Kiedy spoglądałam na szkice planów odbudowy kolejnych domków, wspomnienia mimowolnie przewijały się przez mój umysł. Praktycznie całe życie spędziłam w Royal Dogs, z którego została niewielka grupka rozbitków. Cieszyłam się, że chociaż tyle z nas zdecydowało się wciąż tworzyć to społeczeństwo. Radowały mnie także nowe twarze. Ale dalej dominowało zmartwienie. Przywykłam do dźwięku łańcuchów. Mało kto je widział. Peter owszem, miał związek z Pomiędzy. Razem z nim Senshi, ofiara naszych podróży międzywymiarowych, ale czy ktokolwiek jeszcze był w stanie? Nawet jeśli, nie dawał po sobie poznać. I bardzo dobrze. Wbrew dobremu nastawieniu do każdego żywego stworzenia, nie miałam już siły tłumaczyć się ze swoich błędów.
Wiatr delikatnie bawił się moją sierścią. Było całkiem miło. Upały stopniowo przestały być upałami. Dni były coraz przyjemniejsze, ale i krótsze. Lato powoli dobiegało końca. Leżałam na łące i szkicowałam kwiaty. Byłam niemalże pewna, że ktoś będzie chciał, abym odnowiła jego wnętrze i nadała mu nowy charakter. Świeższy. Beztroski. A może znajdzie się tradycjonalista, który zażyczy sobie przeciwnego wręcz wystroju? Przytulnego, ale także historycznego? Potrzebowałam zająć czymś myśli. Chciałam, aby ktoś przyszedł do mnie z tego typu prośbą.
I kiedy usłyszałam kroki, miałam nadzieję, że to o to chodziło.
I kiedy usłyszałam kroki, miałam nadzieję, że to o to chodziło.
Ktosiu? Właścicielu kroków? || 275.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz