5.01.2020

Od Merlaux cd. Eau

  Poczułem się urażony gwałtownością usłyszanego przeze mnie prologu. Natłok słów tak nieprzychylnych i tak wyjaskrawionych sprawił, iż gotów byłem zająć swe myśli tematami przyjemniejszymi. Mimo tego zabiegu przyjąłem jednak niemalże śmiertelną dla mnie dawkę jadu, a moje jestestwo miotało się w konwulsjach. Któż mógłby przewidzieć, że u tak filigranowej istoty zaistnieć mogą pokłady tak dużej awersji do świata, a me uszy mogą dostać od niej tyle bzdurnych treści! W tym wszystkim pojąłem jednak, że ci troglodyci muszą bywać wybuchowi. Taka jest kwestia przetrwania, daj wolność swym emocjom teraz, a później obądź się bez nich podczas ciszy polowania. Tak. Tak jest i tak wyraźnie musi być. Właśnie dzięki takim drobnym aspektom psychologicznym moja książka sprawi, że takie psy zostaną zrozumiane, a ja zdobędę sławę tego, który dokonał tego przełomu.
  Z takim nastawieniem wysłuchałem już do końca monologu samicy, poświęcając niemałe zaciekawienie słowom: serwis, herbata, cukier, szafran. Czyż nie jest niezwykłe, że te przymioty w swej uniwersalności są znane nawet tutaj? Zadziwiające... i czyż odrobinę i nie romantyczne? W pewnym nieokreślonym stopniu jak najbardziej.
  Rozmyślania przerywane również i moimi kwestiami zostały ostatecznie odłożone na dalszy plan, gdyż zadane mi pytanie wymogło ode mnie więcej pomyślunku. Spodobał mi się łagodniejszy ton oraz możliwość wstąpienia w tę konwersację większej dawki ogłady.
 - Uprzedzając ujawnienie pozłacanego dania z mego menu. Muszę odmówić wam racji. Mej duszy nie akompaniuje melodia La Marseillaise, acz słodkie Cantique Suisse. Albowiem jestem z Helwetów, przyznam jednak, że z zachodnich, a to czyni mnie bliskiemu francuskiemu ludowi. - odpowiedziałem, wierząc, że podane przeze mnie terminy również zawitały niegdyś pośród członków tejże społeczności.
 - Nie jesteśmy zbyt narodowi w sforze. - udało się zauważyć Eau w sposób, jaki jednak daleki był od przerwania na czas dłuższy mej wypowiedzi.
  - Będąc już bardziej skorym do odpowiedzenia na właściwe pytanie, muszę przyznać, że trudno mi zadecydować, cóż takiego niezależnie od warunków byłoby rozkoszą mego podniebienia i miałoby prawo stanąć na stanowisku ulubionej potrawy. Tym bardziej, iż w ciągu ostatnich lat skosztowałem niejednego zachwycającego dania, aczkolwiek nie powinno się ich tak bezpardonowo konfrontować.
 - Może ukrócę ci cierpień. Na co miałbyś ochotę teraz?
  W tymże momencie począłem rozmyślać nad daniem, jakie najbardziej wpasowałoby się do sytuacji. Okolica niezbyt zimna, acz drażniąca powiewami chłodu, domagający się pożywienia żołądek, zapach wiosennego kwiecia...
  Odnalazłem swą głowę przechyloną, a prawicę nieznacznie zawieszoną w powietrzu. Kubki smakowe przypominały poznane niegdyś i fantomowo odczuwały fragmenty dań. Wkrótce jednak me oblicze z zamyślonego, ponownie zajaśniało. Oświadczyłem, a może nawet i zakrzyknąłem w satysfakcji odnalezienia odpowiedzi: Käseschnitten!! 
  Samica może i dalej trwała pewnie na łapach, jednak odniosłem wrażenie, że zachwiała się na niematerialnej płaszczyźnie. Do tego stopnia, że aż przyniosła odżycie obrazowi zupełnie fizycznego mnie, kiedy dopiero po fakcie poznałem, iż Dzień Zwycięstwa w Moskwie witany jest salwą armatnią.
  Postanowiłem nie pozostawiać Eau domysłom.
- Kunszt w swej prostocie. Chrupki chleb z ułożonym na nim rozpuszczonym serem najwyższej klasy, ot spécialité alpine. W dodatku cała kreatywność kucharza: od jajek przednich niosek, przez warzywa i wędliny.
  - Mogłeś od razu powiedzieć, że lubisz grzanki. - zauważyła Eau w niedługim czasie, na co prychnąłem (wprawdzie możliwie starając się uniknąć dobitności, albowiem nie miałem ochoty, aby zwrócić się ku prologowi; emocje mogły jeszcze się kryć).
 - To nie są tożsame stwierdzenia. Różnica tkwi w jakości, a także w... czymś innym. Jestem o tym przekonany.
 - Grzanki. Nieszczęśliwie dla ciebie doskwiera nam zarówno brak chleba jak i sera, pomijając już inne składniki. Nawet gdybyś poruszył niebo i ziemię, nie dostałbyś ich teraz. - rysy samicy stwardniały chwilowo, jednak zaraz nastąpiło widoczne rozluźnienie. - Ale pomarzyć zawsze miło... Czy tym wbijaniem wzroku w niebo planujesz je poruszyć?
 - Prędzej zastanowić się. Byłbym pewien, iż takie wydarzenia już miały dzięki mej obecności rację bytu. Przynajmniej w metaforycznym sensie.
 - Rozumiem, że zapowiadasz w ten sposób jakąś historię ze swojego życia? - posłała spojrzenie ku odpoczywającemu towarzystwie, jakie zdążyło już zakończyć biesiadowanie na padlinie. - Jest jeszcze trochę czasu. Jeżeli myślisz, że jest ważniejsza niż jedzenie to nie powinno być problemu.
 - Mogę zaświadczyć, że przetrwam jeszcze chwilę. - skinieniem głowy zaprosiłem samicę, abyśmy udali się na przechadzkę. Zaakceptowała zaproszenie. - Dane mi było być statystą w niejednym spektaklu życia. Myślę, że najlepszym przykładem byłaby okoliczność, kiedy wędrowałem przez pewne urocze miasteczko z południa. Nie były to opływające dobrobytem okolice; niesympatyczna władza przekształcała psie żywoty w ciąg marności i żalu. Nawet mnie złapała tam czarna rozpacz bezsensu. Napotkałem przygnębionego mieszkańca. Nie śmiał nawet zawodzić, jednak wiedziałem, jak wszystko trapi jego duszę. Postawiłem swą osobę w roli pocieszyciela i począłem portretować mu blask jutrzenki lepszego jutra. Zachęcałem, aby uniósł swój wzrok w pełni godności gotów na dostatnią przyszłość... Nawet nie spostrzegłem, kiedy kręgiem ustawił się tłum. Czerpali każde me słowo, jakby była to woda życia. Wnet rozległa się wrzawa, rozniosły się pieśni, a mnie... mnie ponieśli. W skutku mych niewinnych słów rozpalił się przewrót rewolucyjny. Był to moment, podczas jakiego niebo zamieniło się z ziemią. Krytyczny wzrok skupił się na klasach cechujących się dobrobytem. Zgodnie ze swym sumieniem muszę przyznać, że nie byłem zadowolony z tej sytuacji, jednak machina działała bez mego udziału. Oddaliłem się od szarej masy na krok, a ona już nie wpuściła mnie z powrotem w związku z dzielącymi nas różnicami.
 - Rozumiem, że byłbyś gotów wszcząć rewolucję dla tych swoich grzanek? - zapytała się Eau, kiedy zapatrzyłem się w zasłonięty morzem drzew horyzont. Poznając, że nie jestem gotów na odpowiedź. - Wiesz może, co się stało później z tamtym miasteczkiem?
 - Kto żąda wszystkiego, nie żąda nic i nic nie dostaje. Idea rozsypała się wraz z popiołem, a po ogniu pozostały dymiące zgliszcza. Zatoczył się krąg; ubodzy pozostali ubodzy, a elity każdorazowo odnajdą się w rzeczywistości. Przynajmniej taka ma obserwacja.
 - Zastanawia mnie, czy specjalnie uczono cię cytowania Marksa przeciwko niemu samemu.
 - Nikt nie miał okazji. W domowych progach to nazwisko nie miało prawa paść. Czystym przypadkiem udało mi się dostać do jednej z lektur wspomnianego przedstawiciela gatunku ludzkiego. Surrealistycznie wybrzmiało dla mnie un spectre hante l'Europe - le spectre du communisme i na taką nutę dotrwałem aż do słynnego: prolétaires de tous les pays, unissez-vous! - teatralnym gestem poderwałem swą prawicę i wyeksponowałem ją ku okolicznej roślinności. - Muszę przyznać, że choć czytywałem w ukryciu i bez gorliwości, odkryto ten element mej kolekcji. Mój ojciec okazał się nie być pobłażliwy wobec konceptów messieurs Marksa i Engelsa. Klarownie przedstawił mi swój pogląd, iż ludzie mogąc przeżyć nawet osiemdziesiąt lat, zdecydowaną większość tracą dla wymysłów. Zdecydowanie w jego preferencjach znajdował się ogólnie pojęty elitaryzm. - z mego gardła wyrwał się urwany śmiech. - Aczkolwiek komunizm komunizmem. Nasze porcje mięsiwa zostały już pewnie poddane dystrybucji. Dane mi będzie spożyć coś jeszcze tego urokliwego dnia? W międzyczasie mogę posłuchać, jakie danie wam najbardziej przypada do gustu.

Eau?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz