8.08.2020

Od Silent CD Merlaux

 Suczka, która przed chwilą zalewała mnie falą wiadomości... falą na pewno nie. Wręcz wywołała sztorm. Nie spotkałam się jeszcze z nikim, kto mówiłby w takim tempie tak nieistotne rzeczy. Mowa jest jak diamenty, które trzeba wyszlifować. Idealna, wspaniała... wypowiadane słowa nie powinny być tak lekceważone przez samego mówcę. Jestem wręcz przekonana, że jeśli sunia zostałaby zapytana, to sama nie wiedziałaby o czym dokładnie nawijała. Teraz przed oczami ukazał mi się pies. Tak, to zdecydowanie pies. Mer? Tak nazwała go moja rozmówczyni – o ile powinnam tak o niej mówić. Uśmiechnęłam się niemrawo. Strzepałam resztki pyłku z grzbietu. Mer – bo tak przypuszczam – ma na imię ów osobnik, wygląda na zadbanego. Ba! Wręcz czuć było od niego nutę arystokracji. Czy dałby radę oprowadzić mnie po terenach, krótko, zwięźle opowiadając o najważniejszych miejscach? A może nie tyle co po terenach, ale obwodzie, z którego mogę bezpiecznie korzystać lub poruszać się po nim bez wzbudzania zainteresowania? Czy pies dałby radę się ze mną porozumieć, nie dostając ode mnie odpowiedzi? Zobaczymy...
- Niech wasza uwaga bez obaw spoczywa na mnie. - błysnąłem junacko kłami, uginając się lekko, jednak dostatecznie, aby nie był to przesadny rewerans. - Najczęściej bywam zwany Merlaux, aczkolwiek gotów jestem przyjąć każde miano od was przybyłe, w sposób tak pewny, jak me przekonanie co do waszej urody. Z jaką osobistością mam być okazję być zapoznany?
Ahh, zatem się myliłam. Merlaux. Ładne imię. Poważne. Uśmiech znowu rozbłysnął na moim pyszczku. Flirciarz, tego jestem pewna, może będzie całkiem przyjemnie. Podniosłam jedną łapę i zakryłam nią swój pyszczek – zobaczymy jak dobrze pójdzie mu gra w zgadywanki. Pies wyglądał na zaskoczonego, albo to ja tak go sobie wyobraziłam. Kiedy przez dłuższą chwilę nikt się nie odzywał przewróciłam oczami i po prostu ruszyłam przed siebie. Machnęłam porozumiewawczo ogonem 'chodź, nie marnujmy czasu'. I czekałam, aż Merlaux dorówna mi kroku. Był troszkę niższy ode mnie, bynajmniej tak mi się wydawało. Szliśmy w milczeniu. Nie, tylko przez chwilkę tak szliśmy, gdyż potem pies zaczął prowadzić głębszy monolog. Jednakże jego słowa były znacznie lepiej dobierane i wypowiadane niż paplającej suczki, która zaatakowała mnie huraganem jakiś czas temu. Nie mniej jednak nie skupiłam się zbyt na wypowiedziach. Słuchałam ich, lecz jedynie niektóre fragmenty pozostawały w mojej głowie. Wtem zobaczyłam przed sobą psy. Czyżbyśmy doszli do jednej z granic? Moje spojrzenie powędrowało do rowu, w którym leżałam poprzedniej nocy. Tak, zdecydowanie doszliśmy do granicy. Spojrzałam porozumiewawczo na Merlauxa. Inteligentny z niego osobnik i swoją drogą – niesamowicie miły oraz dobrze wychowany. Takie odniosłam wrażenie.

Znaleźliśmy się na podmokniętym terenie, gdzie było dużo wilgotnego piasku. Usiadłam na chwilę i wyskrobałam w glebie swoje imię. Jeżeli pies nie będzie wart mojej uwagi – wkrótce i tak go zapomni.
- Silent. - wymruczał jakby bardziej do siebie, kodując wyraz w głowie. Może wkładał go do odpowiednio przygotowanej szufladki? - Czuję się zaszczycony poznając wasze miano.
Wyglądał tak przyjemnie kiedy się uśmiechał. Nie był to uśmiech szyderczy czy kpiący. Przyjazny, zdecydowanie. A takie uśmiechy zawsze były przyjemne. Odwzajemniłam go, a pies przysiadł na kępce trawy tuż obok mnie.

[Merlaux? Czas oczekiwania przekładając na to opowiadanie nijak się skraca. Napisałam je tak dawno temu, ale że wyszło jak wyszło to go nie wstawiłam. Jednakże teraz to zrobię, ponieważ wena na jego pisanie wcale się nie poprawiła. Przepraszam z całego serca.]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz