1.20.2020

Od Bonnie do Aureona

 To było dla mnie naturalne, aby budzić się wtulona w jego pióra, chroniona potężnym skrzydłem. Chłód nie był nam straszny. Nic nie było. Wspólnie byliśmy gotowi rzucać wyzwania całemu światu.
  Drgnęłam, kiedy wiatr zawiał mocniej z upiornym jękiem, a zarys gałęzi nade mną zatrząsł się, jakby pośród nocy kryły się ogromne łapy, jakie zabiorą również i mnie.
  A może i byłoby to dobre?
Bo Thornclaw gdzieś tam był, a ja chciałam być tam wraz z nim, nawet jeżeli będzie to najniebezpieczniejsza czy najbardziej ponura kraina, która byłaby w stanie zaistnieć.
  Wspomnienie minionych dzielonych wspólnie snów prysnęło z kolejnym jękiem wiatru i falą zimna. Skuliłam się, ale nie pomogło mi to już zapaść ponownie w sen - już zostałam siłą wbita do świadomego świata. Uniosłam głowę, a kilka płatków śniegu zaraz zaatakowało moje oczy. Wieczorem moja miejscówka wydawała się dobrze dobrana, jednak ten efekt trwał zbyt krótko, teraz już oddając mnie na pastwę wiatru. Powiodłam wzrokiem ku reszcie psów, jaka rozłożyła się trochę dalej, aby upewnić się czy i oni nie zniknęli niczym mój gryfi towarzysz.
  Sylwetka jednego ze strażników niewyraźnie majaczała w ciemności. Otrząsnęłam się i zaczęłam rozciągać się, aby chociaż w jakimś stopniu rozgrzać mięśnie.
  Uniosłam następnie swoje ciało i uznałam, że skoro już wstałam, obejrzę dokładniej okolicę. Nie była to bezpieczna opcja, kiedy wyruszało się jako zwiadowca samotnie i to w środku nocy, jednak jakby na to nie patrzeć, być może wojna wypaczyła u mnie takie pojęcie bezpieczeństwa i nic nie powstrzymało mnie już przed tym, aby najzwyczajniej oddalić się od sfory, jakby na przekór lękom przed powtórką z ostatnich czasów.
  Śnieg kleił mi się do łap. Zmysły wyostrzyły się. Wszędzie wokół kryły się podejrzane cienie, coś się przemieszczało czy łypało swoimi ciekawskimi ślepiami. Kiedy jednak już byłam na chodzie, trudno było już tak po prostu mnie nastraszyć. Potrzeba przemieszczania się była zdecydowanie silniejsza, a podświadomość zaczęła już podsyłać mi myśli, które o godzinie takiej jak ta wydawały mi się jak najbardziej logiczne.
Znajdę Thornclawa.
Przetrząsnę każdy zakątek ziemi, zlustruję każdy fragment nieba.
Bo on gdzieś tam jest. Musi być - jednak nieistotnie jak daleko czy w jak niedostępnym miejscu, jednak my się znajdziemy...
  Zatrzymałam się nagle, kiedy moje nozdrza wyłapały z ziemnego powietrza woń jakiś stworzeń, a następnie reszta zmysłów dopełniła zdobyte informacje. Mimowolnie przylgnęłam bliżej do podłoża, spoglądając się w stronę, skąd pochodziły bodźce. Kilka niewyraźnych czworonożnych postaci przesunęło się w okolicy. Nie wyglądały na takie, które mnie zauważyły i nie było to takie dziwne, zważając na to, że sama nie potrafiłam nawet określić ich gatunku. Obce psy? Wilki? Lisy? A może po prostu ktoś od nas?
  Powoli zaczęłam się cofać, niepewna swoich następnych kroków. Jeżeli w tej chwili byłam już podenerwowana, uczucie to zostało jeszcze spotęgowane, kiedy odkryłam niedaleko mnie kolejne stworzenie. W pierwszym ułamku sekundy ujrzałam może nawet i dwukrotnie większą od siebie istotę, z którą ewentualna walka dla mnie nie wchodziłaby nawet w grę. Następne chwile jednak szczęśliwie uświadomiły mi, że wiem, kto to jest. Niepoznany mi dotąd osobiście pies, jaki przybył spoza starej sfory i czasem widziałam go na warcie. Mimo dalej trwającego niepokoju kiwnęłam mu przyjaźnie na przywitanie, jeszcze nie do końca będąc pewna, jakie ma zamiary, a następnie zwróciłam pysk w stronę nawet-i-bardziej-obcych, jacy zdążyli się już przemieścić, po czym ponownie utkwiłam w nim wzrok.

Aureon?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz