Odnowa dawnej sfory z jej starszych członków stawała się być coraz lepsza. Oczywiście wszystko na początku szło mozolnie, jak krew z nosa, ale po kilku dniach mojego pobytu dotarło do nas kilka psów, które przeżyły po nastałej rewolucji. Oczywiście kojarzyłam niektóre pyski, ale nie zwracałam na nich szczególnej uwagi. Miałam tu konkretne zadania od Gila i swoje stanowisko.
Mimo panującego chaosu na terenach dawnego Royal Dogs nadal byliśmy od nich kilka kilometrów, trzymając się prawdopodobnie dalszej części rzeki Sofoklesa. Nie było tu niebezpiecznie, ale niestety rzadko pojawiała się jakaś zwierzyna, więc trzebabyło zapuszczać się dalej, by coś znaleźć z myśliwymi. Dość dobrze szło Persefonie, dobrze mi się z nią pracowało, zwłaszcza że to córka Hekate, którą również poznałam i nawet polubiłam.
Dni mijały tu powoli, jedynym zagrożeniem stawały się wówczas niedźwiedzie, które i tak stroniły od spotkania z nami. Czasem dało się w nocy słyszeć wycie wilków, ale to bardzo daleko od nas, więc sfora mogła spać bezpiecznie.
Ostatnio w naszej społeczności moją uwagę przykuł pewien pies z dziwnie znajomym pyskiem, ale nie dlatego. Nie miał jednej łapy, a co idzie z tym - trzeba o niego zadbać, by nic mu się nie stało. Zapewne przeżył fartem. Nie pytałam się go o szczegóły, bo to nie moje zadanie. Jednakże zaintrygowała mnie informacja od niego, gdy postanowiłam dowiedzieć się coś o jego tożsamości, a mianowicie jego ''drugie'' imię - Lucyfer. Sam przydomek Weteran mógł być dla niego dodatkowy, a tamto imię prawdziwe. Czyżby to jednak był ten Lucyfer? Mój Lucyfer? I on przeżył? Cóż, to chyba niemożliwe. Przecież on zginął... aczkolwiek nie blokowało mnie nic przed rozmową z tym psem. On również mógł mnie nie poznać ze względu na moje nowe imię.
Podczas wędrówki widziałam kątem oka jak trochę się męczy z tą jedną łapą; widać, że ludzie jednak potrafią być pomocni. Ucieszył mnie nieco ten fakt. Co jakiś czas starałam się zwalniać dla dobra Weterana.
Chwilę z nim porozmawiałam, ale zauważyłam, że jest zmęczony i potrzebuje odpoczynku po wędrówce. Wtenczas postanowiłam połączyć fakty: Weteran-Lucyfer, który jednak przeżył, podobny właśnie do mojego Lucy'ego z charakteru i wyglądu. No wszystko wskazywało na to, że to jest on... ale zapewne mnie teraz odrzuci. Nie rozpozna mnie, albo nie będzie chciał mnie narażać na życie z kaleką. Przecież od czegoś jest ta druga osoba - by dbać i pomagać, bez względu na przeciwności. Kurde, brzmię jak jakaś poszkodowana żona. Prychnęłam w myślach.
- Widzę, że nie jesteś skory do rozmów, Weteranie - pies nie widział mnie teraz leżąc odwrócony. - Pies, którego znałam też był taki oschły i bez uczuć, ale wiesz... każdy potrafi się ich ''nauczyć'', nawet diabeł. I nawet on znalazł swoje światło - dodałam i usiadłam. Motyw światła w mej wypowiedzi mógł go naprowadzić na moje dawne imię - Lightsaber.
Pies odwrócił wzrok do tyłu, poczym znów popatrzył się w ziemię.
- Jestem Beatrycze, zwiadowca podróżującej sfory. W Royal Dogs miałam inne imię, może je kiedyś poznasz. Zmieniłam je ze względów bezpieczeństwa - skończyłam mówić i oddaliłam się od psa nie zawracając mu dalej głowy pytaniami np. o jego łapę i żywot.
Podbiegłam do dużego kamienia nieopodal, odbiłam się od niego i wskoczyłam na niżej sterczącą gałąź drzewa spoglądając na rozmawiającą sforę i specerującą gdzieś w oddali. Słońce zbliżało się ku zachodowi, a myśliwi przynieśli jakąś dużą sarnę. Chciałam, by reszta się najadła, ponieważ ja wcześniej dorwałam jakiegoś małego zająca. Ten wieczorny posiłek wystarczył takej samicy jak ja. Postanowiłam zostać już na tym drzewie i spokojnie zasnąć, by rano móc znów iść na zwiad okolicy i nieco ją pooglądać.
Lucyferze?
Na razie takie wstępne, krótkie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz