początki
Kronika Dogs’ Republic.
5 grudnia, szósty dzień Republiki.
Uznałem, że ta historia musi zostać spisana, zanim zaczniemy tworzyć nową.
Wszystko zaczęło się, gdy jesień dopiero co zaczęła pojawiać się na naszych terenach. Korytarzami krążyły plotki, które stawały się głośniejsze z każdym powtórzeniem.
Raport Pergilmesa Hana Solo. Nikt nie wiedział, cały czas nie wie, jakim sposobem ten skrawek papieru opuścił jego komnatę, ale każdy pies poznał jego treść w przeciągu trzech dni. Świadomość zbrodni była jednym, ale zobaczenie listy niewyjaśnionych zgonów – ułożonej i zapisanej prawdopodobnie miesiące wcześniej – drugim, i sprawiała, że wszystko to wydawało się bardziej prawdziwe. Przerażone głosy dotarły w końcu do hierarchii, ale było to już po pierwszych pęknięciach na gładkiej powierzchni spokoju sfory. Psy zaczęły zadawać pytania: „Dlaczego nikt nic z tym nie zrobił?”, a nawet częściej: „Czemu hierarchia nic z tym nie zrobiła?”. Sol-Leks, Kimes, Snow, imiona, które niby nigdy nikogo nie obchodziły, nagle składały się w straszną całość. Zbrodnia na zbrodni. Tajemnicze samobójstwo, nieznany sprawca, zniknięcie. Zasłona opadła, rozsiała się panika.
To był jednak tylko pierwszy krok ku tragedii. Potrzeba było wielu oficjalnych wypowiedzi Arthura, który powtarzał raz za razem, że nastąpiły zmiany i owszem, było źle, ale sytuacja się poprawiła. Trudno powiedzieć, ilu uwierzyło, bo alfie z pewnością nie pomagało milczenie twórcy raportu. Pergilmes nie zabrał głosu w sprawie, nie wychodził ze swojej komnaty, a jedynym znakiem, że żyje, były kolejne, wynoszone tam i z powrotem talerze. I chociaż zdawało się, że wszystko wróciło do normy, że szepty ustały, że ten szacunek i bezwzględne zaufanie, nawet uwielbienie – niegdyś do zobaczenia w oczach sforzan – względem hierarchii, jest na swoim miejscu – były to tylko pozory. W rzeczywistości dawno wyblakły. Nie zgasły jednak całkowicie, przynajmniej jeszcze nie wtedy.
Zanim sprawa została zapomniana, jedna sytuacja sprawiła, że wszystkie te wyjaśnienia przestały mieć znaczenie. Na płyciźnie znaleziono rozszarpane ciało Mae. Obrzydzenie, szok i strach. Głównie strach, bo wszystkie zapewnienia alf okazały się nic nie warte. Morderstwo, jeszcze jedno na terenie sfory, jeszcze jeden sprawca nieodnaleziony, a do tego ofiarą była młoda, miła suka, która nie miała żadnych wrogów. I w taki sposób społeczność zalała nowa fala paniki.
Część psów odmawiała wychodzenia z komnat, szczenięta przestały przychodzić do szkoły, a ci, którzy odważyli się opuszczać schronienia, śledzili wyraźnie kroki skrytobójców i przeszłych morderców. Do tego nie potrzebne były słowa, wystarczyły spojrzenia i ostentacyjne odsuwanie się. Nie było jednak ataków, nie było żadnych wybuchów agresji, został niepokój, którego alfy nie mogły załagodzić. Wygłaszane były kolejne przemówienia, które nic nie zmieniały, bo nie docierały do przerażonych głów, a gdy Arthur oficjalnie ogłosił, że śmierć Mae nie będzie dalej badana, musiał wiedzieć, że nadejdzie coś strasznego.
Niepokoje trwały, ale życie musi toczyć się dalej, mimo że czuć było, iż nastąpiła zmiana. Wrogość zagościła między psami, pierwotnie skupiała się głównie na części wojska, ale z czasem słychać było coraz częstsze dyskusje o hierarchii, jej celu i skuteczności:
„Alfy są nieskuteczne, nie robią nic, a wszyscy nadal je chwalą!”
„Beta jest niestabilny! Czemu nie zrobił nic z Raportem?!”
„Jakie gammy? Wyjeżdżają co chwila na jakieś podróże!”
„Po co nam delty?! Co tak nieodpowiedzialne psy mogą zdziałać?!”
Takie oto zdania dało się usłyszeć. Psy powoli się określały, czego chciały, a czego nie. Tworzyły się strony, nawet niezabranie głosu miało znaczenie. Pozostawały psy bezstronne, często bojące się zabrania głosu. Niektórzy zaczęli występować coraz odważniej, coraz głośniej wyrażać swoje opinie. Stworzyły się grupy przeciwna alfom, przeciwna betom oraz ta sprzeciwiająca się całej hierarchii. A ona milczała. Aż do momentu, gdy Arthur zniknął.
To jedynie pobudziło plotki. Początkowo padło podejrzenie, że pokłócił się ze swoją partnerką. Związek pary alfa od zawsze był tematem rozmów, zwłaszcza biorąc pod uwagę, jak długo ich ślub był odkładany. Ostatecznie do niego nie doszło. Samiec alfa zaginął, a po jakimś czasie nie można było zrzucać tego jedynie na kłótnie kochanków. Głosy stały się jeszcze głośniejsze niż wcześniej. Nie dało się już ich nie słyszeć. Nieznanej natury związek Brooklyn z Pergilmesem doprowadził do podejrzeń, że jej umiejętności skrytobójcy i jego brak sympatii — zauważalna zwłaszcza w porównaniu relacji jego ojca z byłą alfą — mogły stworzyć mordercze połączenie.
Do tego momentu nie wiadomo, co tak naprawdę się z nim stało.
Coraz częściej było słychać hasła: „Precz z betami!", a także powrócił dawny temat pochodzenia tego rodu. „Ojciec morderca, czemu jego dzieci nie miałyby być?!”. Ogólny poziom sympatii do bety już nie był wysoki, zważywszy na jego niedawne odsunięcie się od życia sfory. Jego powrót do roli nastąpił zbyt późno, by powstałe już zniszczenia naprawić lub odwrócić. Crescendo wraz z partnerką i dziećmi opuścił tereny sfory, uciekając przed niebezpieczeństwem, jeszcze zanim nadeszło. Kolejny stopień hierarchii zniknął. Nasunęły się pytania: Co stanie się ze sforą? Co z hierarchią, w której dwa stopnie zniknęły, a dwa się rozpadły?
Chaos zapanował na dobre i może to właśnie przez to nikt nie spostrzegł, jak nieznany podpalacz wkradł się do zamku i doprowadził do pożaru w komnacie nowej pary delta. Zginął Jay, zostawiając partnerkę poparzoną, a sforę w jeszcze większym szoku. Zdawało się, jakby wszelkie okoliczności sprzymierzały się, żeby doprowadzić do końca niegdyś wspaniałą sforę Royal Dogs, teraz zostawioną z wybrakowaną hierarchią, przestraszonymi członkami i konfliktami wewnętrznymi, które miały tylko się zaostrzyć.
Psy, pogrążone w tragedii i niepewności, nawet nie zwróciły początkowo uwagi na to, że książę alf zniknął ze swojego zamknięcia, co nie mogło nastąpić bez pomocy z zewnątrz. Jednak on nie był w tej chwili największym ich zmartwieniem, chociaż z perspektywy przyszłości, wiemy, że powinien.
Nadeszło zebranie, zapowiedziane jeszcze przez Arthura. Zgromadzili się sforzanie. Zgromadziła się hierarchia. Brakowało jedynie przewodniczącego. W przypływie uczuć, które potrafi określić tylko on, samiec beta wszedł na podium. W tym samym momencie, gdy postawił łapę na podwyższeniu, rozległy się krzyki:
„Nie jesteś alfą, co ty sobie myślisz?!” zabrzmiało najgłośniej. Zaraz odezwała się obrona, ale wraz z nią kolejne ataki. Pergilmes stał w bezruchu, podczas gdy na stopniach kotłował się tłum, w którym każdy chciał wypowiedzieć swoje zdanie. A zdania stały się coraz mniej godne izby, w której się znaleźli. Fakt, że nie doszło jednak do rozlewu krwi, mógł być uznany za cud lub zgodne działanie emerytowanej gammy i bety, których stare głosy zdawały się być jedynym, co trzymało sforzan w ryzach. Pergilmes zszedł z mównicy i znalazł się między obiema siostrami, będącymi wraz z Brooklyn jak mur, stojący na schodach, którego nikt nie odważył się przekroczyć. Zebranie sensu stricte się nie odbyło.
Wieczorem, tego samego dnia, odbyło się spotkanie, które pogłębiło tylko wątpliwości niektórych sforzan. Pozostałości rodzinny bet i gamm zebrały się w jednym pomieszczeniu. Można zdradzić, że treść rozmowy nie była związana ze spiskiem. Samo spotkanie zresztą trudno było nazwać rozmową. Jej głównym i jedynym liczącym się punktem, była krótka wypowiedź emerytowanego bety, informującego zebranych o swoich przypuszczeniach, które dla niego były pewne.
„Coś się stanie, domyślacie i wy i ja. Nie wiem co, ale nie kończy się na irytacji sforzan. To problem nie do rozwiązania, nie w obecnej sytuacji”.
Nie padły żadne propozycje, nie doszło do podjęcia żadnych kroków w stronę rozwiązania. Psy rozeszły się do swoich komnat, zaniepokojone bardziej niż wcześniej.
Dwa dni później nastąpiło kolejne uderzenie, tym razem planowane i przemyślane. Emerytowany alfa został zamordowany, a jego partnerka szybko zrzuciła winę na Listonosza Pata i jeszcze tego samego dnia zniknęła. Więcej nikt nic o niej nie usłyszał. Kolejna śmierć to była ta jedna za dużo.
Krzyki przerodziły się we wrzaski, wrzaski w bójki. Część pozamykała się w komnatach. Część uciekła. Część starała się dobić do drzwi. Zapanowały trzy dni beznadziei, gdzie można było zobaczyć najgorsze z wcieleń rewolucji. W takiej sytuacji tylko niektórzy zwrócili uwagę na to, że zabrakło przy nich towarzyszy, którzy nagle zniknęli. Ich brak, zwłaszcza co potężniejszych, okazał się znaczący.
Koty nadeszły z północy. Ich sojusznicy – wilki, ze wschodu. Sfora była pozbawiona władz i na skraju całkowitej katastrofy. Początkowo to nie była wojna, to była masakra. Ci nieszczęśnicy, którym odcięto drogę do zamku, zostali zmasakrowani. Próbowano uciekać, kryć się, nawet organizować oddziały, żeby odbić zabrane ziemie. W sercach niektórych gościł gniew, obudziło się przywiązanie do tych ziem, na których spędzili lata swojego życia. Jednak organizacja oddziałów była powolna, a próba odbijania terenów zupełnie nieskuteczna. Psy umierały, a nie było nawet komu ich chować.
Udało się stworzyć oddział z psów, unoszących się ponad podziałami, które zawierzyły Peterowi, że ten będzie w stanie ich poprowadzić. Kierowany był przez Humphreya, który pragnął odzyskać ziemie jego dziadka i ojca. Udało się im nawet osiągnąć drobne zwycięstwa i wrócić bezpiecznie za mury, jednak ani brama nie mogła wytrzymywać dłużej, ani tajne przejścia nie mogły pozostawać nieustannie tajne.
Jeden dzień. Po raz ostatni oddział księcia został wysłany na wrogów i w całości poległ w rzezi, która była nieunikniona dla tej walki niemożliwej do wygrania. Zamek został ostatecznie zdobyty. Części pozostającej w nim jeszcze udało się uciec, chociaż spora grupa była skazana na łaskę wrogów.
Przetrwańcy skryli się na granicy. Niewielka grupa początkowo pozostawała w kropce, nie wiedząc, co dalej ze sobą począć. Ostatecznie padł pomysł, nieważne z czyjego pyska. Sfora. Inna sfora. Nowa sfora. Inne miejsce. Inne życie. Nowe życie. Przerażające, nowe życie z dala od domu. Bo dom został zniszczony, a życie bliskich pogrzebane.
Pergilmes Han Solo i Brooklyn – dwójka nierozerwalnych współpracowników – czyli ostatni element dawnej hierarchii jak dawnego ładu, i jeden ze skrytobójców, pozostali na granicy przez tydzień, licząc na dostrzeżenie na horyzoncie chociaż jednego znajomego pyska. Bez rezultatu.
O poranku, dokładnie sześć dni temu, sfora – wtedy jeszcze bez nazwy – ruszyła.
Tak wygląda zapis ostatnich dni Royal Dogs.
retrospekcje
Retrospekcje służą do odpowiedniego zakończenia dziejów postaci w Royal Dogs.
Mogą dziać się zarówno przed Rewolucją, jak i, do czego zachęcamy, w trakcie niej oraz wojny.
Mogą dziać się zarówno przed Rewolucją, jak i, do czego zachęcamy, w trakcie niej oraz wojny.
- Mogą być dalej pisane, jednak zalecane jest sprężenie się.
- Opowiadania należy oznaczać etykietą "Retrospekcja" i imieniem psa oraz zatytułować Od IMIĘ - Retrospekcja bądź Od IMIĘ cd. INNE IMIĘ - Retrospekcja, poza tym obowiązują takie same zasady, jak przy zwykłych opowiadaniach.
Od Lucyfera #1
Od Pergilmesa #1
Od Fryderyka Wilhelma #1
Od Fryderyka Wilhelma #2
Od Persefony #1
Od Millenium Falcona #1
Od Miss Clarice - Retrospekcja #1
Od Marsa - Retrospekcja #1
Od Solangelo - Retrospekcja#1
Od Solangelo - Retrospekcja#2
Od Solangelo - Retrospekcja#3
Od Solangelo - Retrospekcja#4
Od Marsa - Retrospekcja #2
Od Beatrycze - Retrospekcja #1
Od Marsa - Retrospekcja #3
Od Pergilmesa #1
Od Fryderyka Wilhelma #1
Od Fryderyka Wilhelma #2
Od Persefony #1
Od Millenium Falcona #1
Od Miss Clarice - Retrospekcja #1
Od Marsa - Retrospekcja #1
Od Solangelo - Retrospekcja#1
Od Solangelo - Retrospekcja#2
Od Solangelo - Retrospekcja#3
Od Solangelo - Retrospekcja#4
Od Marsa - Retrospekcja #2
Od Beatrycze - Retrospekcja #1
Od Marsa - Retrospekcja #3
strony konfliktu rd
Należy wybrać jedną i uwzględnić ją w formularzu, jeżeli postać należała wcześniej do Royal Dogs
- Wyznawcy Alf – wierni podwładni założycieli sfory. Uważali, że skoro tyle lat to działało, nie było powodów do niepokojów i zamieszek, a to wszystko było jednym, wielkim nieporozumieniem. Dodatkowo uznawali działalność bet za spisek, a Brooklyn i Pergilmesa winnych tajemniczego zniknięcia Arthura.
- Zwolennicy Bet – postaci, które uznały, że ci faktycznie mieli sporo racji i nie bez powodu wyciągali na wierzch niekompetencje władców. Uznali, że warto podążać ich ścieżkami oraz zwiększyć ich wpływy w sforze, zanim ta kompletnie upadła.
- Przeciwnicy hierarchii – wszyscy, którzy zrzucają winę upadku sfory na całokształt rządzących. Stwierdzili, że cała hierarchia była niekompetentna i starali się o zniwelowanie ich autorytetu, aby ewentualnie obsadzić nowe, wybrane przez nich psy.
- Bezstronni – pozostali, którzy chcieli jedynie mieć święty spokój i przeżyć, ewentualnie nie interesował ich dalszy los upadłej już sfory. Najważniejsze było dla nich bezpieczeństwo.
Dalsze dzieje sfory
2 kwietnia, sto dwudziesty trzeci dzień Republiki
Ten wpis powinien być uczyniony znacznie wcześniej, ale nie miałem do tego głowy.
Nasza podróż trwa już ponad sto dni. Przebyliśmy wiele kilometrów pomiędzy drzewami, łąkami i kamieniami. Powinniśmy być już bezpieczni od wilków i kotów, a przynajmniej tych, które czyhały na nas w okolicy dawnych terenów. Jeżeli ktoś wciąż próbowałby nas gonić, doceniałbym determinację.
Nikt nie zmarł z wyczerpania czy głodu. Ranne w walkach psy wróciły już do siły, chociaż codzienne pokonywanie kilkunastu kilometrów z pewnością im w tym nie pomogło. Sama podróż na szczęście była raczej pozbawiona przygód. Kilka wilków lub nieznajomych psowatych zbliżyło się do nas, ale tylko zwiadowcy i strażnicy mieli z nimi spotkania, a one skończyły się one szczęśliwie. Powróciło do nas parę psów, kilka później odeszło, ale informacje o tym znajdują się na osobnej stronie.
Dłuższy postój został zarządzony parę tygodni temu. Temperatura nareszcie zaczęła się zmieniać i zawitała do nas wiosna, więc całą grupą rozłożyliśmy się na plaży przy jeziorze. Po paru dniach będących wyłącznie odpoczynkiem, dla zregenerowania się, każde stanowisko dostało już swoje zadanie.
Myśliwi poinformowali o raczej niezbyt ciekawym przebiegu ich wielkiego polowania. Przynieśli parę mniejszych zwierzyn i kilka większych, które zapewniły nam zapasy na dalszą drogę. Nie jest to wiele, ale ponieważ nikt nie został ranny i wciąż, mięso pozostaje mięsem, ich polowanie zostaje uznane za sukces.
Medycy, wykorzystując fakt, że sporo roślin rozwijało się w najbliższej okolicy, postanowili uzupełnić zapasy. Większość wszelkich leków, które zostały zabrane ze sfory, skończyły nam się miesiące temu. Prestian poinformował później, że zioła, które odnaleźli stanowią zadowalające ilość, jeżeli chodzi nam jedynie o zwyczajną medycynę. Wyraził też nadzieję, na przyszłe eksperymenty, które mogą doprowadzić do powstania eliksirów.
Strażnicy powinni mieć najłatwiejsze zadanie, polegające na pilnowaniu dobytku pozostawionego przez resztę sfory. Po pewnym czasie pojawiły się problemy w postaci lisów i będących na ich usługach psów. Utrzymywały one, że nie są negatywnie nastawione do naszej grupy i były zainteresowane rozpoczęciem kontaktów handlowych ze sforą. Mimo to zostały wysyłane osoby, mające na celu szpiegować ich postępowania. Niewiele udało się dowiedzieć, bo w niewiadomy sposób lisy i wszelkie ślady ich obecności zniknęły.
Na koniec zwiadowcy odbyli wielodniową podróż w kierunku ludzkiej osady. Z nieznanych nam przyczyn była ona dość archaiczna. Pojawiły się teorie, że jest to jedna z ludzkich rekonstrukcji bądź miejsce pobytu jednej z krańcowych grup religijnych, ale tutaj również nie udało się zdobyć odpowiedzi. Ludzie początkowo tolerowali nieznaną im grupę psów, ale wkrótce zaczęli niepokoić się ich obecnością. Rozpoczęli proces przepędzania naszych zwiadowców, którzy kryli się przed ludźmi, póki nie stało się to zbyt niebezpieczne. Zmuszeni byli oni wtedy wrócić z powrotem do reszty sfory.
Jutrzejszego dnia, patrząc po dacie pisania przeze mnie tej kroniki, wyruszamy dalej. Podejrzewam, że kolejne uzupełnienie kroniki nastąpi już po tym, jak znajdziemy dom.
Nasza podróż trwa już ponad sto dni. Przebyliśmy wiele kilometrów pomiędzy drzewami, łąkami i kamieniami. Powinniśmy być już bezpieczni od wilków i kotów, a przynajmniej tych, które czyhały na nas w okolicy dawnych terenów. Jeżeli ktoś wciąż próbowałby nas gonić, doceniałbym determinację.
Nikt nie zmarł z wyczerpania czy głodu. Ranne w walkach psy wróciły już do siły, chociaż codzienne pokonywanie kilkunastu kilometrów z pewnością im w tym nie pomogło. Sama podróż na szczęście była raczej pozbawiona przygód. Kilka wilków lub nieznajomych psowatych zbliżyło się do nas, ale tylko zwiadowcy i strażnicy mieli z nimi spotkania, a one skończyły się one szczęśliwie. Powróciło do nas parę psów, kilka później odeszło, ale informacje o tym znajdują się na osobnej stronie.
Dłuższy postój został zarządzony parę tygodni temu. Temperatura nareszcie zaczęła się zmieniać i zawitała do nas wiosna, więc całą grupą rozłożyliśmy się na plaży przy jeziorze. Po paru dniach będących wyłącznie odpoczynkiem, dla zregenerowania się, każde stanowisko dostało już swoje zadanie.
Myśliwi poinformowali o raczej niezbyt ciekawym przebiegu ich wielkiego polowania. Przynieśli parę mniejszych zwierzyn i kilka większych, które zapewniły nam zapasy na dalszą drogę. Nie jest to wiele, ale ponieważ nikt nie został ranny i wciąż, mięso pozostaje mięsem, ich polowanie zostaje uznane za sukces.
Medycy, wykorzystując fakt, że sporo roślin rozwijało się w najbliższej okolicy, postanowili uzupełnić zapasy. Większość wszelkich leków, które zostały zabrane ze sfory, skończyły nam się miesiące temu. Prestian poinformował później, że zioła, które odnaleźli stanowią zadowalające ilość, jeżeli chodzi nam jedynie o zwyczajną medycynę. Wyraził też nadzieję, na przyszłe eksperymenty, które mogą doprowadzić do powstania eliksirów.
Strażnicy powinni mieć najłatwiejsze zadanie, polegające na pilnowaniu dobytku pozostawionego przez resztę sfory. Po pewnym czasie pojawiły się problemy w postaci lisów i będących na ich usługach psów. Utrzymywały one, że nie są negatywnie nastawione do naszej grupy i były zainteresowane rozpoczęciem kontaktów handlowych ze sforą. Mimo to zostały wysyłane osoby, mające na celu szpiegować ich postępowania. Niewiele udało się dowiedzieć, bo w niewiadomy sposób lisy i wszelkie ślady ich obecności zniknęły.
Na koniec zwiadowcy odbyli wielodniową podróż w kierunku ludzkiej osady. Z nieznanych nam przyczyn była ona dość archaiczna. Pojawiły się teorie, że jest to jedna z ludzkich rekonstrukcji bądź miejsce pobytu jednej z krańcowych grup religijnych, ale tutaj również nie udało się zdobyć odpowiedzi. Ludzie początkowo tolerowali nieznaną im grupę psów, ale wkrótce zaczęli niepokoić się ich obecnością. Rozpoczęli proces przepędzania naszych zwiadowców, którzy kryli się przed ludźmi, póki nie stało się to zbyt niebezpieczne. Zmuszeni byli oni wtedy wrócić z powrotem do reszty sfory.
Jutrzejszego dnia, patrząc po dacie pisania przeze mnie tej kroniki, wyruszamy dalej. Podejrzewam, że kolejne uzupełnienie kroniki nastąpi już po tym, jak znajdziemy dom.
Pozwolę sobie powiedzieć, liczę, że stanie się to już niedługo.
Dokonaliśmy tego. Znaleźliśmy dom. Żyjemy.
Wioska, do jakiej dostaliśmy się przez ukrytą ścieżkę, bywa niepokojąca. Krąży niejedna teoria, co mogło skłonić ludzi do opuszczenia tego miejsca, a każda jest bardziej makabryczna od drugiej. Wiele miejsc w okolicy sprawia, że plotki nabierają nowej energii. Widok ludzkich szczątek na cmentarzu, całkowicie suchy teren ze zniszczoną świątynią, niezbadany las - każdy zakątek tych może i nie tak ogromnych terenów może kryć w sobie sygnał do odwrotu i opuszczenia tych okolic. Dotychczas jednak jeszcze nic nie dało nam wyraźnego powodu, aby tutaj nie osiadać. Sprawiło to już oficjalnie ogłoszenie - bardziej prawdopodobne jest pozostanie niż opuszczenie tych terenów.
Ta wiadomość jest równoznaczna z potrzebą ciężkiej pracy oraz koniecznością wykonywania nowych obowiązków. Propozycja odbudowania części budynków może brzmieć absurdalnie, ale z pierwszymi widokami organizacji, rysowania w ziemi czy słuchania dyskusji na temat materiałów, nabiera się nadziei, że damy radę.
Dotychczas nikt, kto z nami wędrował nie zginął ani nie zaznał poważnych ran. Pierwsze dni w nowym miejscu również nie przyniosły tragicznych wieści. Strażnicy i zwiadowcy, badając teren, stwierdzili, że w okolicy wewnętrznych terenów nie widać śladu zorganizowanych grup psowatych, jakie mogłyby nam zagrozić. Nie ma pewności, że ten stan się utrzyma, lecz ta wiadomość sprawiła, że pozytywny impuls przeszedł przez członków. W takiej sytuacji mamy warunki do rozwoju. Jedną z jego oznak jest realizowanie się przez sztukę, dlatego utworzono dodatkowe stanowiska artystyczne. Drugą okazuje się być jeden z budynków, który już po pewnym czasie stał się punktem spotkań oraz mniej lub bardziej poważnych dyskusji. Postanowiono uznać go za karczmę. Można też wraz z nią ogłosić, że nasze nasze życie jest już czymś więcej niż ciągłą walką. Nawet jeżeli dalej jeden podejrzany dźwięk sprawia, że obecni rozglądają się wokół, a nierozpoznany ślad budzi niepokój - istnieje możliwość powiedzenia, że "już jest lepiej".
Wartymi do zanotowania zmianami jest rozbudowanie organizacji sfory. Nasze obecne prawo jest dokładniejsze, zaczęliśmy myśleć nad stanowiskiem sędzi, a także wygospodarowana została niema groźba dla w postaci namiastki lochu. Im dłużej pozostanie pusty, tym lepiej.
Założona została waluta. Koncept pieniądza okazał się nam zarówno utrudniać życie, jak i ułatwiać w wielu aspektach. Z jednej strony mierzymy się z kwestiami samego nastrajania konceptu oraz powszechnego wprowadzania go, z drugiej strony jednak monety stały się przydatne, ponieważ dzięki nim miejsce ma rynek. Na razie prosty, ale rozwijający się. Z pewnymi dyskusjami spotkał się też zwiększający obieg pieniądza system płac oraz czynszu. Zobaczymy, jak okaże się działać w praktyce.
Zobaczymy, co przyniesie przyszłość i jakie informacje uda nam się jeszcze zdobyć o tej okolicy.
Nowa rzeczywistość
16 czerwca, sto dziewięćdziesiąty siódmy dzień Republiki
Nadszedł ten moment, kiedy jestem w stanie ułożyć Kronikę na deskach i nie rozglądać się na wszystkie strony z obawą, że zaraz zobaczę wpatrujące się we mnie oczy dużego drapieżnika.Dokonaliśmy tego. Znaleźliśmy dom. Żyjemy.
Wioska, do jakiej dostaliśmy się przez ukrytą ścieżkę, bywa niepokojąca. Krąży niejedna teoria, co mogło skłonić ludzi do opuszczenia tego miejsca, a każda jest bardziej makabryczna od drugiej. Wiele miejsc w okolicy sprawia, że plotki nabierają nowej energii. Widok ludzkich szczątek na cmentarzu, całkowicie suchy teren ze zniszczoną świątynią, niezbadany las - każdy zakątek tych może i nie tak ogromnych terenów może kryć w sobie sygnał do odwrotu i opuszczenia tych okolic. Dotychczas jednak jeszcze nic nie dało nam wyraźnego powodu, aby tutaj nie osiadać. Sprawiło to już oficjalnie ogłoszenie - bardziej prawdopodobne jest pozostanie niż opuszczenie tych terenów.
Ta wiadomość jest równoznaczna z potrzebą ciężkiej pracy oraz koniecznością wykonywania nowych obowiązków. Propozycja odbudowania części budynków może brzmieć absurdalnie, ale z pierwszymi widokami organizacji, rysowania w ziemi czy słuchania dyskusji na temat materiałów, nabiera się nadziei, że damy radę.
Dotychczas nikt, kto z nami wędrował nie zginął ani nie zaznał poważnych ran. Pierwsze dni w nowym miejscu również nie przyniosły tragicznych wieści. Strażnicy i zwiadowcy, badając teren, stwierdzili, że w okolicy wewnętrznych terenów nie widać śladu zorganizowanych grup psowatych, jakie mogłyby nam zagrozić. Nie ma pewności, że ten stan się utrzyma, lecz ta wiadomość sprawiła, że pozytywny impuls przeszedł przez członków. W takiej sytuacji mamy warunki do rozwoju. Jedną z jego oznak jest realizowanie się przez sztukę, dlatego utworzono dodatkowe stanowiska artystyczne. Drugą okazuje się być jeden z budynków, który już po pewnym czasie stał się punktem spotkań oraz mniej lub bardziej poważnych dyskusji. Postanowiono uznać go za karczmę. Można też wraz z nią ogłosić, że nasze nasze życie jest już czymś więcej niż ciągłą walką. Nawet jeżeli dalej jeden podejrzany dźwięk sprawia, że obecni rozglądają się wokół, a nierozpoznany ślad budzi niepokój - istnieje możliwość powiedzenia, że "już jest lepiej".
Wartymi do zanotowania zmianami jest rozbudowanie organizacji sfory. Nasze obecne prawo jest dokładniejsze, zaczęliśmy myśleć nad stanowiskiem sędzi, a także wygospodarowana została niema groźba dla w postaci namiastki lochu. Im dłużej pozostanie pusty, tym lepiej.
Założona została waluta. Koncept pieniądza okazał się nam zarówno utrudniać życie, jak i ułatwiać w wielu aspektach. Z jednej strony mierzymy się z kwestiami samego nastrajania konceptu oraz powszechnego wprowadzania go, z drugiej strony jednak monety stały się przydatne, ponieważ dzięki nim miejsce ma rynek. Na razie prosty, ale rozwijający się. Z pewnymi dyskusjami spotkał się też zwiększający obieg pieniądza system płac oraz czynszu. Zobaczymy, jak okaże się działać w praktyce.
Zobaczymy, co przyniesie przyszłość i jakie informacje uda nam się jeszcze zdobyć o tej okolicy.
[...]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz