1.27.2020

Od Prestiana do Alegrii

  Wczoraj po raz pierwszy od długiego czasu wstałem po całkowicie przespanej nocy. Nieprzyzwyczajony do takiego zasobu niewymuszonych sił zacząłem poważnie rozważać przebiegnięcie maratonu (z marszu) lub zdobycie ośmiotysięcznika (bez tlenu). Z braku perspektyw dostania się na miejsce startu biegu ani niemożliwości zobaczenia nigdzie na horyzoncie Himalajów musiałem się usatysfakcjonować wykorzystywaniem cennej energii w każdy inny sposób. Chociażby dokładnie przyglądając się zawartości swojej torby z medykamentami, których ilość stopniowo topniała. Może i dotąd nie było jeszcze żadnej dużej interwencji, jednak drobne rany, zmiany opatrunków czy nawet działania zapobiegawcze uszczuplały ekwipunek mój oraz pozostałych medyków. Czułem w związku z tym pewien niepokój, zważając na to, że najszybciej zbywały się leki zdobyte od ludzi, a o składniki do naturalnych było trudno, zważając na obecną porę roku oraz prószący śnieg.
 - Damy radę. Niedługo pewnie zwiadowcy doniosą o jakimś punkcie, gdzie uzupełnimy zapasy. - stwierdził Fobos, kiedy przedstawiłem mu sytuację. W zasadzie to cieszyłem się na swój sposób, że znalazł się w kadrze. Wiedziałem już, jakie ma umiejętności oraz w jaki sposób reaguje na silny stres, co zarazem sprawiało, że ufałem mu pod kątem zawodowym. - A jakby co, wiadomo, że w twoich zapasach środków przeciwbólowych zawsze starczy. Raczej za nimi nie przepadasz, jak pamiętam?
 - Nie będę marnował morfiny, kiedy ktoś i tak już zemdlał z bólu. - wzruszyłem barkami, a przynajmniej postarałem się wykonać ruch, który chociaż w jakimś stopniu mógłby przypominać ten ludzki gest. - Sam również bym jej nie wymagał. - zauważyłem, a następnie każdy z nas wrócił do swoich myśli.
  Zacząłem nienachalnie przyglądać się innym medykom. Wśród nas był dziadek Peter, nie byłem pewien, czy uważa mnie za wnuka, czy może kogoś, kto się pod niego podszył, ale nie miałem wątpliwości, co do możliwości liczenia na jego doświadczenie. Była też Miss Clarice, corgi, nigdy nie miałem z nią żadnego większego kontaktu, więc uznałem, że lepiej nic nie zakładać. Podobnie uznałem, że przez jakiś czas lepiej będzie się wstrzymać nad oceną suni, jaką była Alegria. Pamiętałem, jak pracowaliśmy jeszcze na skrzydle. Kojarzyłem kilka wspólnych akcji leczniczych, jednak nie widziałem jeszcze, jak działa w nowych realiach. Sam dopiero przyzwyczajałem się do wielu rzeczy... oh, jak brakowało mi teraz możliwości napicia się czegoś ciepłego podczas pracy! Schowane w najgłębszym zakamarku moich rzeczy torebki herbaty były towarem, jakiego nie mogłem tak po prostu zmarnować.
 - Cześć. - wracając do swoich poprzednich myśli, postanowiłem się przywitać z samicą. Nie byłem pewien, czy i ona mnie rozpoznaje, więc w razie czego byłem gotów się zaraz przedstawić. - Jak nastroje w ostatnim czasie?

Alegria?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz