6.21.2020
Od Fryderyka Wilhelma cd. Timotei'a
- Fryderyk Wilhelm. - Uśmiechnąłem się i wyciągnąłem łapę. - Można powiedzieć, że oboje mamy bardzo specyficzne imiona. Twoi rodzice też mieli sympatię do ludzi? - To było złe pytanie, zrozumiałem to od razu, gdy wyraz jego pyska stał się jeszcze smutniejszy.
- Możliwe. Wydaje mi się, że ustalili to wspólnie, ale nigdy nie pytałem. Mój brat nazywał się Elmex, a siostry Syoss i Sponge.
- Znałem Sponge! - Uniósł łeb. - Zajmowała się mną, gdy byłem młodszy.
- O… wiesz, co się z nią stało? - Mój dobry humor, zniknął równie szybko, jak się pojawił. Pokiwałem łbem. Timotei wpuścił wstrzymywane powietrze. Zapewne cieszył się, że nie musiał mnie uświadamiać. Biedna Sponge. Nie zasługiwała na los, który ją spotkał. Nie patrzył mi w pysk. Chciałem powiedzieć, że nie musi ciągnąć tematu, jeśli jest za ciężki, ale wtedy zapytał.
- A ty masz…. rodzeństwo?
- Miałem dwóch braci, został mi jeden. Niestety nie mieliśmy kontaktu przed odejściem. - Pokiwał łbem i zamilkł. Wilki wciąż hałasowały, ale postarałem się nie wydawać przestraszonym. Nie pomogłem Timotei’owi w żaden sposób. Przyglądałem mu się, próbując znaleźć drogę, którą powinienem iść. Kwestia rodziny dla nas wszystkich była dość trudna. Chyba nie było osoby, która nie zostawiła za sobą brata czy rodzica, ale nie dało się też wykluczyć tego z codziennych konwersacji.
- Oddałbym łapę za trochę więcej książek i filiżankę herbaty. - To sprawiło, że uśmiechnął się sztywno, ale delikatnie i prawdziwie.
- Nie mogłem wziąć swoich słuchawek, nie zdążyłem...
- Zaoferowałbym ci, że mogę ci zaśpiewać, ale nie sądzę, że tego byś chciał - zaśmiałem się. - Nie mam zbyt dobrego głosu.
- Ja też nie. - Zastanowiłem się, czy naprawdę tak było. Nie wydawał się mieć zbyt dużej wiary w siebie i swoje umiejętności. Nie wiedziałem, czy miał wielu przyjaciół. Zdawało mi się, że raczej nie rozmawiał ze zbyt wieloma psami. Był na pewno bardzo przyjemnym psem, może powinienem zwracać na niego więcej uwagi? W końcu, był członkiem naszej wielkiej rodziny, powinienem pomagać mu czuć się lepiej w nowym świecie, a nie zostawiać samemu sobie. Byłem zbyt zajęty swoimi własnymi zmartwieniami, by zauważać, że może w naszej niewielkiej grupie istniał ktoś, komu przydałaby się pomocna łapa. W końcu z Timotei’em byliśmy… kuzynami? Mój dziadek i jego ojciec byli półbraćmi? Mona raczej określić nas mianem kuzynostwa.
Coś poruszyło się po naszej lewej. Obróciliśmy się natychmiast, ale nic nie wyszło z krzaków. Nie chciałem sprawdzać, czy ktoś naprawdę tam siedział. Wolałem uznać, że to wiewiórka lub wiatr.
- Nie znoszę wilków - głos Timotei’a, chociaż wciąż cichy, miał w sobie determinację, której wcześniej u niego nie słyszałem. - To potwory.
- Nie powinno się oceniać całej rasy przez postępowanie paru osobników - zacząłem. - Poznałem w swoim życiu wilki, które nigdy nie zrobiły mi żadnej krzywdy. Co prawda byliśmy przez nie nieprzyjemnie doświadczeni, ale przecież sam gatunek…
- Zabiły Sponge. - Zamilkłem. Timotei trząsł się z zamkniętymi oczami. Oh. - Przez nie była ta cała wojna. Przez nie Tiara nie wróciła. - Zawachałem się przez moment, ale przysunąłem się bliżej i położył łapę na jego grzbiecie. Zadrżał pod nią, ale nie odsunął się, więc uznałem to za dobry znak. - Przep-przepraszm, nie powinienem…
- Powiedziałem, że chętnie z tobą posiedzę, prawda? - Uśmiechnąłem się, chociaż on tego nie dostrzegał. - Możesz mi powiedzieć, co chcesz.
- Moja ukochana, ona… ona nazywała się Tiara. - Pokiwałem łbem, chociaż nie miałem pojęcia o kim mówił. - Bill miał po nią pójść. Powiedział. Po-powiedział, że musiała coś zrobić w mieście. Powiedział, że wróci.
- Nie wróciła - dopowiedziałem cicho.
- ... Nie. Boję się, co mogło jej się stać. Minęło już tyle czasu! Coś mogło jej się stać. Powinienem był po nią pójść.
- Timotei… - Pogłaskałem go. - Mój tata też nie wrócił. Odszedł ze sfory i nikomu nic nie powiedział. Nie wiem czemu to zrobił, ale wierzę, że nic mu nie jest. Wiem, że nie mógłbym normalnie żyć, jeśli byłoby inaczej.
- Nie wiesz tego.
- Nie, nie wiem. - Tak bardzo nie chciałem o tym myśleć. Zostawił nas, ale na pewno miał powód. Musiał mieć i był silny, nic mu nie było. To jedyna opcja, jaką widziałem. - Moja mama została w wiosce. Też nie wiem, czy nic jej nie jest. Mogę mieć tylko nadzieje. Nie sprawdzę tego. Chciałbym, żeby… - Gardło zaczęło mi się zaciskać, gdy o niej myślałem. - Chciałbym mieć pewność, że wilki nie spróbują podejść do ludzkich domów. Że nie będą uważały tamtejszych psów za zagrożenie. A jeżeli zdarzy się najgorsze, to i tak nie będę mógł nic z tym zrobić.
- Ale dlaczego nie… nie wróciłaby do nas. - Moja pierwsza myśl nie była przyjemna, więc jej nie wypowiedziałem.
- Może musiała tam zostać. Może zadanie jej się przedłużyło. Może jest dwa dni drogi od nas. Nie wiem Timotei, co takiego mogło się zadziać. Jest tak wiele możliwości.
- A jeżeli nie wróci? - Sama ta myśl brzmiała, jakby miał złamać mu serce. Nigdy nie chciałbym kogoś kochać tak mocno, że zabierałoby mi to oddech. Miłość romantyczna była tak fascynująca, ale też przerażająca. Jak przepiękny sztylet, który w każdej chwili może wbić się w serce.
- Jeżeli nie wróci, to zostaje ci żyć dalej. Chciałbym dać ci lepszą odpowiedź.
- Ale jeśli coś jej się stanie?
Chyba to było działanie nocy, które rozwiązywało mi język. A może fakt, że gdzieś tam czaiło się niebezpieczeństwo, które w każdej chwili mogło stać się jeszcze bliższe. A może raczej to przez samego Timotei’a. Nie znał mnie, a ja nie znałem go. Z jakiegoś powodu łatwiej było mi odsłaniać swoje serce, gdy osoba wcześniej go nie widziała.
Słowo tajemnica wybrzmiewało mi w umyśle. Od dzieciństwa miałem wbijaną jedną zasadę do łba - nigdy nie zdradzaj tajemnicy. Nieważne jak bardzo czasami chciałem wykrzyczeć prawdę mamie, a nawet przyznać się Aziraphale’owi, tajemnicy nie można było zdradzać. Nigdy. Nawet jeśli bardzo chciałem, a prawie zawsze chciałem. Nawet w tej sekundzie, z cichym Timotei’em obok mnie, który z pewnością by mnie nie zrozumiał.
- W sforze była suka - zacząłem. - Byłem wtedy jeszcze szczeniakiem, ale powiedziałbym, że się przyjaźniliśmy. Poprosiła mnie, żebym zajął się jej przyjaciółmi. Nie należeli do sfory, byli wi… w wielkich kłopotach. Dałem im swój sztylet, który dostałem od taty. Wiem, że to nie była moja wina, ale… jednemu z nich coś się stało. I umarł. - Został zabity. Zamordowany. I ja wiedziałem przez kogo. Wiedziałem dlaczego, ale przecież nie mogłem tego powiedzieć. To była część tajemnicy. - I chociaż powtarzam sobie, że nie mogłem w żaden sposób powstrzymać tego wydarzenia, to jest mi z tym źle. Nie wiem, czy kiedyś przestanie. Nie mogę ci obiecać, że nie będziesz czuł się z Tiarą tak samo. Chciałbym móc powiedzieć ci, że pójdziemy jej poszukać, ale Timotei, minęło już tak wiele czasu. Wierzę, że wróci do ciebie. I wierzę, że nie możesz nic zrobić, by to przyśpieszyć.
(Timo?)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz