Wciągnąłem głośno powietrze z szoku.
- Aziraphale - zacząłem poważnie. - Wydaje mi się, że nie spędziłeś dostatecznie dużo czasu z nimi. Ludzie są na wyższym poziomie cywilizacji niż my, nawet ich sztuka jest bardziej rozwinięte. Przebywałem z nimi co prawda więcej w dzieciństwie, niż w dorosłości, ale nadal pamiętam życie z dwunogami. Potrafią być naprawdę wspaniali. Kiedy do nich wracałem, to zawsze witali mnie ciepło. Świetne istoty. Oczywiście nie wszystkie, zdaje sobie z tego całkowicie sprawę, ale spotkałem same najlepsze osobniki.
- Aż dziwne, że nie zostałeś z nimi.
Gdybym był jednym z ludzi, w tym momencie bym się zarumienił. Ta myśl, nawet przy pożegnaniu z mamą, nie przeszła mi przez łeb. Byli wspaniali i we wszystko, co o nich mówiłem, wierzyłem. Tylko jedna rzecz mi w nich przeszkadzała - kraty. Ludzie ograniczali nasze życie, chociaż to przecież nie było ich winą. Nie mieli pojęcia o poziomie psiej inteligencji, nie mogli wręcz zdawać sobie sprawy, jak bardzo nas ograniczają. A nawet była gorsza część: niektóre psy nie mają pojęcia, jak wiele mogłyby zyskać, jeżeli wyrwałyby się z murów.
Moja mama była jedną z najbardziej inteligentnych suk, jakie spotkałem, ale nawet ona była… zamknięta. Czułem się źle, że w ogóle tak o niej myślałem. To nie tak, że była za głupia na niektóre tematy, ale nie dało się z nią porozmawiać o sztuce, historii czy nawet gastronomii. Te rzeczy nie były istotne dla ludzkiego psa. Ludzki pies wiedział, które koty karmi sąsiadka i jak pachnie niemowlak. Zawsze starała się go wysłuchać i chociaż udawać, że interesują ją te wyższe sprawy, ale nigdy nie była zbyt dobrą aktorką. W końcu i ja wpadałem w rytm prostoty, która była dobra przez moment, ale tylko przez moment.
Świat ludzkich psów jest prosty i to im wszystkim pasowało, a nawet nie wiedzieli, co tracą. Zostanie z nimi oznaczałoby, że musiałbym się przystosować. Musiałbym się ograniczyć, bo nie miałby się z kim nim dzielić. Nie miał zamiaru tego robić, nawet jeżeli oznaczało to, że straci matkę.
- Zaciąłeś się - Aziraphale przerwał mój tok myśli.
- Myślę - odpowiedziałem, nie unosząc wzroku, by na niego spojrzeć.
- Ta cisza jest już wystarczającą odpowiedzią.
- Nie bądź wredny. To po prostu nie jest takie proste.
- Tak, tak. - Aziraphale machnął łapą. - Ludzie są tacy cudowni i wspaniali, póki nie musisz być zbyt blisko mnie.
- Proszę, nie kpij sobie ze mnie.
- Gdzieżbym śmiał. - Prychnąłem na niego, ale cicho, żeby nie usłyszał. Nie chciałem nikogo urażać, chociaż dla Aziraphale’a robiłem czasem wyjątki, bo zasługiwał na utracie mu nosa. Zbyt wysoko unosił swój łeb i za rzadko zniżał go, by spojrzeć na innych, potrzebujących wsparcia. Ah, jakiego ja sobie przyjaciela dobrałem. Albo raczej dobrego znajomego… kolegi… bardzo dobrego kolegi właściwie. Eh, dobre dobieranie słów było naprawdę trudnym zadaniem.
Niedługo później mieliśmy przerwę. Mój humor nieco się zepsuł, jak zawsze, gdy przypominałem sobie, co zostawiłem za sobą.
Pogoda nie była zbyt dobra, więc poproszono o szybkie zebranie gałęzi, żeby można było zasłonić wejście do jaskini i ochronić nas od zimna. Aziraphale musiał to robić, ja dotrzymywałem mu towarzystwa - dzisiaj akurat nie byłem zbyt dobrym kompanem, ale przynajmniej szybciej pójdzie mu praca. Wiedziałem, że najchętniej by jej nie wykonywał.
- Czy ty w ogóle wiesz, co się wokół ciebie dzieje? - zapytał, rzucając kolejne gałęzie na kupkę.
- Tak, tak. Jestem po prostu zamyślony - uśmiechnąłem się do psa.
- Znowu.
- Tak, znowu - odpowiedziałem, czując lekkie zirytowanie. Zamiast powiedzieć coś, czego będę żałować, wziąłem głęboki wdech. Lepiej zmienić temat, zanim niepotrzebnie się zdenerwuję. - Myślę, że to kwestia jedzenia. Nie mam wystarczającej ilości cukru, by utrzymywać mnie szczęśliwym. Jak sądzisz, znajdziemy gdzieś w okolicy miód?
(Az?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz