3.21.2020

Od Petera cd. Prestiana

https://dogs-republic.blogspot.com/2020/03/od-prestiana-cd-petera.html
Jeżeli moje następne słowa byłyby usłyszane przez kogokolwiek, kto znał mnie nieźle w sforze, byłby mocno zdziwiony - nie chciałem podejmować niepotrzebnego ryzyka. Owszem, byłem osobą, która zjeżdżała po schodach w wózku, próbowałem latać na skrzydłach zrobionych przez moje dzieci i nie słuchała się medyków na wojnie, ale tu chodziło o moje łapy. Już i tak byłem dalej, niż jeszcze parę lat temu, mogłem się ruszać, więc jeżeli dziwna substancja Prestiana mogła w jakikolwiek sposób pogorszyć mój stan, to wolałem nie próbować. Nie stać mnie było na to.
- Jaka jest szansa, że wypije to szamańskie piwo i skończę z wypalonymi kośćmi czy coś.
- Jeżeli nie żartujesz, to będę bardzo zawiedziony twoją wiedzą. - Przewróciłem oczami.
- Żartuje. Odrobinę. Ale naprawdę, jaka jest szansa, że ta mieszanka pogorszy mój stan?
- Niewielka, prędzej skończysz z rozwolnieniem. - To nie brzmiało, aż tak źle.
- A że zadziała?
- Jeszcze mniejsza. - Pokiwałem łbem. - Jak zdobędę sposób na oderwanie babie jadze palca, to do tego wrócimy - powiedziałem.
Tak, to na dziewięćdziesiąt dziewięć koma trzy procenta była bzdura. Tak, zapewne byłem głupi, że w ogóle o tym myślałem, ale jeżeli nie uszkodzi mnie to bardziej, nie było powodu nie próbować. Nie wspominałem potem Prestianowi o jego szalonym przepisie, żeby go bardziej nie męczyć.
Dowiedziałem się więcej o medycynie w przeciągu tych kilku miesięcy, niż przez pozostałe lata. Moja dość podstawowa wiedza stała się bardziej szczegółowa i zrozumiałem, że moje ciało nie miało sensu. Jeżeli coś nie miało sensu w moim życiu, najczęściej działo się tak przeze mnie i jakieś błędy przeszłości, a nawet dokładniej ten jeden specyficzny błąd.
- Czyżbyś nie krzyczał wcześniej na swojego Verga, że kontaktowanie się ze mną jest niebezpieczne? - zapytał Razjel, siadając obok mnie.
- Ciągle jest - odpowiedziałem. - A ja zapewne popełniam bardzo wielki błąd, ale ty masz wiedzę, a ja nie. Jakie były warunki twojej umowy z Vergilem?
- Jak sam określiłeś, to jest umowa z Vergilem, nie z tobą. Nie mogę dzielić się informacjami o klientach.
- Jakich klientach? To… - wziąłem głęboki wdech. - Dotyczy mnie, więc jestem jej częścią.
- Nie. - Pokręcił łbem.
- Dobra.
- Nie będziesz próbował mnie przekonać? - zapytał, a nawet się uśmiechał. Tym gorzej dla mnie.
- A dam radę? Osobiście nie sądzę. A przynajmniej nie bez utraty jeszcze nie wiem czego, wymyśliłbyś.
- Tak szybko się poddajesz? - Przewrócił oczami i podszedł bliżej. - Co jest kolego, to nie w twoim stylu, tak marnować czas.
- Czy spowalniasz moje leczenie? - zapytałem.
- Nie. - Rzadko kłamał, powiedział mi kiedyś, że tego nie potrzebuje, więc postanowiłem mu uwierzyć. - Przynajmniej nie ja. - Popatrzyłem na niego.
- Kto.
- Ilu masz przyjaciół, którzy mogą używać magii. - Poczułem jakieś delikatne ukłucie, ale postanowiłem się nad tym nie skupiać, nie teraz.
- Dobra, dziękuje. Czyli da się to jakoś pokonać. - To nawet nie było pytanie, oczywiście, że się da.
- Wisisz mi przysługę, Pecia.
- Nie. - Zaśmiał się i zniknął przed moimi oczami.
Najgorsze w nim było to, że nie przypominał diabła z bajek. Nie był nieuprzejmy, ani agresywny, potrafił być miły i wręcz pomocny. Czułem jak cholernie łatwo byłoby mi się rozluźnić przy nim. Stanowił ten typ osoby, z którą najlepiej się dogadywałem - trochę ironiczny, trochę wredny, ale gotowy do działania. Zastanawiałem się, czy prezentował się tak tylko mnie. Pokręciłem łbem. Naprawdę potrzebowałem wygrać z samotnością, skoro niemal zacząłem myśleć o demonie jak o dobrym rozmówcy.
Westchnąłem. Verg ty pieprzona cholero, coś odwalił? Nie wiedziałem, że w ogóle może w jakiś sposób wpływać na moje ciało. Większy sens miało, że Razjel w jakiś sposób blokował zdrowienie, ale jeżeli miałbym zakładać pierwszą opcję… Verg musiałby mieć powód, zawsze miał powód, bywał złośliwy, ale nie do tego stopnia. Nie krzywdziliśmy siebie nawzajem.
Z tego wszystkiego wynikało coś ważniejszego - prawdopodobnie nie uda się pokonać magii zwykłymi ćwiczeniami.
- Prest, może to nie jest dosłowne - powiedziałem do wnuka, gdy byliśmy sami.
- Słucham?
- Gwiazdka i wiedźma i nie pamiętam co jeszcze.
- Ciągle o tym myślisz?
- Mam powody przypuszczać, że w zepsucie mojego ciało jest… natury magicznej - przyznałem. - Co sądzisz? Istnieje taki rodzaj lilijki, który nazywa się Stargazer, nie? Może jest i kwiatek albo kamyk, który określano gwiazdką z nieba. W końcu to było średniowiecze, ludzie nie wiedzieli tego co my teraz. Wiesz, tak jak wierzono kiedyś, że przy kichaniu opuszcza ciało dusza i inne głupoty. Może po prostu to dziwne tłumaczenie.
(Prest?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz