Od czasu,gdy zobaczyłam Lucyfera dni zaczęły mijać szybko w moim "starym-nowym" otoczeniu. Nigdy wcześniej od tych kilku lat, gdy jestem poza swym prawdziwym domem nie czułam się jak u siebie. W sforze codziennie spotykałam się z wzrokiem innych psów, czasem - a nawet często - obcych, gdyż w Royal Dogs było wiele członków. Tutaj wszyscy byli mi znajomi
Droga do miejsca, gdzie mieszkają Aureum i Angelus nie była aż tak daleka. Przeszliśmy przez piękny, kolorowy las, obfity w wszelkie kwiaty i owoce i zatrzymaliśmy się przed rzeką, przez którą prowadził stary most. W rzece płynął bardzo silny nurt.
- Trzeba uważać na tej rzece - odparł Solis. - Sam nieraz się tam kąpałem i cóż... woda jest porywająca - powiedział dziwnie spoglądając na mnie.
Szybko przeszliśmy przez most i znaleźliśmy się na kamienistym terenie. Staliśmy jakby na skarpie, a nieopodal po naszej prawej stronie było kamieniste zejście w las porośnięte mchem. Rzeka natomiast spływała wodospadem obok "schodków" Wyglądało to bardzo majestatycznie. Wśród drzew, które nie były bardzo blisko siebie zobaczyłam znajomą ścieżkę prowadzącą do dość starego zamku stojącego na wzniesieniu.
Szybko przeszliśmy przez most i znaleźliśmy się na kamienistym terenie. Staliśmy jakby na skarpie, a nieopodal po naszej prawej stronie było kamieniste zejście w las porośnięte mchem. Rzeka natomiast spływała wodospadem obok "schodków" Wyglądało to bardzo majestatycznie. Wśród drzew, które nie były bardzo blisko siebie zobaczyłam znajomą ścieżkę prowadzącą do dość starego zamku stojącego na wzniesieniu.

Nie dziwię się, że od razu nie poznałam zamku. Kiedyś był w lepszym stanie przed całą wojną, a wzniesienie było mniej zarośnięte.
- Czy w tym zamku mieszkali Angelus? - spytałam dla pewności.
- Tak, Light... - powiedział Solis zwracając się do mnie w starym imieniu. - Za chwilę zobaczysz inne, znajome miejsce.
Zeszliśmy na dół ścieżką i przechodziliśmy lasem. Był on niesmowity - czułam się jak w starodawnej gęstwinie porośniętej mchem.
- To zielona dolina. Tak ją nazwaliśmy. Nieźle tu wszystko obrosło przez te lata... - wytłumaczył Solis.
Rozglądałam się jak promienie słońca przedzierają się przez drzewa. Chwilę potem zaczęliśmy iść trochę krętymi schodkami w górę zamku. Wzniesienie było jednak bardzo łagodne.
Pierwsze co zobaczyłam to był stary ogród, w którym pierwszy raz spotkałam się z Solisem. Wróciły mi wspomnienia i nostalgia. Zatrzymałam się w ogrodzie i usiadłam na ławce.
- Czy w tym zamku mieszkali Angelus? - spytałam dla pewności.
- Tak, Light... - powiedział Solis zwracając się do mnie w starym imieniu. - Za chwilę zobaczysz inne, znajome miejsce.
Zeszliśmy na dół ścieżką i przechodziliśmy lasem. Był on niesmowity - czułam się jak w starodawnej gęstwinie porośniętej mchem.
- To zielona dolina. Tak ją nazwaliśmy. Nieźle tu wszystko obrosło przez te lata... - wytłumaczył Solis.
Rozglądałam się jak promienie słońca przedzierają się przez drzewa. Chwilę potem zaczęliśmy iść trochę krętymi schodkami w górę zamku. Wzniesienie było jednak bardzo łagodne.
Pierwsze co zobaczyłam to był stary ogród, w którym pierwszy raz spotkałam się z Solisem. Wróciły mi wspomnienia i nostalgia. Zatrzymałam się w ogrodzie i usiadłam na ławce.
- Zaraz do was dołączę - powiedziałam.
Solis podszedł i usiadł obok mnie.
- Nie mogłem ci dać spokoju, co? - powiedział.
- Byłeś najbardziej irytującym psem na świecie - odparłam i prychnęłam. - Co ty we mnie widziałeś?
- Lubię tajemnicze, piękne nieznajome - odparł.
- Dobrze wiedzieć - pchnęłam go.
Zobaczyliśmy jak za górskim horyzontem zachodzi słońce. Odczułam zmęczenie i głód. Spojrzałam na jego okno na pierwszym piętrze i drzewo, na któro wchodziłam. Ono jedyne się nic nie zmieniło.
- Chcesz wejść drzewem jak za starych czasów?
- Cóż... czytasz mi w myślach - powiedziałam.
Zaczęliśmy wskakiwać po kolei na gałęzie, które nadal były wytrzymałe i po chwili znaleźliśmy się na prostej do jego okna; było uchylone jak zawsze. Oboje weszliśmy na szeroki parapet i znaleźliśmy się w jego komnacie. Rozglądnęłam się; nic się nie zmieniło. Łóżko, łapacze snów zwisające z baldachimu, lampka nocna na nocnej szafce, stół na środku z dwoma krzesłami, stary dywan, mnóstwo ozdób na ścianach oraz biblioteczka. Nie było tylko kilku roślinek.
- Tak samo, jak przychodziłaś - powiedział i wskoczył na łóżko.
- Tak, wiem...
- Za chwilę przyniosą nam jedzenie, więc o to się nie martw.
Usiadłam na jakiejś pufie pod biblioteczką i przymknęłam oczy. Mój spokój nie trwał długo, bo poczułam jak coś z impetem walnęło się obok; aż podskoczyło mi ciało.
- Nie znasz mojej przestrzeni prywatnej? - spytałam.
- Myślałem, że to już przeszłość... - powiedział i odwrócił się w moją stronę.
- Solis... eh. To co było między nami, to było.
Pies automatycznie odwrócił się na plecy.
- Cóż... rozumiem, że ty i Lucyfer jesteście parą, ale...
- Żadnego "ale"! - wstałam szybko. - Już dość mam uczuć przez całe życie.
Po chwili do pokoju weszła jedna z pań z obsługi. Była to śliczna, jasna golden retriverka...
- Dla Solisa i Beatrycze, kolacja - przywiozła to wszysko na takim jeżdżącym stoliku.
Były to żeberka, najprawdopodobniej z dzika, którego jadłam może dwa razy w życiu, a do tego własnoręcznie tłoczony sok z jabłek. Dodatkiem do tego był sos słodko-kwaśny. Wszystko pachniałoj jeszcze lepie, gdy było się głodnym
Usiedliśmy i zaczęliśmy jeść, a suka wyszła. Na pewien moment nie mogłam przestać o niej myśleć, ale otrząsnęłam się.
- Kim była ta pokojóweczka?
- No tak, nasza członkini. Lillia.
Zaczęłam jeść dalej, a gdy skończyliśmy Solis dodał:
- Spodobała ci się? - spojrzał na mnie dziwnie.
- Cóż, to że byłam z tobą i jestem z kimś nie znaczy, że mogę stwierdzić, że moja płeć jest równie atrakcyjna dla mnie, co inna.
Pies pokiwał głową i po zastanowieniu się rzekł:
- Poza tym... czemu nazywają cię Beatrycze? To jakieś przezwisko?
- To moje nowe imię, Solisie. Zmieniłam je ze względów bezpieczeństwa, gdyby Exodus mnie szukał, by mnie zabić. Eh, i tak mnie znalazł...
- Rozumiem... Bea.
- Nie podoba ci się? - spytałam.
- Wręcz przeciwnie - dodał. - Bardzo piękne... Twój Dante to Lucyfer, heh. Tylko zatrzymał cię w piekle... - zaśmiał się.
Po wypiciu soku walnęłąm szklanką o stół.
- Ja rozumiem, że możesz być zazdrosny, ale nie mów o tym, jaki jest, skoro go nie znasz- odparłam i wstałam od stołu. - Idę zapytać o swój własny pokój... - podeszłam do drzwi i zatrzasnęłam ja za sobą. Ten chałas usłyszała zapewne Lillia, bo zobaczyłam ją chwilę po tym jak wychodził zza korytarza.
- Pani maruda wyszła? - spytała.
- Nie... po prostu chcę mieć swój pokój. Odpocząć trochę od Lucyfera, Solisa i tego wszystkiego... Mieć chwilę dla siebie.
- Rozumiem... pokażę ci pokój, gdzie będzie twoja oaza.
Chwilę potem szłam obok goldenki, która opowiadała mi jak Solis tęsknił za mną i jak bardzo natrudził się, by między rodami był pokój. Po drodze mijaliśmy wiele psów, znajomych i przyjaciół.
- Co z... rodzicami Solisa? Mikado i Anri?
Westchnęła.
- Zostali zatruci... przez Annabelle.
- Wredna sucz... - powiedziałam nie chcąc dalej przeklinać jej imienia, bo nie mogłam znaleźć innych słów podobnych. - A moi... rodzice?
- Zmarli jakiś czas temu... - powiedziała Lillia.
Wstrząsnęło mną to. Nawet nie zdążyłam się z nimi pożegnać... stchórzyłam i uciekłam tylko.
- Ale zostawili ci list. Przyniosę ci do pokoju - powiedziała i zatrzymałyśmy się pod drzwiami. Wpuściła mnie tam i dała klucz.
Meble w środku były z jasnego drewna i ładnie pachniały. Na środku był wzorzysty czerwony dywan, a pod oknem okrągły stolik z białymi różami. Między łóżkiem, któro stało w rogu ściany a drugim końcem pokoju stała duża szafa.
- Czuj się jak u siebie, Bea - powiedziała Lillia, po czym wyszła.
Od razu walnęłam się na łóżko i przymknęłam oczy. Myślałam, że trwało to krótko, ale przysnęłam na pół godziny. Obudziło mnie pukanie do drzwi, które po chwili zostały otwarte przez Arona - mojego brata.
- Mam nadzieję, że nie przeszkadzam.
- Nie jesteś ani Lucyferem ani Solisem, więc wejdź.
Zamknął drzwi i położył coś na okrągłym stoliku. Była to koperta.
- Ariadna kazała ci to przekazać zanim odeszła... w sumie Dracon też. Zmarł kilka dni przed nią...
Wstałam i podeszłam do niego. Przytuliłam go.
- Dziękuję, że mogę się tu zatrzymać. Na kilka dni...
- Każdy potrzebuje detoksu.
Pokiwałam głową. Aron wychodząc powiedział tylko:
- Dobrej nocy.
Potem słyszałam już tylko odgłos świerszczy za otwartym oknem.
~ᆞ~
Po obudzeniu się szłam na dół schodami, gdy coś na mnie wpadło. Była to Vena, Wolf i Solis. Vena to cudna czekoladowa labradorka, a Wolf jest dobermanem. Ucieszyłam się, gdy ich zobaczyłam. Vena zaczęła mnie mocno ściskać z Wolfem, ale po chwili puściła, gdy wydusiłam:
- Ni...e... mo...gę... oddychać!
- Gdzie się podziewałaś? - spytał Wolf.
- Myślałam, że nie żyjesz...
- Masz sforę? Nowy dom?
- Za dużo pytań jak na raz... - powiedziałam.
- Masz może kogoś... nowego? - dodała Vena.
Solis posmutniał.
- Okej, okej... wystarczy - powiedziałam. - Dowiecie się na śniadaniu.
Stół w jadalni był ładnie rozstawiony. Usiadłam między Lillią a Aronem.
- Zapewne chcecie wiedzieć, gdzie byłam?
Vena pokiwała głową.
- Może ona nie chce mówić... - powiedział Exodus, który najwyraźniej poznał Lucyfera i moją sytuację.
- Nie przeszkadza mi to. Powiem krótko: uciekłam, znalazłam sforę, która się rozpadła przez wojnę, a potem odnalazłam resztki, jakie przeżyły w jej skutku. Przyjęłam imię Beatrycze ze względów bezpieczeństwa na śledzące mnie wilki i koty, które nas zaatakowały oraz Exodusa, który mógłby mnie odnaleźć i zabić. Nie wiedziałam przecież, że rody są pojednane... - gdy skończyłam swoją gatkę zobaczyłam nad kominkiem dwa herby rodów wiszące obok siebie.
Po chwili zaczęłam jeść. Nikt się nie odzywał, tylko Aron dodał:
- Dobrze, że teraz jesteś z nami.
- Zostaniesz na stałe? - spytał Wolf.
Popatrzylam się na znajome pyski.
- Z przykrością wam mówię, ale nie... zostawiłam sforę, znajomych i kogoś ważnego... i za niedługo będę wracać.
Posmutnieli.
- Cóż... każdy posiada swój dom - dodał Solis.
~ᆞ~
Przez te trzy dni coraz to bardziej dogadywałam się z upartym Solisem, który za wszelką cenę chciał nawiązać ze mną kontakt. W sumie, to mu się udało. Przywykliśmy do wieczornych spacerów wokół zamku, nad wodospad pod gwiazdami. W sumie, to nieźle się bawiłam.
Ostatniego wieczoru siedzieliśmy na jakimś wzniesieniu, z którego było widać spływającą wodę obok schodków.
- Jutro będę wracać... - powiedziałam.
- Serio? Po tym wszystkim, co Lucyfer ci zrobił? On cię ogranicza! Traktuje jak własność.
- Wiem, że jest nadopiekuńczy, ale ja... czuję się z nim dobrze. Dość dużo razem przeszliśmy...
- A co myślisz o nas? Przecież nasza dwójka tak samo... wiele przeszła. Trudności, spór, wojnę... byłabyś ze mną najlepszą władczynią tej krainy - powiedział husky.
Zamyśliłam się i pomyślałam o starych czasach, gdy młodzi lataliśmy po ogrodzie chowając się przed Annabelle, Mikado i Anri.
- Vena i Wolf pragnęli, byś została! Spójrz jak wspaniale spędziliśmy czas tu... razem.
Miałam mętlik w głowie. Solis i moi przyjaciele, to wszystko, za czym tęskniłam...
- Solis, ja ciebie przepraszam ale... - w tym momencie odwrócił mój pysk łapą, popatrzył się na mnie i pocałował. Odczułam w sobie złość, ale wróciły i wspomnienia.
Odepchnęłam jednak szybko husky'ego.
- To tak nie działa, Solis. Już nie ma nas... - powiedziałam, a moja mina zrobiła się poważna. - Moje serce należy do Lucyfera.
Wstałam i zeszłam ze wzgórza. Odwróciłam się ostatni raz i popatrzyłam się na siedzącego Solisa; posmutniał. Szybkim krokiem zmierzyłam do zamku, pognałam po schodach do swojej komnaty i walnęłam się na łóżko. Po moim pysku spłynęła łza. Szybko jednak zamknęły mi się oczy i zasnęłam.
~ᆞ~
Następnego dnia dzieś w południe zaczęłam pakować najpotrzebniejsze rzeczy do drogi powrotnej. Usłyszałam pukanie do drzwi.
- Wejdź - powiedziałam głośniej zbierając rzeczy.
- Nie chcę przeszkadzać - powiedział Solis.
Natychmiast spakowałam resztę i odwróciłam się w jego stronę.
- Opuszczasz nas dziś?
- Tak... wracam do sfory. Długo już mnie nie ma, pewnie zwiadowcy się zastanawiają, gdzie zniknęłam i...
- Rozumiem, rozumiem... Jeśli chodzi o wczoraj to...
- Dajmy sobie spokój. Dla mnie to nic nie znaczyło. Idę na dół pożegnać się z resztą - powiedziałam, zabrałam rzeczy, łącznie z listem od mamy i wyszłam z pokoju nie ukazując smutku. Ugh! Nienawidzę swej ckliwości.
Zeszłam na dół, gdzie na fotelu w salonie głównym siedział Aron.
- Chciałaś się pożegnać? - spytał i wstał.
- Tak... gdzie Vena i Wolf?
- Tutaj! - usłyszałam jak ich łapy odbijają się od posadzki. Oboje mnie przytulili.
- Będziemy tęsknić - powiedział Wolf.
- Wróć jeszcze do nas! - dodała Vena.
- Postaram się...
Po chwili przyszła Lillia z Solisem. Suka przytuliła mnie, a Aron po niej.
- Odprowadzę ją - powiedział Solis. Nie chciałam się już z nim kłócić, więc po prostu się zgodziłam.
Zaczęliśmy iść leśną ścieżką.
- Będziesz też tęsknić?
- Eh, zapewne będę was wspominać - powiedziałam. - Wiesz, że nie lubię się nad kimś litować i okazywać słabości.
- Racja...
W milczeniu przeszliśmy kamienne schodki i zatrzymaliśmy się przed mostem.
- Wiesz... jesteś wkurwiający, ale fajnie, że jednak tam byłeś - powiedziałam i prychnęłam.
- Nie nudziło ci się, co? Heh, jak za dawnych lat... a ty ciągle taka sama, lubiąca adrenalinę, nocne spacery... - powiedział i zbliżył się. - Tak samo piękna...
- Nie rób tego samego.
- No tak... przepraszam.
Spojrzałam na rzekę.
- Będę już iść... Żegnaj Solis - pocałowałam go w policzek, przeszłam przez most i odbiegłam.
~ᆞ~
Znajome tereny zobaczyłam dopiero, gdy zachodziło słońce. Moje myślli całą drogę wirowały między Lucyfrem a Solisem.
W oddali, gdy zbliżałam się do ostatniego miejsca wędrówki sforydostrzegłam psa zbliżającego się w moją stronę z impetem. Nie musiałam długo się zastanawiać kto to, gdyż poczułam znajomy zapach. Lucyfer. Wytłumaczył się, że Alfy i reszta poszli dalej szukać miejsca i, że na mnie czekał. Ja tylko przytuliłam go, gdy tylko skończył gadać.
- Tęskniłam za tobą.... - powiedziałam i pocałowałam go. - Brakowało mi tej twojej mordy.
Pies uśmiechnął się.
- Myślałem, że już nigdy nie wrócisz... Poza tym, jak było? Spotkałaś startych znajomych? A, i jak wytłumaczysz się innym zwiadowcom?
- Po pierwsze - do ciebie zawsze będę wracać, po drugie - tak, spotkałam Wolfa i Venę, a ostatnie po prostu powiem im, że byłam na dłuższym zwiadzie... - skończyłam. - Idziemy do nich?
- Tak, idziemy - Lucyfer podniósł moją łapę, pocałował i ruszyliśmy za sforą.
Cieszyłam się, że mogę w końcu być u jego boku.
~ᆞ~
Miesiące mijały, a sfora w końcu znalazła ostoję, miejsce gdzie nikt nas nie zobaczy. Ja z Lucyferem mieliśmy swój własny, prywatny domek. Oboje się z tego cieszyliśmy, gdyż mogliśmy mieć chwile dla siebie, spokój i ciszę.
Lucy?
(+2000)
Wybacz, że tak długo
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz