Nie należę do psów, które lubią spędzać czas na dupie wśród innych. To, że jesteśmy sforą nie znaczy, że nie potrzeba mi prywatności. Jestem zwykłym zwiadowcą, który dba o czystość terenu wokół nas - bez zbędnych szpiegów i innych psów niezwiązanych ze sforą.
Tegoż wieczoru jak zawsze oddaliłam się kawałek od naszego miejsca zamieszkania, by móc znaleźć jakieś miejsce na drzewie lub kamieniu. Musiałam poszukać czegoś nowego ze względu na zmianę miejsca sforzan - co równa się z nowym terenem. Jest to nowe jezioro, któro niezwykle pięknie wygląda na tle lasu. Postanowiłam tam znaleźć jakieś zaciszne miejsce, by pójść spać.
Gdy Lucyfer w końcu zasnął, a ja zdołałam uwolnić się z jego uścisku, zmierzyłam w stronę głębi lasu. Było tu cicho, idealnie dla mnie. Przemieszczałam się niemalże bezszelestnie między krzewami i innymi chaszczami jednocześnie wypatrując niebezpieczeństwa. Na razie nic nie wyczułam, więc nie przejmowałam się. Mrozy już dawno ustały, a śnieg stopniał. Już tak bardzo byłam nim znudzona, że czekałam jeszcze za czasów posiedzeń w komnacie zamku na jego zniknięcie.
Idąc dalej w stronę skalistego widoku na jezioro w pewnym momencie dotarła do mnie dziwna woń. Nieznajoma i podejrzana. Zaczęłam przyśpieszać kroku, gdy usłyszałam szczeknięcie i zawycie dwóch z nich. Z nich, czyli wilków. Wilków na naszym nowym terenie. Zaczęłam więc biec, by jak najszybciej odnaleźć to drzewo, na którym bedę mogła się schować. Nadal słyszałam szczekanie, tylko coraz głośniejsze. Zbliżali się. Było ich trzech. Momentalnie zatrzymałam się i odwróciłam widząc trzy basiory - brązowy podpalany, czarny i szarawy. Popatrzyłam na nich pogardliwie i wyszczerzyłam zęby. Wiem, że nie miałam z nimi szans. Ale cóż, najwyżej umrę albo walnę jakąś gatkę i owinę wokół pazurka. Mój plan jednak nie wypalił, bo ni z tąd ni z owąd nagle między mną, a basiorami zjawił się czarny pitbull. Bill. Ten to zawsze wie gdzie i kiedy. Przestraszył jednocześnie brązowego wilka, który na jego widok zwiał i został wyśmiany przez kolegów. Niewiele trzeba było myśleć, aż spojrzeliśmy po sobie gotowi do dalszych działań. Widziałam jak rzucił się na zarego wilka, który już w zamiarze miał ucieczkę. Czarny był zakłopotany; wykorzystując sytuację skoczyłam na niego powalając i podduszając. Nie miałam w zamiarze zabić go.
- Co tu robicie? - spytałam go słysząc w tle jadkę Billa z szarym.
- N... nic. Jeste... ście na granicach... naszych terr... enów. Uznaliśmy wwas... za wrogów. Jee... steśmy strażnikami - mówił łapiąc oddech. - Ju... ż się wynosimy. Proszę... puść!
W tym momencie rozluźniłam ścisk w łapach. Spoglądnęłam na szarego z wieloma ranami na ciele; Bill też kilka otrzymał.
- Skoro granica, to nie mój interes, złotko - powiedziałam szczerząc do niego zęby. Nadal nie pozwoliłam mu wstać. - Nie jestem za tym, by zabijać każdego po kolei. Jestem tylko zwiadowcą, nie mordercą, więc życie nadal masz - oddaliłam się. Basior wstał nadal ciężko oddychając.
- Miło słyszeć... - dodał i spoglądnął na mnie.
- Idźcie sobie - powiedział Bill stanowczo, po czym szary zniknął w krzakach.
- Kayn, chodź! Daj se już spokój i z nią.
Czarny basior odwrócił się jeszcze w moją stronę i dodał:
- Mam nadzieję, że się jeszcze zobaczymy - i odszedł.
Nastała chwilowa cisza, po czym Bill zadał mi najbardziej prawdopodobne pytanie:
- Po co się oddaliłaś?
Odwróciłam na chwilę wzrok na pejzaż jeziora i powiedziałam mu:
- Poszłam na zwiad i szukałam cichego miejsca do odpoczynku - powiedziałam. - Chodź do sfory, żeby zaraz nie gadali, że nas nie ma, o ile ktoś nie śpi.
Minęłam go i zaczęłam iść lasem. Dołączył się do mnie.
- "Cichego miejsca do odpoczynku"? - zacytował.
- Tak. Lubię czasem sypiać na drzewach albo w odosobnieniu - powiedziałam i uśmiechnęłam się jednym z kącików pyska.
- To trochę niebezpieczne... z daleka od sfory.
- Może i masz rację, ale wiesz... czasem trzeba. Zwłaszcza, gdy jest się razem cały czas.
Zastanowił się chwilę.
- Możliwe.
Zmierzaliśmy pięknym lasem, wśród mgły w stronę naszego obozowiska.
Bill?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz