- Pasjonujące. - stwierdził chłodno medyk. - Twoja odpowiedź na pytanie "czy czujesz się lepiej?" była poświęcona w 5% udzieleniu właściwej odpowiedzi, w 35% sprawozdaniu z ostatniego dnia, a w pozostałe 60% było opisem szczura.
- To było niezbędne, aby przybliżyć wam mój stan. - wyklarowałem. - Na ciele zdrowiej, pod kątem psychicznym... fatalniej. Co przecież całkowicie znajduje uzasadnienie, jeżeli pierwszym odkryciem świtu jest to pełne wzgardy spojrzenie, maniakalnie ocierające się łapki i ta postawa dominacji, kiedy zdał sobie sprawę, iż został ujrzany. Nawet się nie chciał zaszyć. Przycupnął pośród tych desek i przyjął postawę pasywno-agresywną.
- ...już o tym mówiłeś...
- Przedtem już czułem, iż wiele rzeczy nie jest odpowiednich w tym budynku. Część z nich już odnalazła wytłumaczenie, kiedy tylko ukazał mi się ta abominacja! Przysunąłem się do desek i z obawą rozchyliłem je. Rozbrzmiało pośpieszne tupanie. Zatracone szkodniki! Jak można wieść żywot w miejscu, jakie jest nimi przesączone?! Nie myślę sobie tam wracać!
- Nie próbowałeś może się ich pozbyć? Albo przynajmniej powiadomić współlokatorów? - zapytał się Prestian, angażujący się w już coś innego niż wyłączne słuchanie mej historii.
- Nie jestem w stanie osobiście odbierać życia stworzeniu. - wymamrotałem z ciężkością na sercu. - A z Solangelo i Eau się rozminąłem. Pierwszym, co uczyniłem, było udanie się tutaj na wizytę.
Medyk westchnął nieznacznie, po czym przybliżył się do niedojrzanej przeze mnie wcześniej torby i pogrążył się w przeszukiwaniu jej. Dosyć krótkim biorąc pod uwagę rzeczywisty czas, aczkolwiek sam znalazłem się już na granicy obrażenia się za takie zbagatelizowanie mnie. Zamierzałem już zwrócić pysk tak, aby zakomunikować medykowi, iż sam również jestem w stanie ignorować innych, jednak nie zdążyłem, ponieważ zostało znalezione wyjaśnienie dla zachowania samca - tuż przy mych łapach umieszczona została niewielka pokraczna istota. Kojarzyłem, iż przemknęła mi w przeszłości raz czy dwa w kącie oka, lecz nigdy nie miałem jeszcze szansy bezpośrednio skonfrontować się z tym... czymś.
- Idź do chatki. Jeżeli zostawisz mnie do końca dyżuru w spokoju, przyjdę i to załatwi twój problem.
Przystałem na te warunki i zgodnie z nimi, postanowiłem opuścić medyka. Odczekałem przeciągający mi się czas, krążąc w okolicy budynku i niepewnie sprawdzając, czy z pewnością żaden gryzoń nie znajduje się blisko mych łap. Sama myśl o nich powodowała u mnie lekkie drżenie i skręty wśród wewnętrznych narządów. Ostatecznie Prestian postanowił wywiązać się z umowy, wkroczył do środka i pewnie wypuścił tam kreaturkę, ponieważ zaraz wrócił już bez niej. Powiedział, aby dać jej chwilę czasu. Z lekka zaintrygowany miałem nawet ochotę wejrzeć do środka, cóż może się tam dziać, aczkolwiek nie zdążyłem nawet, kiedy istota powróciła do medyka, ciągnąc martwego tęgiego szczura za ogon i to już odebrało mi chęć, aby przyglądać się działaniom. Wkrótce zebrał się już stosik trucheł, który więcej niż mnie obrzydzał, stworzenie z pokracznie wesołą kakofonią przestało już odnajdywać jakiegokolwiek szkodnika. Na miejscu zwinęło się i zasnęło.
- To ty już sprzątniesz to sam. - stwierdził jeszcze Prestian i bez żadnego następnego słowa udał się w dalszą drogę. Spojrzałem się szczury, czując, iż niedługo ponownie zajrzę do medyków.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz