Wszystko w moim życiu zaczynało się układać. W końcu miałem przy swoim boku Lightsaber, czułem, że nic nie jest w stanie zabrać mi mojego szczęścia. Jeszcze wtedy nie byłem świadomy, jak bardzo się mylę. Każdy zna to uczucie motyle w brzuchu euforia, chęć spędzania razem czasu, moc pozwalająca przenosić góry. Po wspólnej nocy z Saber wyszedłem o świcie z komnaty i na korytarzu panował chaos. Pobiegłem szybko do pokoju Deepa i zacząłem walić w drzwi, w końcu je wyważyłem, ale jego komnata okazała się być pusta. Ruszyłem do Tiary, jednak jej również nie zastałem nigdzie. Rzuciłem się na pierwszego lepszego członka sfory przyciskając go mocno do ściany.
- Co tu się dzieje?!
- To koniec, nie mamy hierarchii, kolejni zamordowani, trzeba uciekać!
Puściłem więc psa, sam niewiele wiedząc, w końcu jeden z wojowników krzyknął.
- Lucyfer za mną!
Pobiegłem więc za nim na zbiórkę, gdzie książę Alf przedstawił nam sytuację i plan działania. Od tej pory byliśmy na jego rozkazy i czekaliśmy na polecenie.
Kilka osób patrzyło krzywo w moją stronę
- O co wam chodzi? - warknąłem
- Lepiej się przyłóż, bo jesteś na liście podejrzanych o kilka morderstw, kto wie być może to ty stoisz za tym.
Tym razem to nie ja byłem winny, dlatego wkurzony omal nie rzuciłem się na psa w ostatniej chwili ktoś mnie złapał.
- Uspokój się, musimy działać razem, a nie przeciwko sobie. Czeka nas wojna, oszczędzajmy siły.
Wziąłem głęboki oddech, spojrzałem na oskarżyciela wrogo, po czym usiadłem.
Mijał czas czekaliśmy w gotowości na rozkazy, które nie nadchodziły.
Roznosiła mnie energia, kręciłem się niespokojnie, chodząc wzdłuż pomieszczenia.
- Usiądź! - ktoś podniósł na mnie głos.
Od razu rzuciłem spojrzenie.
- Wal się, nikt nie będzie mi mówił, co mam robić - warknąłem.
Mijały minuty i godziny, a my wszyscy bezczynnie siedzieliśmy w tym przeklętym pomieszczeniu. W końcu zjawił się książę Alf.
- Ruszajcie!
Wszyscy wybiegliśmy, ja zająłem się obroną zamku, a reszta pobiegła w teren.
Gdy wrogowie przedostawali się przez linie obrony, wpadali prosto w moje szczęki. Walka trwała kilka godzin i udało nam się obronić zamek. Jednak to był dopiero początek zagłady.
Po walce zebraliśmy się wszyscy w pomieszczeniu, aby opatrzeć rany.
- Wróg nie śpi - mruknąłem.
Nasze wojsko było osłabione, ale udało się spokojnie przeżyć noc. Niestety nadeszła kolejna fala wrogów, która zmieniła nasze życie. Wybiegliśmy z zamku i nas zamurowało/ Roiło się od wrogów, osłabieni ruszyliśmy bronić naszego terenu. Wrogowie pragnęli dostać się do zamku, więc stanąłem w drzwiach i po kolei odpierałem atak wrogów. Nie było łatwo, z każdą minutek byłem coraz bardziej zmęczony, a wrogów przybywało. Słyszałem jak reszta walczy zaciekle sam z resztą, nie chciałem odpuścić. Pokochałem to miejsce, to było dla mnie ważne. Dyszałem ciężko, a krew zalewała moje oczy. Coraz więcej ugryzień zadrapań i otwartych ran na moim ciele się pojawiało. Czułem zapach śmierci, było go coraz więcej. Nie zamierzałem się poddać, czułem jak opadam z sił. Ta wojna trwała w nieskończoność, a przynajmniej tak mi się wydawało w tamtym momencie. Ta wojna trwała kilka godzin bez przerwy, czułem że tracę krew i opadam z sił staje się coraz łatwiejszym celem dla wrogów.
- Więcej was matka nie miała! - wrzasnąłem, wściekły na tą całą sytuacje.
W pewnym momencie zostałem otoczony.
- Zostałeś sam - warknął jeden w wilków.
- Nie gadaj tylko walcz! - mruknąłem.
Po czym rzuciłem się w wir walki. Poczułem zaciskające się szczęki na moim ciele, wtapiająca się kły przebijające moją skórę. Ból stawał się nieznośny. W końcu runąłem na ziemię, mój oddech był ciężki, a w płucach brakowało powietrza. Wizja przegranej stawała się coraz bardziej realna. Wrogowie nie odpuszczali, po chwili czułem jak zostaje mi odcięty dopływ tlenu, a mrok zasłonił mi oczy a powieki zamknęły się. Zapach śmierci był wszędzie, a ja czułem że powoli zbliża się do mnie wielkimi krokami. Czułem jak moje ciało zostaje rozczłonkowane. Słyszałem gruchot własnych kości nie mogłem nic zrobić to był koniec. W końcu już nie nie czułem nic..
CDN.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz