Naturalna lampka w postaci samodestrukcyjnej kuli gazu powoli żegnała się ze mną, znikając za horyzontem. Spoglądałam się za nią przez czas dłuższy, niż zajęłoby stonodze wytarcie wszystkich nóg o wycieraczkę. Czyli nie aż taki długi, pamiętając, że ta ich nazwa to tylko chwyt marketingowy i nawet gdyby zebrało się osiemnastu poważnych matematyków i zaczęło liczyć, na pewno nie doliczyliby się dokładnie stu nóg... a przynajmniej tak myślę, bo może to nie tak i w ogóle to jest inaczej. Nie wiem. Wszystko miało prowadzić do wniosku, że patrząc się za Słońcem to nie wracało i wkrótce też i pozostawione przez nią światło również zaczęło znikać lepiej niż Ashi podczas gry w chowanego... A może po prostu to ja nie wykorzystywałam dobrze tych wszystkich namierzających trybików, na jakie było mnie stać?
Ponownie ruszyłam w stronę celu. To nie miało sensu, ale przecież na co dzień tak jest? Prawda? Ha ha. Tak naturalnie.
- Hej, Prest. - uśmiechnęłam się do psa, jaki siedział zaraz przed wejściem od stodoły z małym uroczym stworzonkiem. Odwzajemnił przywitanie. Zwlekający promień z samego czubka korony słońca osiadł na jego sierści jako czerwonobrunatny kolor. Coś z głębi mojego ciała zacięło mnie w połowie kroku. Ten widok wydał się być tak podobny do tego wtedy na wojnie. Nie. To jest zła myśl. Odrzucić. Chociaż tak właściwie to z tego powodu uznałam, że zamiast wymyślać kolejną bajkę do opowiadania współlokatorom przyjdę tu. No może bardziej tam. Chociaż dalej nie jestem pewna, gdzie w zasadzie jest "tam", zwykle była to po prostu myśl "pójdę tam" i niekonkretny koncept. Z resztą, nieistotne. - Mam taką sprawę. Ty dobrze wiesz, jak te wszystkie trybiki i wihajstry funkcjonują, że raz myślimy "jest fajnie", drugim razem "jest smutno", prawda? Co jeżeli ktoś jednocześnie czuje jednocześnie, że te obydwa przyciski są zawsze włączone? I mam tak na myśli... zawsze. Nie tak, że jeden się włącza, a drugi czeka chwilę, tylko tak razem w tym samym czasie. Jakby to... O! Znasz te takie długopisy, co piszą w kilku kolorach? Nie da się mieć dwóch kolorów na raz, bo się rysiki zablokują przy wciśnięciu. To jest jakoś tak.
- Potrzebujesz wytłumaczenia problemu pod kątem biologicznym czy jego rozwiązania?
- Chyba rozwiązania. Kiedyś czułam się inaczej. Nie było tego czegoś, co tak często przypomina mi, że coś w sumie nie jest fajne albo po prostu przychodzi w stylu "hej, nie masz rodziny". Nie, nawet nie przychodzi. Cały czas tam jest. I... i wiem, że są takie zwykłe wariacje, że jak się przeżyje coś złego to tak będzie. Czułam to, kiedy Chantie, Ashie czy Sunny wyruszyły w świat. Dalej za nimi tęsknię, ale to nie jest ten sposób, kiedy czuję, że wszystkim narządom we mnie jest niewygodnie. Po wojnie... tak jest. Innym też bywa źle, ale to po pewnym czasie chociaż pozwala na to, aby przez jakiś czas o tym nie myśleć. Ja się czuję, jakby ta cała sprawa z wojną się nie skończyła. Jak gadam z innymi, staram się skupić, że hej, jestem tutaj i jest super, ale w tej samej chwili myślę, że w sumie to tak ekstra nie jest. Nie przerywam mówienia tylko dlatego, bo czuję się, jakby to ono mogło jeszcze przytoczyć te miłe myśli i one walczą z tym drugim rysikiem długopisu. Przez pewien czas mogą nawet i bez tego z nim konkurować, ale później to wszystko słabnie i nawet nie chodzi o to, że się obawiam, że ten smutny będzie przez chwilę. Bo co jeżeli się on nie odkliknie z powrotem?
- Nie jestem psychologiem, psychoterapeutą, a nawet nie psychiatrą. - odpowiedział Press. - Idź do Fobosa albo Alegrii, przekierowując cię do nich najbardziej ci pomogę.
- Ale chociaż powiedz, jak... jak się tym zająć do tego czasu! Wiem, że te myśli zawsze będą, ale z czasem powinny przestać być takie. Bo wiem, że jeżeli teraz myślę, że nie mam pojęcia, co się stało z moim towarzyszem, bez którego nic już nie jest takie samo i równie dobrze może nie żyć jak i błąkać się gdzieś samotny na świecie, to kiedy się odwrócę i stąd pójdę to będzie gorzej! Wtedy przypomnę sobie, jak bardzo bał się burzy i jak bezbronny był! A potem pomyślę o tym, co się stało moim rodzicom. Wiem to, że tata nie mógł czuć bólu, jednak jakim widokiem jest, kiedy powoli widzisz, jak palisz się żywcem. Moją jedyną nadzieją może być to, że prędzej udusił się dymem niż słyszał skwierk i syczenie skór jaka odrywa się marszcząc płatami od ciała i widział, jak krwawy miąższ spala się po spotkaniu z ogniem! A tymczasem co z mamą? Jeżeli przeżyła, to gdzie jest?! Czy może i ona została rozszarpana podczas wojny, nie będąc w stanie nawet się bronić z powodu oparzeń...?
- Była u mnie na terenie szpitala polnego. - powiedział Prestian ciszej niż dotychczas. Skupiłam na nim wzrok niczym światło przez lupę... i proszę kolejna kompletnie nieudana metafora. - Musiała odejść już po zakończeniu wojny.
- Rzeczywiście nie jesteś w tym dobry. To teraz już chociaż wiem, że być może wtedy dałoby się ją jeszcze wytropić! Byłabym chociaż pewna, że postanowiła mnie opuścić z własnej woli, kiedy jej najbardziej potrzebowałam, a nie, że niby tak, niby nie i nic nie wiadomo. Kogo innego nie ma, kiedy powinien być? Hmm, już może nawet nie wspomnę o Ikarze czy innych stworzeń, jakie były przygarnięte do tego wszystkiego. Bo na co w końcu zdałoby się tęsknienie za kimś, kto nawet przed tym wszystkim sobie znikł, tak jak Ekhou! Lepiej nich będzie myśleć o tym, co się mogło stać z Dustinem? Albo Eliotem? Był w okropnym stanie, kiedy widzieliśmy się po raz ostatni. W tym całym rozgardiaszu wydało mi się, że ktoś wspomniał, że on popełnił samobójstwo. Rozumiesz to? Ale nie wierzę w to, bo przecież czy on w ogóle byłby w stanie to zrobić sam z siebie? Tak? Nie?
- Obawiam się, że, używając twojej metafory, właśnie odkliknęłaś jeden z rysików długopisu. Chodź, napij się trochę wody.
- Czuję się tak głupio i bez sensu. Wszyscy uważają mnie za idiotę, co dużo gada i nic nigdy nie przekazuje. Ty też tak myślisz. Wiem o tym. Widzę, jak zawsze na mnie patrzysz, kiedy tylko przychodzę pytając się, czy mogę ci w jakiś sposób pomóc! I wiesz co? Masz rację. Jestem dziecinna i bezmózga, bo przez całe swoje życie chcę czuć, że pomagam innym i dzięki mnie mogą czuć się lepiej. I nawet w tym potrafię zawieść, bo teraz ty stoisz tu, a ja przed tobą i na ciebie krzyczę, chociaż ty mi w nic nie zrobiłeś i czuję się z tego powodu jeszcze gorzej. I- i ja... przepraszam! Naprawdę przepraszam!! Błagam nie miej mi za złe. I niech twój towarzysz również nie ma! On jest taki mały i nawet puchaty, a pewnie mnie nie teraz już nie lubi.
- Nie musisz się nami martwić. Jeżeli czujesz, że wolisz wyładować się w ten spo-
- Ale ja nie chcę się na nikim wyładowywać! Oh! I widzisz, przerwałam ci, a ty pewnie chciałeś powiedzieć coś miłego. Jestem taka... egoistyczna. Tak, teraz myślę, że to tłumaczy wiele rzeczy. Wiesz co, Prest? Łap, to dla ciebie. Amulet. Ukradłam go jakiemuś człowiekowi. Dlaczego? Bo tak, bo uznałam, że mogę i on na pewno nie będzie się czuł źle po jego stracie. Teraz kiedy go masz, będziesz mógł za każdym razem myśleć o tym, jakim okropnym tworem jestem.
- Nie musisz mi go dawać.
- Nie wiem, już go ci dałam. Weź go, bo inaczej teraz ja będę sobie zawsze przypominać ten moment, a nie będę w stanie go po prostu wyrzucić, tak jak ty pewnie zrobisz, kiedy tylko sobie stąd pójdę... I zrobię to teraz. Odwrócę się, nie będę słuchać co mówisz, bo się teraz tak strasznie wstydzę tego, co tu zaszło, że nie zniosę ani słowa rozsądku. Wrócę radosnym krokiem do domku. Będę się uśmiechać. Nikt nie zapyta się mnie, co robiłam, bo wiedzą, że nie stać mnie na nic ciekawszego niż "rozmawiałam z panem zającem" albo "malowałam w wyobraźni", więc nawet nie będę musiała się starać. Wejdę do pokoju i będę się gapić w ścianę. Cały czas z tym głupim uśmiechem na pysku! Idę. Teraz. Miłej nocy.
W moich myślach zaczęła powoli kształtować się Decyzja.
Tak.
Bonnie przekazuje swój amulet Prestianowi
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz