– Dobrze, nie będę cię już więcej o nic pytał, skoro nie potrafisz nawet udzielić normalnej odpowiedzi.
– A jaką wolisz? “Nie wiem”? Bo pojęcia nie mam i średnio mnie to obchodzi, czy gdzieś tu znajdziemy miód.
– W takim razie. Trzeba to sprawdzić. – Ruszył ku wyjściu z jaskini, a ja za nim.
– Co robisz?
– Idę z tobą.
– Nie trzeba.
Przekrzywiłem łeb z uśmiechem. – Nie? Mojemu przyjacielowi brakuje cukru. Jeszcze gdzieś zasłabnie po drodze, muszę go ubezpieczać.
Otworzył pysk, by coś odpowiedzieć, ale ostatecznie tylko go zamknął i westchnął.
– Tylko się z tobą droczę. – Wywróciłem oczami. – Nie ma co się złościć, aniele.
– Skąd… Nie nazywaj mnie tak.
– A będę.
– Jesteś naprawdę nie do zniesienia. Nie wiem, dlaczego jeszcze z tobą wytrzymuję.
♦♦♦
Aziraphale również nie wiedział, dlaczego Fryderyk nie odtrącił go jeszcze kompletnie i na dobre, zważywszy na to, jak bardzo irytujący potrafił być. Nie, żeby mu to przeszkadzało. Az rzadko martwił się tym, co inni o nim sądzą, a wszelkie oznaki niechęci do jego towarzystwa i usposobienia spotykały się jedynie z jego rozbawieniem lub zachętą do dalszego naciskania. Potrafił być jak natrętna mucha, która nie chce dać za wygraną, ale której nie da się zabić, bo nie zatrzymuje się na wystarczająco długo. Nawet gdy pochód się zatrzymał i Aziraphale’owi przyszło dzielić domek z Fryderykiem, ani na chwilę nie wstrzymał się z byciem irytującym sobą. A mimo to, udało mu się nie skończyć za progiem z nosem w zatrzaśniętych drzwiach.
♦♦♦
– Nie mogę się doczekać, aż ktoś jeszcze zacznie z nami dzielić ten domek. Twoje towarzystwo jest przytłaczające.Fryderyk chodził w kółko po pokoju. Powiedział wcześniej, że będzie gospodarował przestrzenią, żeby trzymać książki. Problem polegał na tym, że żadnych nie mieliśmy i nie zapowiadało się na zmiany w tej kwestii. Mieliśmy jedną, tą, którą ciągnął ze sobą od wyjścia z Royal Dogs.
– Kręcisz się bez sensu – stwierdziłem, patrząc na niego. Leżałem rozwalony na łóżku i było mi bardzo wygodnie. – Tu nie ma miejsca. Ani książek. Książek na miejsce i miejsca na książki.
– Mam leżeć brzuchem do góry tak jak ty? Staram się jakoś umilić to miejsce, czego nie można powiedzieć o tobie.
– A co tu poprawiać? Łóżko jest, dach jest, dobrze jest.
– Jest obskurnie.
– Przez ostatni rok spaliśmy w lesie, powinieneś się cieszyć. Zresztą, to ty tu przynosisz zapach martwej zwierzyny, nie ja.
– Ty przynosisz jedynie woń marnotrawienia czasu z silną dozą lenistwa. – Zwęził oczy odwracając do mnie wzrok.
– Co poradzę? Jestem pomocnikiem. Najwyraźniej nikt nie potrzebuje mojej pomocy.
– Dobrze wiesz, że to nieprawda.
– Nikt się nie skarżył – ziewnąłem i przeciągnąłem się.
Fryderyk prychnął. – Oczywiście. Czasami trzeba wykazać się inicjatywą. Być miłym. Spytać, czy można komuś z czymś pomóc.
Nie odpowiedziałem. Usiadłem tylko i patrzyłem na niego z zaciekawieniem.
– Naprawdę aż tak przytłaczające jest dla ciebie to domostwo?
– Trochę?
Biedak. Powinienem jednak raczej być jego przyjacielem, jakimś cudem jeszcze się ze mną trzymał.
– Chodź, przejdźmy się. Chodźmy na spacer. Znajdziemy coś, co poprawi ci humor.
– Ale co? – jęknął. – Sam mówiłeś, że nie ma tu książek.
– Chrzanić książki, coś znajdziemy, chodź. – Zerwałem się z łóżka, podszedłem do niego, zarzuciłem mu łapę na grzbiet i popchnąłem za drzwi. – Pszczółki, kwiatki, nie wiem. Może znajdziemy w końcu ten miód, co to znalezienie go nam kiedyś nie wyszło. Co ty na to?
(594)
Angel?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz