8.30.2020

Od Timotei'a cd. Bonnie

Wszedłem bez entuzjazmu do domku, który został mi przydzielony. Z początku myślałem, że jest zbudowany z drewna, ale zanim do niego wszedłem, zauważyłem, że niektóre ściany były kamienne. Budynek był pokryty mchem oraz bluszczem, który piął się aż po sam dach. Miałem mieszkać z dwoma sforzanami. Tymi osobami byli Bonnie i Aureon. Bonnie znałem, może nie tak dobrze jakbym chciał, ale znałem, ponieważ nasze rodziny były niegdyś ze sobą dość blisko. Aureona nie udało mi się dotychczas poznać. Domki nie wyglądały przytulnie, w środku było zimno. Otaczający chłód przenikał mi do kości. Ich stan dawał nam jasno do zrozumienia, że nie chcą nas tu widzieć. To nie był nasz dom. Zadrżałem, nie będąc pewny czy z zimna, czy ze strachu. Drewniany stelaż mojego łóżka był przepołowiony na pół, brakowało w nim materaca albo czegokolwiek, na co mógłbym się położyć. To znaczy, to jeszcze nie było moje łóżko, ale widząc jego stan, zobaczyłem w nim samego siebie, bowiem moje serce też rozpadło się na dwie części. Postanowiłem je przygarnąć. Związałem się z nim emocjonalnie. Nawet nie zauważyłem, kiedy do moich oczu napłynęły łzy. Na jego widok chciało mi się płakać. Tak bardzo płakać.
 — Hej, Timo! — Znany mi skądś głos wyrwał mnie z rozpaczy. Był taki pogodny, radosny i ciepły. Spojrzałem na sunię o śnieżnej sierści, która doskonale współgrała z karmelem. Bonnie. — Co byś powiedział o tym wszystkim? Cieszysz się z domków i ze swoich lokatorów?
Wpatrywałem się w Bonnie, siedząc na zakurzonej podłodze i nie przejmując się, że mój ogon pokryty został licznymi kłębami kurzu. Czy ja się cieszę? – jeszcze raz zadałem sobie to pytanie, kiedy Bonnie dostrzegła łzy w moich oczach. Już dawno zapomniałem, co to znaczy cieszyć się i to jak się cieszyć. Czy ja kiedykolwiek będę się cieszył? Czy będę kiedyś szczęśliwy? Nie mogę się cieszyć, nie mogę być szczęśliwy. Jakże mam być szczęśliwy bez miłości? Bez bliskości rodziny, bez przyjaciół, sam. Jak mam być szczęśliwy bez Tiary, bez Sponge, bez Syoss, bez taty? Czy można być szczęśliwym bez najbliższych mojego serca osób?
 Chciałem, żeby to wszystko okazało się okropnym koszmarem, a żebym po przebudzeniu obudził się obok Tiary, otoczony jej słodkim zapachem i ciepłem, które za każdym razem rozczulało moje serce. Ale wiedziałem, że to nie sen, że to okropna rzeczywistość. Nawet nie zdążyłem powiedzieć jej, co do niej czuję. I już nigdy nie będę mieć okazji. Tiara nie wróci. Czułem, że nie spotkam moje ukochanej, najpiękniejszej Tiary. Czułem, że już nigdy nie wróci. Mój świat dawno się zawalił. Zostałem sam, nie mam już nikogo.
 Kiedy łkałem żałośnie w objęciach Bonnie, wiedziałem, co mnie czeka. Dotarło do mnie, że już nigdy nie będę szczęśliwy. Że już nigdy nie będę się cieszył. Że już nigdy nie będę odczuwał radości. Że już nigdy zachód słońca i jego ciepłe promienie nie przyniosą mi radości, że powiew wiatru, dotychczas rześki, rozbudzający, stanie się chłodny i nieokiełznany. Otaczający mnie świat już zawsze będzie pozbawiony barw. Czy warto żyć, będąc w ciągłej rozpaczy?

Bonnie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz