8.30.2020

Od Fryderyka Wilhelma cd. Persefony

 
Patrzyłem to na nią, to na pustą przestrzeń przed nią. To zdecydowanie nie był kierunek, w jakim spodziewałem się, że ten dzień podąży, ale też bycie niemal zaatakowanym przez jelenia nie było na liście prawdopodobnych wydarzeń. Tajemnicze światło, przypominało mi nieco ludzkie żarówki, ale dużo jaśniejsze.
Starałem się zachować spokój, chociaż wewnątrz zalały mnie myśli. Przede wszystkim, co to było? Nagły rozbłysk światła zaskoczył mnie i najwidoczniej dla Persefony też był czymś nowym. Co to mogło być? Nie chciałem pozwolić sobie na głupią nadzieje, ale… ale może moje modlitwy opłaciły się. Spędziłem w końcu tyle miesięcy, niemal można powiedzieć lat, próbując znaleźć jakiekolwiek wsparcie w nadnaturalnym świecie. Potrzebowaliśmy tego, a ja zwłaszcza potrzebowałem jakiegokolwiek rodzaju wsparcia. Byliśmy szaleńcami w dziczy, a jeszcze wiedziałem o koszmarach, jakie ojciec sprowadził na nasz stary dom. Na mamę, które przecież mieszkała tak blisko niebezpieczeństwa, a nawet o nim nie wiedziała. Nadal jednak nic przecież nie pomagało: prośby, groźby czy rytuały, wszystko na nic. Nic nie odpowiadało. Już tyle razy miałem wrażenie, że coś się zmieniło. Że zostałem usłyszany, a za każdym razem byłem w błędzie. A teraz...
Tylko dlaczego pomoc miałaby przyjść do Persefony? Nie chciałem jej obrażać, ale wydawała się być bardzo… prosta, skupiona na sprawach materialnych, polowaniu i przeżyciu. Nie żeby to było coś złego, absolutnie nie, ale jakoś tak nie mogłem zrozumieć, czemu to jej pomogli. To było bez sensu. Znaczy bardzo cieszyłem się, że Persefona została uratowana, oczywiście, że tak, ale widziałem też dziwactwo tej sytuacji. Nic też oczywiście nie powiedziałem o swoich podejrzeniach. Mogły być błędne. Miałem nawet nieprzyjemne uczucie, że wolałbym, by było nieprawdziwe. Czy można mnie winić, że chciałem, by moje męczenie dało mi owoce?
- Czy zdarzyło się w twojej rodzinie, by nagle z nikąd pojawiały się kule światła i ratowały was przed niebezpieczeństwem? - zapytałem w końcu. Persefona spojrzała na mnie dziwnie.
- Nie.
- A słyszałaś o takich wydarzeniach wcześniej?
- Nie.
- A tak, to... pomocne - wymamrotałem pod nosem. - To było dość niespodziewane. - Patrzyłem się ciągle w miejsce, gdzie jeszcze moment wcześniej przecież znajdowało się światło. Nie zostawiło żadnego śladu po sobie.
Odrobinę spodziewałem się, że zobaczę przypaloną trawę lub chociaż temperatura będzie cieplejsza, ale cokolwiek to było, nie zostało stworzone z ognia. To akurat mnie pocieszyło. Ogień nie kojarzył mi się zbyt dobrze. Nie miałem tego samego rodzaju strachu przed nim, jak ojciec, ale doświadczyłem już nieprzyjemnych jego właściwości magicznych.
- Nie rozpowiadaj tego, gdy dojdziemy do sfory - powiedziała oschle i może doszukiwałem się tego na siłę, ale dla mnie zabrzmiało to jak prośba.
- Oczywiście, że nie będę - zapewniłem ją. - Twoja tajemnica będzie u mnie bezpieczna. - Popatrzyła na mnie z wyrazem pyska, którego nie potrafiłem do końca zrozumieć. W końcu jednak pokiwała łbem i zaczęła iść, wolniej niż wcześniej, chyba ciągle będąc w szoku po dziwnym wydarzeniu.
- Powinniśmy chyba spróbować zrozumieć, z czym właśnie mieliśmy doczynienia
- Nie mam pomysłów.
- Ja też nie, ale zapewne czeka nas długa droga, więc jest czas, by jakieś zdobyć. Powiedz mi Persefono, czy miałaś w swoim życiu wiele spotkań z istotami magicznymi, bo muszę cię zapewnić, co widzieliśmy było magią. Nie jestem specem w temacie, ale troszkę o tym czytałem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz