Nie potrzebowałem odpoczynku. Nie byłem zmęczony, prędzej znudzony ciągłym marszem i tym, że nie doszliśmy jeszcze na miejsce. Postanowiłem zgłosić się na ochotnika, chcąc się na coś przydać. Chciałem też oszczędzić innym robienie czegoś, na co kompletnie nie mieli ochoty. Doskonale wiedziałem, jak to jest. Większość zwiadowców wyglądała niezainteresowana zgłoszeniem się na ochotnika – psy patrzyły na wszystko, tylko nie na Brooklyn. Zastrzygłem uszami, widząc ich niewzruszone miny. Z drugiej strony polowanie nie było ciężkie i nieprzyjemne tak samo, jak... czynność, do której zmusił mnie Logan, więc mogli ruszyć w końcu tyłki i się na coś przydać. Zastrzygłem zębami, chcąc opanować złość, jaka się we mnie zebrała.
Gdy myślałem, że nikt się nie zgłosił, usłyszałem głos:
— Ja pójdę — odezwała się Eau. Wystąpiła z szeregu, nie patrząc na Brooklyn, ani na nikogo innego. — Na północ, teraz.
Nie czekając na jej odpowiedź, udała się w odpowiednim kierunku. Brooklyn nie skomentowała jej czynności, choć chwilę odprowadzała ją wzrokiem. Następnie przeniosła wzrok ze sznaucerki na nas.
— Więc kto zgłosi się jako następny? — Uniosła brew.
Wiedziałem, że nikt nie miał na to ochoty, dlatego zrobiłem jeden krok w przód. Oby to kiedyś docenili.
— Ja. Wybiorę się na południe.
— Niech tak będzie. Mamy czas do zmroku.
Kiwnąłem łbem na znak, że rozumiem i nie mam żadnych pytań. Zadanie było zrozumiałe – musiałem upolować tyle zwierzyny, aby pożywić minimum jedną trzecią zwiadowców, ale wiadomo, lepiej było upolować więcej zwierzyny.
Zanim odszedłem od grupy, słyszałem, jak Brooklyn mówi coś jeszcze do zwiadowców, którzy mieli pozostać pod dużym, charakterystycznym drzewem, przy którym się zatrzymaliśmy. Skierowałem się we wskazany przeze mnie wcześniej kierunek.
Starając się myśleć o niczym, przemierzałem łąkę. W tym rejonie śnieg stopniał, pozostawiając mokrą, wysoką trawę, w której mogłem się skryć w miarę potrzeby.
Przez dłuższą chwilę w powietrzu nie unosił się żaden zapach zwierzyny. Dopiero po jakimś czasie wyczułem niedaleko zająca. Znajdował się gdzieś przede mną, akurat w miejscu, gdzie trawa rosła niższa. Po zrobieniu kilku kroków, ale nadal pozostając w ukryciu, dostrzegłem go. Zająć skubał świeżą trawę, był odwrócony do mnie tyłem. Widziałem jego śmieszny, malutki ogonek. Wiedziałem, że gryzonie te nie mają dobrego wzroku, za to posiadają niesamowicie dobry słuch. Uszy miał nastawione, był poderwać się do ucieczki, gdyby usłyszał jakikolwiek dźwięk, nawet ten najmniejszy. Zrobiłem jeszcze kilka kroków, skupiając ciężar ciała na tylnych łapach. Starałem się nie szeleścić trawą. Nie chciałem, aby zając mnie usłyszeć.
Miałem odepchnąć się łapami i wyskoczyć z ukrycia, ale jakiś cień przeleciał mi nad pyskiem, a następnie usłyszałem świst. Orzeł spikował na zająca. Najwidoczniej, nie tylko ja upatrzyłem sobie zająca – prychnąłem w myślach, gdy zobaczyłem, jak orzeł zabija gryzonia na miejscu. Walka z orłem była ryzykowna, ale byłem zbyt wkurzony, by się nad tym zastanawiać. Czasami tak właśnie mam, że agresja bierze górę, a ja wtedy nie myślę za dużo pod wpływem furii. Wkurzyło mnie to, że orzeł był szybszy ode mnie i zabrał mi zdobycz sprzed nosa. Gd skoczyłem na orła dopiero w locie przeszła mi myśl, żeby wgryźć się w jego kark. To było jedyne rozwiązanie, które mogło wypalić. Zdążyłem, nim orzeł zdążył zauważyć moją obecność, odwrócić się czy poderwać do lotu. Szczęką zmiażdżyłem mu kark.
Jeszcze chwilę, czułem złość skierowaną w orła, który wisiał martwy z mojego pyska. Miałem ochotę go rozszarpać, ale wiedziałem, że byłoby to marnowanie pożywienia. Oddychałem głęboko z zamkniętymi oczami. Dopiero gdy się uspokoiłem, poczułem krew orła w pysku.
Podszedłem do zająca. Chwyciłem go za ucho, trzymając jednocześnie orła i powlokłem zdobycze do drzewa. W głowie huczało mi od pulsującej krwi. Serce dalej biło mi mocno w piersi.
Nie byłem zadowolony ze swoich zdobyczy, choć zazwyczaj orła nie łatwo jest zabić, a tym samym uniknąć jakichkolwiek ran z nim w walce. Tuż po zaniesieniu zwierzyny, zawróciłem jeszcze raz do lasu. Udało mi się zabić dzika. Był młody, niedoświadczony, ale spory. Próbował mnie kilka razy staranować, ale ja robiłem uniki. Zabiłem go, miażdżąc mu tchawicę.
Nie był lekki, ale udało mi się go zawlec do zwiadowców.
Zwiadowco?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz