Byłam zadowolona z dostarczenia do sfory jelenia. Na jego zabicie nie straciłam wiele siły, ponieważ jeleń był postrzelony i słaby. Jedyna czynność, jaka sprawiła mi trudność, to przeniesienie go do sfory. Zwierzę było ciężkie, a ja musiałam uważać na jego ogromne poroża, ale nie na tyle, aby stanowiły dla mnie większy problem – miałam dobrą kondycję, siły też mi nie brakowało. Pomimo tego, wiedziałam, że jeden jeleń nie wystarczy nam nawet na jeden dzień – do podróżującej sfory przyłączyło się ostatnio kilka psów. Oznaczało to więcej żołądków do wykarmienia, a dla nas myśliwych więcej pracy.
Z tego powodu od razu po dostarczeniu zwierzyny, wróciłam do lasu. Wiedziałam, że muszę upolować coś jeszcze, a moja praca nadal trwała. Mimo zadowoleniu sforzan na jego widok wiedziałam, że wypadałoby upolować coś jeszcze. Sądziłam, że to nie ostatni raz do niego wracam. Wiedziałam, że ten dzień będzie pełen roboty.
Przemierzając las, usłyszałam szum rzeki. Skierowałam się w jej stronę, podejrzewając, że to dobre miejsce na łowy i tam złapię pierwszą ofiarę.
Z każdym krokiem rzeka stawała się głośniejsza, a powietrze wilgotniejsze. Wkrótce dojrzałam ją między pniami drzew, a po chwili byłam na miejscu.
Przyglądałam się nurtowi rzeki, kiedy zauważyłam tamę, która została zbudowana przez bobry. Wciągnęłam głęboko powietrze. Odór dwóch bobrów wypełniał teren. Z trudem udało mi się wyczuć, że jeden z nich, samica, znajduje się gdzieś po drugiej stronie. Woda maskowała ich zapach, a wiatr sprawił, że trudno było je namierzyć.
Podeszłam do tamy. Łapą ostrożnie sprawdziłam, czy utrzyma mój ciężar ciała. Następnie przeszłam na drugą stronę. Zauważyłam, że tama nadal była w budowie.
Gdy odwróciłam wzrok od tamy, zobaczyłam samicę bobra wyłaniającą się z lasy. W pysku trzymała kilka patyków. Gdy mnie ujrzała, upuściła je, a następnie rzuciła się do ucieczki w stronę rzeki. Wiedziałam, że jeśli uda jej się uciec do wody, to nie będę miała szans ją złapać, co skutkowało tym, że będę musiała szukać innej zwierzyny. Nie mogłam do trgo dopuścić, dlatego rzuciłam się w jej stronę. Zanim wskoczyła do wody, udało mi się chwycić ją zębami za gruby ogon. Z ich pomocą udało mi się przebić jego łuskę. W pysku poczułam krew. Bóbr pisnął i odwrócił się do mnie brzuchem. Przyciągnęłam ją do siebie, a następnie położyłam łapę na jej brzuchu, przyciskając ją do ziemi i uniemożliwiając ucieczkę. Pod jej brzuchem poczułam młode. Ale było już za późno, aby zrezygnować z ataku. Poza tym tak najwidoczniej musiało się stać. Puściłam jej ogon i nie zdążyłam się szybko odsunąć, bo uderzyła mnie nim w pysk. Czułam, jak drapie moją łapę pazurami, zadając niewielkie rany. Jednym sprawnym ruchem chwyciłam ją za kark, kiedy próbowała dosięgnąć zębami mojej łap i go skręciłam. Samica leżała bez ruchu na ziemi, kiedy ja miałam zęby zaciśnięte na jej karku, a głowę pochyloną.
Gdzieś w tle, między szumem wody, usłyszałam niepokojący szelest. Gdy odwróciłam się, ujrzałam pędzącego w moją stronę bobra. Był zbyt blisko mnie, bym mogła zareagować. Skoczył prosto na mój pysk, a jedyne co mogłam zrobić, to puścić martwą samicę. Był wściekły. Czułam jak rani mój pysk swoimi pazurami, rozcinając mi skórę. Po krótkiej szamotaninie udało mi się zrzucić bobra, zanim zdążył zadać mi poważniejsze rany swoimi grubymi zębami. Uderzył o pień drzewa. Nie czekając a to, aż się ocknie, przebiłam mu zębami tchawicę.
Nie zwracałam uwagi na rany zadane przez bobry. Zamiast tego przyglądałam się zabitej zwierzynie. Nie czułam się dobrze z tym, że zabiłam partnerstwo bobrów, które dopiero co spodziewało się swojego prawdopodobnie pierwszego potomstwa (stwierdziłam tak, ponieważ wokół nie czułam innych bobrów) jednak bardziej zależało mi na dobrze sfory i tego, abyśmy nie głodowali, co zdarzało się już nie raz. Nie chciałam ich zawieść.
Z lekkim oporem udało mi się chwycić dwa ciała bobrów. Dopiero teraz zauważyłam, że mój pysk nie tylko jest ubrudzony ich krwią, ale również moją własną. Z kilku ran spływała mi niewielka ilość krwi. Nie przejęłam się tym i przeszłam na drugą stronę rzeki, tym samym sposobem, co za pierwszym razem. Następnie udałam się w drogę powrotną.
Myśliwy?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz