1.07.2020

Od Aureona – Zdobycie Towarzysza

Ten sam sen, co zwykle. Widziałem, jak para stworzyła świat. Zobaczyłem też upadek Zedapha. Potem pokazano mi ponownie miejsce skrywania się Ameverii. Następnie znowu ujrzałem Aureona. Obraz był czystszy niż zwykle. Mogłem dostrzec złote zdobienia na jego zielonym stroju, poszczególne zielone włoski na ciemnej skórze. Uklęknąłem przed nim, po czym spojrzałem w górę. Boskie, białe oczy patrzyły prosto na mnie. Ruszył się, a kiedy to zrobił, cała jego sylwetka się rozmazała. Niewyraźna ręka zbliżała się do mnie. Czułem się spokojny, dopóki do mojej głowy nie wtargnęły szepty, podobne do tych, które słyszałem podczas wizji. Nie rozumiałem ich. Mój wzrok trwał na bogu, który coraz bardziej się rozmywał. Przez krótki moment obraz się wyostrzył, by następnie cały się rozpaść. Widziałem już tylko ciemność. Chwilę mi zajęło, by zrozumieć, że się obudziłem, a szepty nie przestały. Wydawały się głośniejsze niż wcześniej. W końcu jakby wszystkie zebrały się w całość, by uformować głos. Dźwięki, które słyszałem, nie były mi znane. Otworzyłem powoli zaspane oczy. Mrugnąłem kilka razy i dopiero wtedy udało mi się skupić na wielkiej, dwumetrowej istocie znajdującej się przede mną. Była pół-przezroczysta i przypominała lisa chodzącego na dwóch łapach, chociaż anatomią mocno różnił się od normalnych zwierząt. Zdziwiony wstałem. Zjawa zaczęła wydawać z siebie odgłosy, ale ich nie rozumiałem. Po chwili ciszy pojął, co się dzieje. Duch wskazał na drzewo.
- Drzewo - powiedział. Przechyliłem głowę na bok, a lis parsknął. Pokazał mi kamień - kamień! - dopiero wtedy zrozumiałem, co robi. Uczy mnie mówić w jego języku. Nie miałem ochoty na naukę w środku nocy, jednak byłem zaciekawiony tym, czego może chcieć. Duch pokazał na samego siebie.
- Ja - rzekł, a następnie chwycił moją łapę. Na początku lekko próbowałem mu ją wyrwać, jednak chwyt zjawy nie bolał, przez co stwierdziłem, że najprawdopodobniej nie chce zrobić mi krzywdy. Moją własną łapą wskazał mnie.
- Ja? - zapytałem. Twarz ducha natychmiastowo się rozświetliła, a w jego oczach zaiskrzyła nadzieja.
- Tak, tak! - wykrzyczał. Lekko się uśmiechnąłem i szurnąłem ogonem po ziemi z zaciekawieniem. Po chwili zastanowienia, lis pokiwał głową w górę i w dół, po czym powtórzył znowu dziwne słowo. Zmrużyłem oczy. Przez dobrą chwilę zastanawiałem się nad znaczeniem słowa, po czym mnie oświeciło.
- Tak - powiedziałem kiwając głową. Kiwanie to znaczyło chyba to samo dla mnie jak i dla ducha. Stwierdziłem wtedy, że nastała moja kolej na słowa. Wskazałem na siebie i wyznaczyłem w powietrzu słowo "pies". Czoło ducha natychmiastowo się zmarszczyło.
- Ty? - zapytał. Nie byłem w stanie stwierdzić, czy odgadł słowo. Zastanawiałem się, jak mogłem to potwierdzić, jednak zjawa była szybsza. Ponownie wzięła moją łapę, po czym wskazała na siebie.
- Ty? - spytał ponownie. Pokręciłem głową z niepewnością. Chwilę patrzyliśmy się na siebie w ciszy. W końcu lis głośno wziął wdech, po czym wykrzyknął - pies! Hau hau! Wrrr! - mówił, próbując naśladować psie odgłosy.
- Tak! - rzekłem z uśmiechem. Duch usiadł na ziemi. Był wtedy równy mi wzrostem. Znowu wskazał na siebie.
- Ja Silver - następnie pokazał na mnie - Ty?... - nie było to wystarczające. Długi czas spędziliśmy na kalambury, dopóki nie dotarło do mnie to, co próbował mi przekazać. W końcu podskoczyłem i pokazałem siebie.
- Ja Aureon, Ty Silver! - zrozumiałem, że chodziło mu o imię. Próbowałem całą swoją uwagę skupić na tym, czego uczy mnie lis.
- Tak, tak! Imię! Silver imię, Aureon imię - zrozumiałem to, o co mu chodziło. W ten sposób oboje uczyliśmy się swoich języków. W końcu zaczęło wchodzić słońce. Duch zaczął robić się mniej widoczny, ale światło nie wydawało się mieć jakiegokolwiek wpływu na jego możliwości.
- To jest drzewo - powiedział. W przeciwieństwie do mnie, nie był wcale zmęczony.
- Powtórzyć? - zapytałem ziewając. Przez wiele godzin nauczyłem się dużo. Potrafiłem nazwać różne elementy leśnego krajobrazu. Znałem też nazwę zająca, który stał się moją kolacją, a także słowa związane z polowaniem i walką. Silver pokiwał głową na tak. To jest drzewo - rzekłem bardzo poważnym głosem, co rozśmieszyło ducha. Wskazałem w stronę drzew, zza których śmiało wystawały już ostre promyki pomarańczowego światła.
- Spać? - spytał mnie towarzysz. Nie obchodziło mnie nawet to, co znaczyło słowo.
- Spać - potwierdziłem, po czym ułożyłem się do spania
Kiedy się obudziłem, czułem się, jakby cała noc była snem. Nic nie wydawało się prawdziwe. Mimo tego, kiedy otworzyłem oczy, zobaczyłem jak zjawa próbuje podnieść patyk. Nie udawało się to mu. Moje oczy powoli przyzwyczajały się do światła. Patrzyłem, jak Silver próbuje dotykać rzeczy. Zauważyłem na jego twarzy lekki niepokój, jakby nie był przyzwyczajony do swojego pół-fizycznego stanu. Dziwne jak na ducha. W końcu zauważył, że się obudziłem. Wysłał mi uśmiech, który odwzajemniłem. Pomachał mi lekko swoją dłonią. Dopiero teraz zauważyłem, że nie ma normalnych łap. Pięć palców i kciuk to coś niespotykanego u lisów.
- Cześć - stwierdziłem, że najprawdopodobniej próbuje się ze mną przywitać. Odpowiedziałem mu w znakach. Wstałem, przeciągnąłem się i wskazałem na losowy kierunek.
- Jesz - powiedziałem, a Silver pokiwał głową na znak, że mnie zrozumiał. Był czas na śniadanie. Udało mi się złapać małego zająca z lekką pomocą Silvera. Okazało się, że zwierzęta czasami boją się wielkich duchów.
- Smacznego - powiedział lis, kiedy miałem już zacząć jeść. Spojrzałem na niego z zaciekawieniem. Nie wiedział jednak, jak wytłumaczyć to słowo. To znaczy, chyba wiedział, problem w tym, że niektórych dziwnych przedstawień nie jestem w stanie zrozumieć. W końcu oboje się poddaliśmy i przystąpiłem do jedzenia. Następnie wyruszyliśmy w podróż. Tym razem Silver wybrał kierunek. Kiedy zmieniał się krajobraz, opisywaliśmy sobie znowu wszystko to, co widzieliśmy. W pewnym momencie duch nagle się zatrzymał.
- Patyk! Błoto! - pokazał pod siebie. Zrozumiałem oba słowa, jednak nie byłem pewny, co chce zrobić. Chwycił w rękę kij i zaczął kreślić rzeczy w błocie. Narysował siebie i psa, po czym w środku umieścił uśmiechniętą buźkę.
- Przyjaciel? - zapytałem. Silver potwierdził moje podejrzenia kiwaniem głowy. Następnie powoli przekreślił psa. Moją pierwszą myślą było to, że to lis zabił czworonoga, jednak potem zmienił mimikę swojej postaci na smutniejszą.
- Nie wiem, gdzie jest... - powiedział. Spojrzałem na niego pytająco. Zaznaczył w kółko psa, po czym gwałtownie wzruszył ramionami, jakby chciał się upewnić, że zrozumiem ten znak.y nie wiesz, pies?... - nie miało to dla mnie zbyt dużo sensu.
- Polować przyjaźnie - dopiero po jakimś czasie byłem w stanie zrozumieć, o co mu chodzi. Szukał swojego przyjaciela! Wskazał daleko za horyzont.
- Daleko - westchnął. Wiedziałem dokładnie, co miał na myśli. Zacząłem iść w stronę, którą wskazał.
- Szybko! - wykrzyknąłem z uśmiechem. Stwierdziłem, że pomogę mu znaleźć tego tajemniczego psa, w końcu mam strzec żywych dla Aureona. Jeśli ten pies jest żywy, a jest w niebezpieczeństwie, to ja go uratuję. Usłyszałem za sobą cichy śmiech.
- Szczeniak - krzyknął za mną Silver.

~

Odkąd stwierdziłem, że pomogę lisowi odnaleźć towarzysza minęło parę miesięcy. Nastała zima i spadł śnieg, co sprawiło, że szybkie poruszanie się stało się trudne. Mimo to, nie zaprzestaliśmy wędrówki. Spędzaliśmy ze sobą całe dnie, co sprawiło, że dużo też ze sobą rozmawialiśmy. Dzięki temu oboje nauczyliśmy się mówić w języku drugiego, chociaż on opanował znaki wiele lepiej niż ja zwykłą mowę. Dalej czasami miałem problemy z wysławianiem się. Na szczęście duch mnie rozumiał, miałem nawet okazję opowiedzieć mu o Ameverii, Zedaphie i Aureonie. Jego reakcją na początku był śmiech, ale potem zrozumiał, jak ważni są dla mnie bogowie i powoli nauczył się uważać na to, co o nich mówi. Ja sam dopytałem się o tajemniczego przyjaciela lisa. Okazało się, że byli towarzyszami odkąd czworonóg był szczeniakiem. Chodzili ze sobą na przygody, a potem pies zaginął bez śladu razem z jego rodziną składającą się z męża i dziecka. Nie wiedziałem, dlaczego Silver był tak daleko od miejsca zaginięcia, gdy zapytałem, zwyczajnie nie odpowiedział. Dziwna sprawa. Nauczyłem się, żeby nie wypytywać o nią za wiele, bo widocznie myślenie o niej sprawia Silverowi ból. Nie mieliśmy zbyt wielu wskazówek co do tego, gdzie mieliśmy się udać. Wątek zdawał się stać w miejscu aż do momentu, w którym lis zauważył, że ledwo kojarzy tereny, na których byliśmy. Kiedy tylko zobaczył znajome pagórki, cała jego osobowość jakoś się rozweseliła. Cieszyło mnie to, bo zdążyłem w te parę miesięcy zbliżyć się nieco do ducha, a kto się nie raduje, kiedy ich ulubiona (lub jedyna, którą znają) osoba jest szczęśliwa?
- Spójrz! Ja znam to miejsce! Jesteśmy niedaleko sfory! - krzyczał do mnie. Na widok jego entuzjazmu moje serce wypełniło ciepło, potem rozlało się po całym ciele.
- Jak blisko jesteśmy? - zapytałem, po czym trochę bardziej rozejrzałem się po pokrytej śniegiem polanie.
- Maksymalnie dwa dni drogi do zamku - przyśpieszył krok. Żeby dotrzymać mu tempa, musiałem lekko truchtać po zamarzniętej ziemi. Nie przeszkadzało mi to, widok rozradowanego towarzysza wypełniał mnie energią. Silver opowiadał mi o tym, co robił na tych terenach. Szliśmy wzdłuż rzeki, która nieco przeszkadzała naszej konwersacji. Szliśmy przez około godzinę, gdy daleko przed nami zobaczyliśmy coś dziwnego.
- Sfora? - zmrużyłem oczy. Przez opowieści lisa myślałem, że spotkamy psy dopiero w jakimś zamku, jednak co najmniej cztery osobniki stały w oddali.
- To niemożliwe - poświęcił chwilę, by przyjrzeć się czworonogom - powinniśmy zapytać się, co tutaj robią - zaproponował. Przytaknąłem. Nie wiedziałem, czego się spodziewać z pierwszego spotkania z innym psem. Widziałem kiedyś wilki, ale nigdy nikogo takiego jak ja. Kiedy się zbliżyliśmy, zauważyli nas i przybrali defensywne pozy. Ich wzrok chodził pomiędzy mną a Silverem. Ja sam skupiłem się na nich. Wiedziałem już, że mamy różne rasy, ale... żebyśmy byli tak inni?
- Jesteście z Royal Dogs? - zapytał lis. Spojrzeli na siebie, po czym ponownie skupili uwagę na nas.
- Już nie - kiedy duch usłyszał odpowiedź, widocznie lekko się zdenerwował. Na jego twarzy wymalował się niepokój, stanął przede mną.
- Co się stało? - psy zrozumiały, że nie zamierzamy im zrobić krzywdy. Nie wiedzieliśmy nawet, co się stało. Kiedy dostaliśmy wytłumaczenie, Silver wyglądał na zranionego. Czułem się źle, bo nie wiedziałem, jak pomóc. Nigdy nie musiałem nikogo pocieszać.
- Czy w waszych szeregach jest Aeden? Albo chociaż Uratoshi i Klaus? Czy oni w ogóle wrócili kiedykolwiek do RD? - z samych wyrazów pysków czworonogów wywnioskowaliśmy, że przyszliśmy na teren sfory po nic. Lis spojrzał na mnie tak, jakby chciał mnie przeprosić. Uśmiechnąłem się niezręcznie z nadzieją, że go to lekko uspokoi.
- Musimy iść - stwierdziły nagle psy, po czym szybko wycofały się w krzaki. Kiedy mój wzrok wrócił do Silvera, siedział na pokrytej śniegiem ziemi. Patrzył na wodę szybko przemykająca po dnie rzeki. Przez te kilka miesięcy, którego znałem, nie widziałem jego oczu tak pustych jak wtedy.
- Nie wiem, czemu myślałem, że tu w ogóle będą - powiedział. Gdzieś w środku zdania jego głos zadrżał. Odwrócił ode mnie głowę.
- Znajdziemy ich gdzie indziej - zapewniłem, przechodząc mu nad wyprostowanymi nogami. Wszedłem mu w pole widzenia. Jego ramiona spięły się w podwyższonej pozycji.
- I gdzie chcesz iść, co? Masz jakiś pomysł? - jego głos lekko się podniósł. Wbił dłonie w podłoże, jakby chciał je zadrapać.
- Możemy iść z tą... sforą dopóki nie znajdziemy jakiś wskazówek - wzruszyłem ramionami. Duch milczał przez chwilę. Westchnął, po czym wstał. Zmrużył oczy, patrząc w miejsce, w którym zniknęły psy.
- Możemy - głos lisa była na tyle cichy, że ledwo usłyszałem, co powiedział. Na moim pyszczku zagościł wyraz zdezorientowania.
- Mogę ich wywęszyć - zaproponowałem. Mimo tego, że stał do mnie tyłem, widziałem, jak potakuje. Zrobiłem kilka kroków do przodu, na początku zmierzając w miejsce, w którym stały czworonogi, jednak kiedy spojrzałem w twarz ducha, zauważyłem parę łez. Zatrzymałem się. Lis znowu odwrócił ode mnie głowę. Nie wiedziałem, co mógłbym mu powiedzieć, postanowiłem więc, że pójdę tropić psy. Silver po jakimś czasie mnie dogonił. Udało nam się znaleźć kryjówkę psów. Najpewniej otrzymały już wiadomość o naszej obecności od czworonogów, których spotkaliśmy przy rzece, bo kiedy wyłoniliśmy się z krzaków, czekało już na nas kilka strażników.
- Chcemy... - zacząłem. Przez chwilę musiałem zastanowić się nad odpowiednim słowem, które na szczęście podpowiedział mi cicho lis - dołączyć, tak, dołączyć - po chwili staliśmy przed alfami. Kiedy do nich szliśmy, kilka psów wydawało się czuć niekomfortowo w naszej obecności. Nie wiedziałem, dlaczego. Stwierdziłem, że jeśli alfy dadzą nam pozwolenie na dołączenie do sfory, to może kiedyś kogoś o to zapytam.
- Najpierw chcę wiedzieć, skąd się wziąłeś - powiedziała jedna z alf. Spojrzałem na Silvera, który wzruszył ramionami.
- Duch chce znaleźć przyjaciela, zaginął - wyjaśniłem patrząc w oczy alfy. Para była ode mnie dużo niższa.
- I? - dobiegała dalej alfa. Mój wzrok znowu powędrował do lisa, trochę po to, żeby go poprosić o pomoc. Na szczęście mnie zrozumiał.
- Gdzieś idziecie, my też gdzieś idziemy, możemy się przydać, Aureon jest silny - drugi lider zmierzył mnie wzrokiem. Uśmiechnąłem się niezręcznie. Alfy spojrzały na siebie.
- Możecie dołączyć. Stanowisko? - na moim pysku natychmiastowo zawitało zmieszanie. Skąd miałbym wiedzieć, jakie są stanowiska? Nagle poczułem niekomfortowy nacisk na czaszkę, po czym w moim mózgu pojawiły się słowa napisane w znakach, były jednak wyraźnie stworzone przez osobę z przeciwstawnym kciukiem. Zignorowałem to, pomyślałem, że prawdopodobnie mojemu mózgowi udzielił się sposób pisania znaków Silvera.
- Zostanę strażnikiem - powiedziałem. Liderzy sfory przytaknęli, po czym wytłumaczyli mi szybko to, co muszę robić. Silver podziękował alfom za przyjęcie nas, po czym oddaliliśmy się. Kiedy byliśmy już dosyć daleko, lis nagle zwrócił się do mnie.
- Widziałeś moje znaki? Tam, przy alfach? - zapytał podekscytowany. Przechyliłem głowę na bok w zdziwieniu.
- Nie? - brzmiało to bardziej jak pytanie niż właściwa odpowiedź.
- Czekaj, zrobię to znowu! - patrzyłem, jak lis pisze w powietrzu. Zaczęła mnie od tego nieco boleć głowa. Mój mózg dwa razy czytał stworzone z dłoni słowa, było to trochę jak echo. Nie miały sensu i nie tworzyły nawet zdań. Zmieniło się to kiedy odwróciłem wzrok. Widziałem, jak duch zmienia znaki, ale nie na jakie. Poskutkowało to w tym, że pozbyłem się echa. Była to czysta komunikacja. Silver spytał, czy go słyszę. Spojrzałem na niego.
- Nie słyszę, ale widzę - odpowiedziałem niepewny, po czym zwróciłem wzrok za siebie. Psy zbierały się do dalszego marszu, nie dziwiłem im się, że chcą odejść najszybciej jak mogą.
- Widzę twoimi oczami - przez chwilę mój mózg przetwarzał to, co usłyszałem.
- Widzisz co? - powiedziałem ze śmiechem. Wstałem i znowu moje ślepia znalazły się na zjawie. Silver patrzył w ziemię.
- Zobaczyłem psy, bo ty na nie spojrzałeś - mówił wstając. Poczułem się tak, jakby coś chciało wydostać się z mojej czaszki. Napieranie na ściany głowy trwało bardzo krótko. Lis zaczął szybko iść za psami, a ja postanowiłem podążać za nim.
- Co masz na myśli? - lis spojrzał na mnie ze zdziwieniem, a potem zmrużył oczy.
- Nie wiem nawet, jak ci to opisać. Widzę to, co ty jeśli tego chcę - wzruszył ramionami i przyśpieszył lekko krok, by dogonić czworonogi przed nami. Leciutko pokiwałem głową udając, że rozumiem. Na zrozumienie wszystkiego będzie czas, zwłaszcza teraz, kiedy jesteśmy już oboje w sforze. Uśmiechnąłem się trochę na tą myśl, bycie częścią jakiejś społeczności to coś nowego, ale ekscytującego. Postanowiłem, że jeśli będziemy musieli się rozdzielić z paczką, by znaleźć Aedena, to na pewno później do niej wrócę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz