6.19.2020

Od Bonnie do Timotei'a

  I wtedy wbijam ja! Cała na... biało? Chyba tylko jeżeli wytarzam się wcześniej w tym białym, co wszędzie jest rozsypane, ale to nie tak istotne, prawne kompletnie. Skupmy się na tym, że wszystkie światła skupiają się na mnie, cisza pełna napięcia przerwana jest upadkiem kieliszka na ziemię, niekoniecznie roztrzaskaniem, w końcu nie chcę, aby ktoś się męczył jego sprzątaniem. Rozglądam się wokół i mówię głosem totalnie głębszym niż zwykle: znam miano podpalacza! Oczywiście to nie będzie tak, że je od razu powiem...
  Kontynuujesz jeszcze to, co powiesz publiczności czy jesteś przy opisywaniu?
  Nie wiem. Może być tak i tak. Zanim je aktorsko wykrzyknę, zacznę przechadzać się pomiędzy psami. Wszystkie drzwi i okna zostały zamknięte, więc jest baaaardzo gorąco. Ale też i przeraźliwie chłodno, bo od kogoś pożerają lodowate kły winy!
  Nie, za ostro. Za ostro. Może nikt nie jest winny? A może nikt pośród widowni?
  I wtedy zaczynam powoli tłumaczyć skąd to wszystko wiem. Jest tam cały proces, wokół mnie migają nieistniejące numerki, a ja jeszcze, aby to wszystko podkreślić, przyciągam na miejsce całkiem fizyczną tablicę z mapą myśli, pełno pinesek, tasiemek i rysunków! Tak to się nazywa? Pewnie tak... A może. A może to byłoby tak, że nie wiadomo, kto jest podpalaczem. Nawet ja nie wiem. Dopiero kiedy wszystkim tłumaczę, co i jak, a mi samej z każdym słowem jest coraz bliżej do połączenia wszystkich faktów. Uśmiecham się szerzej niż zwykle, chociaż tym razem to już nie ze skondensowanej radości, a czegoś innego. Dotąd mi nieznanego. Podchodzę do tego jednego czworonoga... a może i to kilku jest winnych? A może w ogóle nikt nie jest winny? Bo kto by chciał podpalać komnatę i spalić to wszystko? Zabić tatę? Zranić mamę? Czy to ten ktoś też zniknął towarzyszy? A może to jeszcze ktoś inny? Ale po co? Dlaczego ktoś mógłby zrobić coś takiego... No ale już kończę swój monolog. Odwracam się ku winnemu. Nie wiem, co robić. Istnieje możliwość, że to wszystko było przypadkiem. Co jeżeli to moi rodzice przypadkiem podpalili komnatę... Ale przecież oni wtedy spali, a nawet w swojej dżamantowości kojarzyli zasady BHP, ale tak bez P, bo P to praca. Bardziej Ż, bo Życie, więc trzeba coś tutaj pozmieniać.
  Ale mimo wszystko ile psów obchodziłoby, co się stało? Chyba każdy stracił kogoś w powodu tego całego bajzlu.
  Czekaj, czekaj. A tak w ogóle to teraz to ty nawijasz czy ja? Jesteś mną czy jakąś inną mną, ale dalej mną? Mną do kwadratu? Mogę cię zniknąć?
  Tobą, ale nie wiem, czy tak albo tak... a co do tego drugiego to też nie wiem. Możesz spróbować, szyba.
  Lubię siebie. Jak znany żart mówi, czasem czuję potrzebę pogadać z ekspertem... Ale dzięki już. Wracam do tego, co jest wokół, bo co jak co, ale wypada docenić to jak śliczna jest okolica. I to że mam własny domek! Z lokatorami: Aurerereo i Timo, ogółem ekstra. Czas na mroczne historie o północy w nocy, przypalanie jedzenia nad ranem, kiedy zamiast ruszać to stołówki wykorzystamy kominek. Mamy kominek? Zakładam, że tak, ale jeżeli nie - nie szkodzi! Nie po to zostałam budowniczym, aby nie móc sobie pozwolić na przypalenie czegoś na własnym ogniu. Nawet jeżeli gdyby się tak zastanowić to nie jestem pewna, czy ogień jest taki fajny, jaki kiedyś był.
 - Hej, Timo! - wyrwałam się z czystych rozmyślań, pewnie też i samiec musiał wypaść z własnych. Spojrzał się na mnie dosyć zdziwiony. - Co byś powiedział o tym wszystkim? Cieszysz się z domków i ze swoich lokatorów?

Timotei?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz