3.24.2020

Od Bonnie cd. Marsa - Grupa III

  
 To miejsce było niesamowite i zdecydowanie warte tego, aby włóczyć się przez kilka godzin w monotonni i nudzie. Nie spodziewałam się, że pod naszą nieobecność postanowią uznać, że budynki z cegły są już passé, a na topie staą się drewniane chaty. Widocznie porzucili też swoje agresywne pojazdy, aby dać miejsce stworzeniom, jakimi były konie! Ciekawy wybór, ludzie! Zapach co prawda nie był zbyt ujmujący, ale z resztą spaliny również mnie nie interesowały.
 - Zostałabym tu dłużej! - zwróciłam się do Rei, z którą myszkowałam po okolicy. - Szkoda tylko, że nie mają tutaj prądu... Jednak nie taka wielka z resztą, kiedy my również go nie mamy, prawda? O! Spójrz! Tamten facet niesie... właśnie, co niesie?
 - Myślę, że nazywają to cepem. - stwierdziła moja towarzyszka, niemniej celebrująca zmianę otoczenia niż ja.
 - Łał! Wygląda na skomplikowany. - odwracałam pysk wraz z tym, jak człowiek przechodził obok nas. Nie wyglądał na zadowolonego z życia, jednak nie miałam z tym problemu. Większy już miałam z tym, że w pewnym momencie wykonał agresywny krok w naszą stronę i fuknął na nas, a trzymane przez niego narzędzie niebezpiecznie zbliżyło się do nas. Dziwny gość. Szczęśliwie jednak byli wokół również bardziej sympatyczni dwunodzy. Raz czy dwa udało mi się nawet nakłonić jakiś, aby pogładzili mnie po głowie. Uśmiechali się przy tym, co potwierdzało całym moim sercem ich ludzkość. Słabszy był jednak fakt, że zwykle po tym chcieli dobrać swoje palce do noszonej przeze mnie torby, ale byłam w stanie im to wybaczyć. Ciekawość nie jest zła. Odsuwałam się wtedy i dołączałam do Rei, która już zachęcała mnie, aby kontynuować zwiad.
  W pewnym momencie tego rekonesansu w naszym otoczeniu pojawił się jakiś dziwniej ubrany człowiek. Przynajmniej jak na normy, które wyznaczała tutaj większość. Miał płaszcz o jaskrawym zabarwieniu i buty z zabawnie podkręconymi noskami. Dłoń miał zaciśniętą na czymś, co odbijało promienie słoneczne. Błyskotka nie mogła umknąć mojej uwadze. Musiałam ją zdobyć. Delikatnie szturchnęłam Reę i wskazałam głową w stronę człowieka, który zatrzymał się przy pobliskim płocie.
 - Jesteś pewna, że to dobry cel?
 - Nie, ale innego dotąd nie napotkałyśmy. - stwierdziłam, po czym nie czekając, ruszyłam ku mężczyźnie. Ten spojrzał się na mnie kątem oka. Zamachałam ogonem przyjaźnie i wysunęłam język. Ten jeszcze nie zareagował na ten gest, nie tracąc swojej podejrzliwości. Nie przeszkodził mi jednak w tym, abym usiadła tuż przed nim i uniosła do góry głowę, ukazując miękkie futerko na podgardlu.
  No dawaj, jesteś człowiekiem! Masz w genach skłonność, aby takie rzeczy przyciągały cię, niczym magnes wasze nieobecne lodówki!
  Cel rozejrzał się wokół, jakby właśnie popełniał wielkie przestępstwo, a następnie przykucnął. Ta pusta z jego dłoni powędrowała ku mojej szyi. Dałam mu chwilę, aby się nacieszył, a kiedy już zamierzał dostać się do torby, nagłym ruchem doskoczyłam do jego drugiego boku. Człowiek w zaskoczemiu uniósł się, wypuszczając drobiazg z dłoni. Miałam szczęście, że tak zareagował. Złapałam coś, co w ciągu tej sekundy zdiagnozowałam z byciem jakimś talizmanem, amuletem albo tentegesem, a następnie rzuciłam się do ucieczki. To przykre, że czasem trzeba kraść od ludzi, ale... a jednak bez "ale", ponieważ zaraz poczułam, jak do ziemi przygniata mnie ta sama ręka, która wcześniej mnie głaskała. W oczach człowieka dojrzałam najmniej ogromne niezadowolenie. Chciałam się wywinąć spod ucisku, przywalić mu z czaszki w ramię albo chociaż kopnąć go którąś z łap, ale okazało się to nie być zbyt możliwe. Wyjściem dla mnie tutaj okazało się być wsparcie. Zaraz Rea znalazła się tuż obok mnie, a zarazem pojawiła się tuż przy twarzy mężczyzny. Ten ponownie już tego dnia odskoczył, a ja wymksnęłam się i wraz z drugą sunią popędziłyśmy jak najdalej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz