– Nie żałujesz czasami, że nie założyłeś własnej? – Brooklyn podniosła łeb, ja pokręciłem swoim.
– Nigdy nie znalazłem właściwej osoby. Być może mogłem lepiej szukać, ale zawsze było coś ważniejszego ode mnie. Czuję się dobrze, jeśli wiem, że zrobiłem dla społeczności wszystko, co mogłem. To jest najważniejsze.
– Jesteś dobrą osobą, wiesz o tym?
– Cieszę się, że tak myślisz. Odpowiadając na pytania i poprzednią część rozmowy… – westchnąłem. – Nie zawiodłaś jako matka, Brooklyn. Nawet jeśli tak uważasz. Nie przestałaś martwić się o Alicję, wiem, że cały czas o niej myślisz. Czasami ciężko jest wypośrodkować, czy mamy zajmować się bardziej sprawami prywatnymi czy większym dobrem. Mamy tylko jedno ciało, nie jesteśmy w stanie być wszędzie.
– Niestety.
– I oczywiście, że pomogę z organizacją. Jeśli mamy zielone światło, chętnie poszukam odpowiedniego miejsca na symbol pożegnania. Kamienia, skały lub drzewa. Myślę, że to będzie dobre, co ty na to?
Samica pokiwała łbem, uśmiechając się słabo. – Czytasz mi w myślach.
– Nie od parady jestem twoją betą. – Teraz to ja się uśmiechnąłem. – Jak ci się układają relacje z Pergilmesem? Wybacz, że pytam tak czysto prywatnie.
(236)
Brooklyn?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz