8.31.2020

Od Fobosa cd. Wegi

Machnąłem łapą. Moje praca nigdy mnie nie męczyła. Lubiłem swoje stanowisko. Spełniałem się w nim jak w niczym innym. Dzięki mojej pracy leczyłem innych nie tylko fizycznie, ale i psychicznie. Przynajmniej się starałem i chyba byłem w tym dobry. Mam przynajmniej taką nadzieję. Starałem się z całych sił, aby być jak najlepszym medykiem.
— Nie. Więcej roboty miałem na zamkowym dziedzińcu, ratując sforzan i nie tylko ich. Wtedy nawet odetchnąć nie mogłem, bo zawsze było coś do roboty.
Nie zdarzyło mi się rozmawiać z Wegą o wojnie. Chyba nikt nie lubił rozmawiać o tym wydarzeniu, a powinno się o nim rozmawiać. Oczywiście, nie było przyjemne, ale było ważne. Każdego z nas wojna coś nauczyła, każdemu kogoś zabrała. Chcąc nie chcąc każdy ją zapamięta. Ja zapamiętam dumę, jaka rozpierała mnie, gdy udało mi się poskładać pacjenta oraz żal, gdy żegnałem poległych i osób, których nie udało mi się uratować.
— Foboś — Poważny głos siostry wyrwał mnie z namyśleń. Spojrzałem uważnie na siostrę, nasłuchując. — Wiem, że miałeś styczność z osobami rannymi tam, na wojnie. Czy... — Chwilę zastanawiała się, jak ubrać odpowiednio słowa. — Czy spotkałeś kogoś z rodziny? Tatę, rodzeństwo?
Usiadłem obok siostry. Nagle zrozumiałem, czemu nikt nie chciał rozmawiać o wojnie.
— Tak. —  Chwilę milczałem, a gdy wziąłem oddech, mówiłem dalej. — Widziałem, jak tata walczył z waderą. Był lepszy niż nie jeden wojownik. Mimo ogromnej siły, o której go nawet nie podejrzewałem, nie wygrał tej walki. Nie mogłem mu pomóc. Nie udało mi się go uratować. Tak bardzo mi przykro.
Ze smutkiem patrzyłem, jak w oczach Wegi pojawiają się łzy. Delikatnie przyciągnąłem ją do siebie, pozwalając, aby się wypłakała. Sam ledwo powstrzymywałem łzy, które nagromadziły mi się w oczach. Nigdy nie zapomnę tego dnia.

Wega?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz