Stało się. Znaleźliśmy jakieś miejsce do zamieszkania i chociaż cała okolica jest podejrzana, można liczyć, że zostaniemy tutaj i czeka nas adaptacja do nowych warunków. Pozwolę sobie pominąć na razie moje przemyślenia na temat swojego miejsca pracy, a zamiast tego skupię się na miejscu zakwaterowania, jakie zostało mi przydzielone.
Pomieszczenie wyglądało przeciętnie jak na zastałe realia. Pewien przeciąg, obecność wszelakich małych stworzonek i widok niejednej rzeczy, która stanowczo potrzebowała naprawy. Umeblowanie pozostawało wiele do życzenia, nawet jeżeli nie życzyłem wiele. Prędko okazało się, że w zamian uda mi się odkryć w tym miejscu coś bardziej wartościowego, chociaż dokładniej mówiąc, trudno było mi nazwać odkryciem widok czegoś, co było widoczne w pomieszczeniu na pierwszy rzut oka. Bryła przykryta warstwą wapna - na tyle grubo, że nawet po tylu latach jego większość nie odpadła. Niby kominek, lecz zbudowany tak, aby pomimo nagrzewania się wnętrza, uściślając - jego części, pomieszczenie i jedna z wewnętrznych kwater nie ocieplały się znacznie. Dla przeciętnego chłopa byłoby to marnotrawstwo surowców.
Przez chwilę oglądałem ten element dokładniej. Nie spotkałem się dotychczas z taką konstrukcją. Zaangażowany w odkrycie jej przeznaczenia, rozglądałem się również po innych kątach. Ostatecznie rozwiązanie przybyło do mnie kilkanaście minut później, kiedy spomiędzy resztek nieokreślonych przeze mnie mebli wyciągnąłem alembik, a przynajmniej jego części. Muszę przyznać, że nawet jeżeli na co dzień trudno wywołać u mnie znaczną ekscytację, teraz znalazłem się jej bliżej niż którymkolwiek innym momencie ostatniego czasu. Włączając w to poruszanie się za wskazówkami Sau i odnalezienie bazyliszka.
"Mogę destylować alkohol!", powiedziałem radośnie w myślach, oglądając sprzęt. Przez chwilę składałem poszczególne elementy i wyszukiwałem wszelkich usterek, jakie mogły utrudnić mi użytkowanie. Nie było ich dużo. Naczynia były z krzemionkowej gliny, co też sprawiało, że naprawienie ich z moimi umiejętnościami zajęłoby może kilka dni. A z resztą i tak przynajmniej tyle minimum mogłem prawdopodobnie spędzić, aby znaleźć potrzebne mi do reakcji surowce, rozeznać się dokładniej w działaniu kominka i w końcu dać trochę czasu na fermentacje. Już teraz wiedziałem, że na ziemniaki w tym całym procesie liczyć nie mogę, ale pewnie wokół dalej znajdują się zdziczałe zboża czy resztki sadów. Cukier też planowałem zdobyć z okolicznych roślin, ewentualnie musiałem przypomnieć sobie, jak wygląda relacja pomiędzy nim a miodem.
Inną rzeczą, która zaczęła mnie zastanawiać była skala, na jaką mogło rozwinąć się moje przedsięwzięcie. Alkohol pewnie i tak dystrybuowałbym stosunkowo powszechnie, chociaż nie byłem pewien jeszcze, jak czysty będę w stanie uzyskać i w jakiej ilości, dlatego wolałem na razie się nie ogłaszać. Co prawda liczyłem na jak największą efektywność, lecz zadowolony byłbym nawet z możliwości przygotowywania ilości cieczy starczającej tylko na drobne preparaty.
Oprócz samego alembiku, wkrótce udało mi się znaleźć także inne ślady po działalności wcześniejszego lokatora. Gliniane naczynia, z czego tylko kilka było niezbitych, pewną ilość pergaminu, typowo północnego, i zadziwiająco zadowalającego w swoim stanie. Bazyli w pogoni za jakimś drobnym ssakiem, którego ciepło musiał wyczuć przez ścianę, odkrył niewielki schowek w podłodze. Pusty, lecz przydatny na przyszłość. Zacząłem się zastanawiać, jakie perspektywy mam na zawłaszczenie sobie jakiejś piwnicy. Przydałaby się może w przyszłości.
W pewnym momencie przypomniałem sobie, że powinienem poświęcić też trochę uwagi innym rzeczom. Bazyli zdążył już ułożyć w kącie widoczną ilość resztek po złapanych pająkach, a sam nawet jeszcze nie zająłem się przygotowywaniem tego miejsca do życia. Nie spodziewałem się tak szybko dokończyć tego procesu, ale doprowadzenie tego pomieszczenia do stanu pobłażliwej używalności było celem całkiem nadrzędnym. Tym bardziej, jeżeli mogło się nadawać do tego, aby móc przechowywać tutaj mojego towarzysza. Przynajmniej na część czasu. Wymagało to oczywiście zaplanowanie mu tutaj kryjówek czy rzeczy, które mogłoby odwracać jego uwagę na tyle, aby po minucie nie zaczął w bardzo krzywdzący dla uszu sposób usychać z tęsknoty.
Oceniłem, że kolejną godzinę spędziłem porządkując i gospodarując miejsce, niewiele przejmując się światem zewnętrznym. Co chwilę moje myśli ponownie zwracały się ku kwestii odkrycia alembiku. Samo sfermentowanie nie było problemem, ale destylacja? To już dawało więcej możliwości, nawet niekoniecznie związanych z alkoholem, chociaż to na nim się skupiałem. Preparaty, odkażanie, skuteczna walka z pacjentami, przygotowywanie mikstury dla dziadka Petera, a także, musiałem sam przed sobą przyznać, chociaż jako medyk doskonale wiedziałem, że używki nie są najlepszą rzeczą - osobiście brakowało mi możliwości sączenia napitku z piersiówki.
Ostatecznie miejsce znalazło się w zauważalnie lepszym stanie niż przedtem. Zdążyło się ściemnić, a Bazyli zwinął się do snu na prowizorycznym posłaniu. Usłyszałem jakiś ruch spoza mojego pokoju, zdecydowanie należący do jednego z moich współlokatorów - bardziej prawdopodobnie spowodowany przez Senshi niż Marsa. Postanowiłem przerwać swoje działania i porozmawiać z nią. Jeżeli mam z kimś żyć w jednym domku, chciałbym chociaż wiedzieć na czym stoję.
- Nie spodziewam się być kłopotliwym lokatorem. - zwróciłem się do niej już chwilę po tej myśli. - Pozwolę sobie zastrzec, że wysoce cenię poszanowanie własności i prywatność, a także ostrzegam, że ewentualne posiadanie małych towarzyszy wiąże się z pewnym ryzykiem... Oprócz tego jest też inna sprawa, w której się do ciebie zwracam. Czy w swoim pokoju znalazłaś może kolby, retorty albo podobne mniej powszechne naczynia?
Senshi?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz