1.03.2020

Od Prestiana - Retrospekcja #2

 - Proszę pana, tam leży następny. Tylko nie wiem, jak go przenieść. Rozlał się.
 - Pozwól, że rzucę okiem, rekrucie. - oderwałem wzrok od listy, a następnie udałem się we wskazanym kierunku.
  Kiedy już sytuacja uspokoiła się, miałem czas, aby poczuć, jak dziwnie poruszało mi się w nowym ciele. Niby wszystko chodziło normalnie, jednak wymagało innych... proporcji? Czasem z przyzwyczajenia wyciągałem podczas chodzenia łapy dalej niż powinienem albo w związku z kryzą byłem zmuszony odwracać pysk zdecydowanie bardziej, aby zauważyć, co też się za mną znajduje. Zyskiwałem jednak w zamian inne rzeczy - drobniejszy pysk oraz łapy dawały mi więcej możliwości pod względem precyzji, a ta możliwość przyćmiewała wszelkie wady czy elementy wadopodobne.
  Oczywiście takie rozmyślania nie były jednak aż tak istotne w momencie, kiedy udawałem się zobaczyć trupa. Odgarnąłem bezlistne gałęzie i zatrzymałem się w połowie kroku, kiedy tylko rozpoznałem zwłoki.
  Nie było to trudne zadanie. Właściwie to to ciało nie różniło się bardzo od tego, które widziałem za życia. Co prawda nigdy nie widziałem u niego dotąd takiego grymasu bólu, jednak rozerwany bok oraz rozsypane na glebę wnętrzności zupełnie to tłumaczyły.
Cadillac.
 - I jak go przeniesiemy, proszę pana? - rekrut szedł zaraz za mną.
 - Wciśniemy te organy z powrotem, a następnie miejmy nadzieję, że nie wypadną z drugiej strony. Nie powinien być urażony. Oprócz tego ziemia tutaj już widocznie przesiąkła wszystkim, czym mogła, więc jeżeli ktoś będzie miał ochotę, niech ją przekopie. Może jeszcze maki wyrosną na wiosnę.
 - Pójdę po chłopaków.
 - Idź. - powiedziałem już prędzej dla samego faktu powiedzenia czegoś niż rzeczywistego przekazu. Spojrzałem jeszcze, jak rekrut znika w gąszczu gałązek, a następnie zacząłem przyglądać się okolicy. Myślałem nad sceną, która zadziała się w tym miejscu. Ostatecznie nie byłem detektywem, jednak parę faktów nie było trudnych do odkrycia. Starczyło spojrzeć na rozstaw śladów, aby stwierdzić, że pies biegł, a w ślad za nim gonił wilk. Cadillac potknął się o wystający korzeń, a ta chwila dekoncentracji sprawiła, że już mógł poczuć, jak szczęki wgryzają mu się w bok, a wnętrzności są wyciągane ze środka. Jego przeciwnik widocznie poświęcił na to wszystko zaledwie chwilę i było to jedyne, co zrobił, ponieważ nie widziałem żadnych innych poważnych ran. Patrzył się na agonię psa albo po prostu odszedł. Po tym, jak rozlana była krew i podrapana była okolica wnioskowałem, że Cadillac jeszcze przez chwilę żył. Miotał się w bólu i starał przesuwać się do przodu, jednak obrażenia były zbyt poważne, aby pociągnął wystarczająco długo.
 - Kto teraz będzie mnie irytował... - mruknąłem.
***
  Patrzyłem, jak płomień rośnie wraz z pochłanianiem kolejnych ciał. Początkowo obawiałem się, czy wszystko było przygotowane poprawnie - nikt nigdy mnie nie instruował, jak przygotować stos. Wydawało mi się jednak, że zrobiłem wszystko w miarę poprawnie. Nawet pył nie będzie sypał w oczy.
  Przyjrzałem się garstce obecnych. Niektórzy milczeli, ktoś chlipał pod nosem, jednak zachowywali się stosownie. Pośród zgromadzonych zobaczyłem Kotlika. Uchwycił w pewnym momencie mój wzrok, a następnie zaprosił mnie gestem.
 - Jak się z tym czujesz? - zapytał, kiedy znalazłem się już tuż obok niego.
 - Nie spodziewałem się, że pielęgniarz będzie w stanie wywołać wojnę.
 - I tak byście się wyrżnęli. - coś nieprzyjemnego było w sposobie, jak artykułował słowa. Robił to zbyt lekko, jak na kogoś kto był świadkiem wszystkich ostatnich wydarzeń. Miał uniesioną głowę i dumną postawę, jakiej dotąd nigdy u niego nie widziałem. Próbowałem doszukać się w nim jakiejś skruchy, jednak nie była u niego widoczna. Prędzej już dojrzałem u niego zmęczenie. - Dlaczego to zrobiliście? Ten.. jak to się nazywa?
 - Stos. Założyłem, że w sytuacji masowego mordu, rozkładająca się padlina będzie mogła przywołać rzesze drapieżników, pasożytów, wszelakie zarazy, choroby. Dodatkowo też całopalenie wydaje mi się w miarę godnym pochówkiem. - dodałem, chociaż sam czułem pewną niewygodę w związku z faktem, że nic nie zastąpi dobrze przeprowadzonej i uspokajającej sumienie żywych ceremonii.
 - Na jednym stos są wilki, koty i psy. - zmarszczył nos i zamachał ogonem. - Czy dalej jest to godny pochówek?
 - Czasem lepiej już wszystkich potraktować po równo. Z resztą niektóre szczątki były tak zmasakrowane, że nawet jako medyk miałem problem z określeniem gatunku.
 - Pewnie też niektórzy już pochowali swoich bliskich. - Kotlik dodał beznamiętnie.
 - My tylko zadbaliśmy o tych, których szczątki nie zdążyły zostać zadbane.
 - Spisywaliście, czyje szczątki znaleźliście?
 - Ja i rekruci się o to staraliśmy. Mimo wszystko jednak wiadome jest, że nie znaliśmy wszystkich imion, a po terenach i w zamku jest pewnie jeszcze pełno nieznalezionych zwłok.
Przez chwilę panowało milczenie. Kilku obserwatorów odeszło. W końcu i ja również uniosłem się z zamiarem odejścia. Prowodyr utkwił we mnie swój wzrok.
 - Prestianie, - zaczął uroczystym tonem. - dużo tutaj zrobiłeś. Czy nie chciałbyś dołączyć do naszego stada? Myślę, że żaden kot ani wilk nie miałby problemu w związku z twoją obecnością.
 - Dziękuję, ale nie jestem tutaj potrzebny. - odpowiedziałem po chwili milczenia.
***
  Założyłem torbę z medykamentami na grzbiet i już ostatni raz pożegnałem się z rekrutami. 
  Wyglądali na smutnych. 
  Nie miałem jednak czasu nad tym myśleć. Doszła mnie wieść, że gdzieś na granicy tworzy się grupa psów, która chce kontynuować sforę - a pewnie potrzebują medyka. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz