdybym jakąś miał.
Personel chyba myślał, że mnie wygonił, a ja wróciłem tym samym oknem co wcześniej i przekradłem się na wyższe piętro, zanim poszli je zamknąć. Wpuściłem Nevermore i pokręciliśmy się we dwójkę po korytarzach na górze. Właściwie ja kręciłem, ona na mnie siedział. Kiedy ostatecznie drzwi wejściowe zostały zamknięte mogłem przejść do Czapki Wiedźmy.
Sarah siedziała na jednym z foteli i patrzyła na mnie niezadowolona.
- Coś ty narobił?
- Nic
- Duchy wrzały.
- To nie moja wina. Jakiś chciał mnie wydać ludziom. I zrzucił garnek.
- Nie wierzę - westchnęła. - Mówiłam ci, to ich dom.
- Ja im nic nie robię. Ja tylko tu żyje. Nie będę spał na dworze, bo oni nie chcą kundelka w okolicy. Wiesz, że nie zrobiłem nic złego.
- Gdybym wiedziała, że będę wysłuchiwać tyle narzekań… - Pokręciła głową. - Siadaj. - Wskazała na kanapę. - I powiedz mi, co miałeś zapamiętać.
- Drzewa. Jeżeli przedmiot ma być zaczarowany, to powinien być z odpowiedniego materiału. Żelazo i srebro działają albo bardzo dobrze, albo bardzo źle, zależy od magii. Większość potworów ich nie lubi… wymieniać?
- Nie, wiem, że pamiętasz. Idź dalej.
- Sztuczne, ludzkie materiały nie są przydatne. Można używać zwierzęcych materiałów, czyli kości, ale one lepsze są do rytułałów, nie do tworzenia. Skóra wzmacnia moc tych krwawych. Rośliny to… - Musiałem odkaszlnąć, Sarah poczekała, aż skończę. - akacja i ostrokrzew to rzeczy związane z leczeniem, jabłoń, śliwa, czarny bez i cis to ciemna magia, buk i wawrzyn jasna. Dęby i sosny do wszystkiego, dęby silniejsze.
- Czym jest jasna magia?
- Taka, która nie psuje porządku świata.
- Dobrze, kontynuuj.
- Są magiczne drzewa. Axis mudni teoretycznie istnieje. Dęby Donara są trudne do rozpoznania. Trzeba odciąć korę i spojrzeć do środka, jest czerwone. Irminsul jest podobne do lipy, rośnie na świętej ziemi. Mówiące drzewa powtarzają słowa, które słyszą. Tapio…
- Dobra starczy. Panienko - zwróciła się do Nevermore. - Możesz podać mu proszę wody?
Kiedy ja piłem, Sarah wstała i zaczęła krążyć po pokoju. Wyciągnąłem swój notatnik i przysunąłem się bliżej okna, żeby wpadało światło z zewnątrz. Ludzie oświetlali cały budynek, chcąc zwrócić uwagę wszystkie na ulicy, więc nie musiałem zapalać świec, by widzieć.
- Dziś będziemy kończyć temat magicznych przedmiotów, wrócimy do niego jeszcze, przyda się szczególnie, gdy przejdziemy do rytułałów, tymczasem…
Drzwi szafki otworzyły się nagle i uderzyły mnie w udo z taką siłą, aż pisnąłem.
- Co to ma być? - Sarah patrzyła na jakiś punkt ponad moją głową z dezaprobatą. Nikt się nie odezwał. - Nie będę tolerować takiego zachowania w moim domu. Solangelo jest naszym gościem. Rozumiem wasze niezadowolenie, ale nie będziecie zachowywać się w taki sposób. Jesteśmy wszyscy cywilizowani, więc nie będzie straszenia bez powodu i co ważniejsze, nie będzie przerywania nam w lekcjach. Zrozumiałe? - Bałem się poruszyć. Sarah milczała, przesuwając wzrokiem po niewidzialnych dla mnie osobach. Ostatecznie, zadowolona, wróciła do mnie. - Myślę, że będą spokojniejsze.
- Dziękuję.
- Nie zrobiłam tego, żeby ci było łatwiej. Przekroczyli granice, to jest porządny dom, nie toleruję w nim niepotrzebnych napadów agresji. Pozwoliłam za bardzo im się panoszyć.
- Znasz je wszystkie? - zainteresowałem się. - Duchy.
- Dość. Wiem kogo wpuszczam do tego domu. Nie wchodzi tutaj żadna istota bez mojej zgody, dlatego panuje względny spokój. Nie mogę powiedzieć, że wiem o nich dużo, część przyszła niedawno, ale tak, mogę rozpoznać z kim rozmawiam.
- Jak ich widzisz?
- To nie jest temat tej lekcji. Jak umrzesz, zobaczysz.
- Wyglądają jak ludzie? - Westchnęła.
- Nie, część nigdy nimi nie była, a część tak dawno temu umarła, że nawet nie jest w stanie przypomnieć sobie, jak wyglądali. Koniec rozmów, wracamy do zadania.
Każdy może być w jakiś sposób przydatny, a także każdego można pokonać. Nie ma niezniszczalnych, są tylko kreatury bardzo potężne.
Istnieją trzy podstawowe podziały. Pierwszy: inteligentne i durne, to chyba wiesz. Znacznie więcej jest inteligentnych, należy o tym pamiętać. Jeżeli nie jesteś pewien, zakładaj, że kontaktujesz się z kimś równie rozwiniętym jak ty, a nawet bardziej. Jest to podział bardziej potrzebny dla względów moralnych. Może ci się zdarzyć, że będziesz zmuszony zabić kogoś, dla twojego własnego bezpieczeństwa. Samoobrona lub obrona innych powinna być jedynym powodem do wykorzystywania agresji.
Porozumiewanie jest dużym problemem. Nie nauczę cię ich języków.
- Czemu?
- Bo nie mogę. Kiedy umierasz wszyscy stajemy się równi, również w tym względzie. Dlatego jestem w stanie się z tobą porozumiewać, dla mnie mówisz czystą angielszczyzną. Z delikatnym akcentem ze wschodnich stanów.
- Czyli jesteś w stanie zrozumieć wszystkich?
- Wszystkich, wracając, drugi podział: stworzone i zrodzone. Zdecydowana większość jest zrodzona, a gatunki rozwijają się, dzięki licznemu potomstwu. Stworzone mają zazwyczaj problemy z zaakceptowaniem i zrozumieniem działania swojego organizmu. Jest niewiele gatunków, które opierają się jedynie na tworzeniu nowych osobników, prawie zawsze musi istnieć jakaś populacja początkowa. Najbardziej rozpowszechnionym wyjątkiem od tej zasady są duchy, możliwe, że również rugaru i wendigo, ale nie mamy dokładnych informacji o ich początkach.
Pamiętaj, na razie mówimy tylko o naturalnych sposobach, nie o magicznych. Jeśli chodzi o mieszanie tych dwóch typów, to najbardziej oczywistymi przykładami są wampiry i wilkołaki, masz też arachnoidy, ghule, nachzehrery, chociaż je można podiciągnąć pod rodzaj wampirów.
Kontynuując, trzeci podział jest dla ciebie najważniejszy. Są stworzenia i są istoty. Stworzeniami nazywamy wszystko, co pochodzi z naszego świata. Jest to wielka grupa, w którą wliczasz się także ty. Mają fizyczne ciało i fizyczne słabości, naturalne środowiska występowania i są zazwyczaj opisywane bardzo rozlegle w księgach. Istotami jest twój Tancerz, istotami są demony, anioły, spora część istot zdolnych do zmiany kształtów, lub taka, którym nie da się zrobić fizycznej krzywdy. Nie ma jednego opisu. Najważniejsza zasada jest taka, że im coś mniej pasuje, do naszego materialnego świata, tym większa szansa, że jest istotą.
Stworzenia często mają podobne słabości. Na przykład jakie?
- Srebro.
- Na przykład. Myślałam o bardziej oczywistych rzeczach. Niewielu przetrwa, jak obetniesz im głowę lub wrzucisz do ognia. Nauczę cię bardziej sprytnych sposobów radzenia sobie z takimi problemami, jak srebro właśnie, ale w gruncie rzeczy, są to tylko silniejsze od nas zwierzęta.
Z istotami nie ma tak łatwo. Każdy rodzaj ma swój osobny katalog słabości i zdolności, a my go zazwyczaj nie znamy. Nadążasz?
- Tak.
- Świetnie, zacznijmy od stworzeń, które masz największą szansę spotkać. W sporej części lasów Europy…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz