8.31.2020

Od Senshi cd Marsa

 
   “Mars, wszystko w porządku?”
    “Wszystko w porządku, Mars?”
    “Co się dzieje, Mars?”
    “Proszę, nie zamykaj się na mnie, braciszku, nie mogę cię znowu stracić”.
    “Nie chcę zostać znowu sama.”
    — Nie zdziwiłabym się, gdyby stało się coś równie niezwykłego. — Zaśmiałam się nerwowo czując, jak narasta we mnie panika. Ukrywał coś przede mną. Nie zachowywał się normalnie. Coś go dręczyło, a ja nie wiedziałam co. Czy to oznaczało, że też mnie zostawi? A może wiedział, gdzie jest Swallow? Nie miałam odwagi pociągnąć go za język. Miałam nadzieję, że problem rozwiąże się sam.
    Ale nie rozwiązał. Osiedliliśmy się. Mieszkaliśmy w jednym domku. A jednak wciąż coś było nie w porządku. Prześladowało mnie to. Nie umiałam jednak zapytać widząc, że wcale nie ma ochoty mówić. To było widać. Problem, temat tabu. W tym domku nie poruszany. Ale zamiast zebrać w sobie chociaż odrobinę tej cholernej odwagi, patrzyłam jak ostatnia pierdoła, jak oddalamy się od siebie. I co z tego, że nie rozdzielała już nas fizyczna odległość, skoro psychiczna budowała coraz większy dystans?
    “Co, jeśli ma mnie dosyć?”
    “Chyba mnie nie zostawi, prawda?”
    “A może właśnie planuje?”
    “Będzie tak, jak ze Swallow..?”
    — Mars? — spytałam lekko drżącym głosem, zatrzymując się przed drzwiami jego pokoju.
    Był późny wieczór, a ja taszczyłam ze sobą niepewnie dwa kubki z herbatą.
    — Senshi? Wejdź proszę — usłyszałam, a następnie ukazała mi się silna sylwetka brata.
    Prestian prawdopodobnie zajmował się zielnikiem w swoim pokoiku. Był cichym pracoholikiem. Idealne, nieinwazyjne towarzystwo. Zgrywaliśmy się doskonale. Zamienialiśmy słowa wtedy, kiedy w istocie były one potrzebne. Nie narzucał się, był spokojny i miał wiedzę na temat ziół, którą ochoczo się dzielił. Idealne towarzystwo dla kogoś takiego, jak ja. Nie miałam ostatnio nastroju na widzenie się z kimkolwiek. Poza rodziną. Tą bliską. Nie uznawałam za rodzinę osób, z którymi nie zamieniałam słowa. O ironio, Prestian był ze mną daleko spokrewniony…
    — Wiesz, że nie jesteś już sam? — bąknęłam, wbijając wzrok w podłogę.
    — Owszem, od dawna należymy do sfory — trącił mnie delikatnie.
    Pokręciłam głową. Nie czas na żarty.
    — Nie tak sam. Sam w sensie.. No że… Jakby co, to ja.. no wiesz.. obok… i że siostra to… no… liczyć możesz… — mamrotałam.
    Definitywnie nie byłam dobra w takie rozmowy.

Mars? || 358.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz