Szłam już parę chwil w ciszy, będąc u boku Senshi. Był jasny poranek o dość ciepłej pogodzie, jak na marzec. Nasza wyprawa w poszukiwaniu kwiatów przedłużała się z dnia na dzień - komletnie nic nie mogłyśmy znaleźć. Otaczały nas jedynie kwiaty znane ogółowi, jako lecznicze albo ozdobne. Westchnęłam cicho, patrząc na drogę przed nami, która jedynie się wydłużała nie dając jakiegokolwiek znaku, czy kiedykolwiek ma zamiar się zakończyć. Starałyśmy się iść cały dzień i w nocy jedynie odpoczywać, jednak chęci są często odmienne od zamiarów. Zdarzały się nam postoje zwykle w południe, gdy zmęczenie dawało nam się najbardziej we znaki po całodniowym marszu. W tamtej chwili, patrząc po ułożeniu słońca, dochodziła godzina dziesiąta. Ziewnęłam cicho z powodu niewyspania się. Jakoś ciężej mi się spało na świeżym powietrzu, przepełnionym dziką naturą, niż w ciepłym łóżku za bezpiecznymi murami.
― Więc... ― zaczęłam rozmowę, a Senshi spojrzała na mnie pytająco. ― Jak ci mija dzień?―
― Dokładnie tak samo, jak i tobie ― odpowiedziała, patrząc na mnie przez bark, drugim okiem doglądając drogi. Znowu westchnęłam cicho, myśląc o naszej wyprawie. Od parunastu dni zdawało mi się, że nic nie znajdziemy i jak na razie wszystkie moje myśli się potwierdzały. Co mnie niepokoiło.
― Czyli dość nudno ― odpowiedziałam, nie kończąc konwersacji. Spojrzałam na drogę, bacznie się w nią wpatrując.
― Sądzisz, że coś znajdziemy? Wiesz, pałętamy się tu od dłuższego czasu, a nadal nic interesującego nie znalazłyśmy. Trochę mnie to niepokoi. Tym bardziej że jesteśmy znaczny kawałek od Royal Dogs.
― Hm… ― przez chwilę myślała ―Parę razy miałam przebłyski i sądzę, że w tej okolicy niedługo coś się pojawi. Wytrzymajmy jeszcze tydzień. Nie możemy tak łatwo się poddać ― odpowiedziała samica, nie przestając iść. Przez całą trasę starałyśmy się iść raczej jednym z ujść Potoku Sofoklesa, od czasu do czasu bardziej lub mniej oddalając się od naszego naturalnego drogowskazu. Teraz jednak byłyśmy zmuszone to zrobić. Gwałtownie zatrzymałyśmy się. Usłyszałyśmy naprawdę hałaśliwy dźwięk dużej ilości wody. Skoncentrowane na ścieżce nawet nie zauważyłyśmy, jak rzeczka przy nas zamienia się w spory wodospad.
― Uh ― jęknęła cicho Senshi, a ja wraz z nią.
― Co teraz? ― zapytałam, lekko rozglądając się za dogodnym przejściem, które nie byłoby aż tak oddalone od akwenu wodnego. Niestety nic nie dostrzegłam.
― Chyba będziemy musiały zmienić trasę ― powiedziała stanowczo moja partnerka.
― No nie wiem ― powiedziałam, sceptycznie nastawiona do tego pomysłu. ― Boję się, że możemy zgubić rzekę potem.
― Bez przesady. Rzeka jest dość głośna, usłyszymy ją albo wyczujemy. Nie jesteśmy zupełnie bezradne ― na jej słowa kiwnęłam głową i weszłyśmy w las, który rozpościerał się tuż przy nas. Las miał mieszane drzewa. Raz po raz mogłam dostrzec świerki, a za innym razem dęby, czy ogołocone brzozy z liści. Na ziemi, powoli, ale stanowczo inne roślinne formy życia zaczęły dodawać swoje parę groszy do natury. Widziałam nieśmiało kwitnące dzikie kwiaty, lekko przysłonięte powiędłymi liśćmi paproci. Wszystko wyglądało niemalże sielankowo, gdyby nie brak liści na drzewach liściastych. Mogłabym powiedzieć, że krajobraz był połączeniem sielanki, a zarazem groteski.
― Jak sądzisz, jak jest teraz w Royal Dogs? ― zagaiłam, gdy przechodziłyśmy przez już drugi, napotkany przez nas konar obalonego drzewa, zapewne przez jakąś wichurę.
― Pewnie życie toczy się swoim kołem ― odparła ― Szczeniaki chodzą do szkoły, inni chodzą na wyprawy, żenią się, zaręczają, planują szczeniaki ― zaczęła wymieniać niemal mechanicznie. Zachichotałam.
― Eh, nic nowego. Pewnie jak wrócimy, to nawet nie zauważą, że nie było nas parę miesięcy ― szturchnęłam lekko samicę w bark. Odparła cichym śmiechem.
― Pewnie tak ― westchnęła cicho. Lekko przyśpieszyłyśmy kroku, żeby jak najszybciej znaleźć się przy rzeczce. W pewnym momencie przestałyśmy ją słyszeć, co podwójnie nas zaniepokoiło. Mimo to zaraz zaczęłyśmy na nowo słyszeć szum wody. Zatrzymałam się nagle.
― Co się stało? ― zapytała Senshi, również zatrzymując się przy mnie.
― Nie wydaje ci się to dziwne? To wyglądało, jakby ktoś nagle włączył, a po chwili wyłączył rzekę ― spojrzałam na nią zaniepokojona. Senshi zrozumiała, o co mi chodzi i zaczęła strzyc uszami.
― To pewnie byty ― kiwnęłam lekko głową. Ostatnio rzadko nam się ukazywały. Mimo, że za często o tym nie rozmawiałyśmy, to miałam wrażenie, że może być to cisza przed burzą. Patrząc na wyraz pyska Senshi, ona myślała podobnie. Westchnęłam cicho.
― Chodźmy już do tej rzeki. Zaczyna się robić dziwnie ― powiedziała moja towarzyszka, polizawszy mnie czule po policzku. Uśmiechnęłam się lekko na ten okaz czułości i kiwnęłam lekko głową, chcąc jak najszybciej opuścić las.
Mimo, że szłyśmy za odgłosem wody to każda z nas miała wrażenie, że nie zbliżamy się do akwenu. Jakbyśmy kręciły się w kółko, albo jakby ktoś dokładał następny metr, za metrem, próbując nam w ten sposób zrobić na złość.
Mimo, że szłyśmy za odgłosem wody to każda z nas miała wrażenie, że nie zbliżamy się do akwenu. Jakbyśmy kręciły się w kółko, albo jakby ktoś dokładał następny metr, za metrem, próbując nam w ten sposób zrobić na złość.
― Co jest, do cholery ― mruknęłam, zatrzymując się i siadając na runie. Samica natychmiast przystąpiła do mnie. Rozejrzałam się, szukając jakiegoś punktu odniesienia, po którym mogłabym poznać, czy w tej okolicy już raz przypadkiem nie byłyśmy. Nic. Kompletnie nic. Inne ułożenie drzew, inne kamienie, konary, nawet inny krajobraz znad drzew. Wszytko było inne, a szum rzeki nadal był jednakowy. Jakbyśmy dosłownie znajdowały się pięć metrów od niego. Nie więcej. Zaczęłam się irytować. Myślałam cały czas co teraz mamy zrobić, jednak miałam pustkę w głowie.
― Może pójdźmy w innym kierunku ― zaproponowała Senshi ― w odwrotnym do tego, co słyszymy szum ― sprecyzowała. Podniosłam głowę.
― A co jak w ten sposób zgubimy się jeszcze bardziej?
― To będziemy wołały ― wytłumaczyła. Nie byłam w stu procentach przekonana co do tego pomysłu, jednak nic innego mi nie pozostało. Lepsze było cokolwiek niż bezczynne siedzenie na tyłku i płakanie, jak to nam nie wychodzi. Wstałam, gotowa do dalszej drogi.
Po parunastu minutach marszu przestałyśmy słyszeć odgłosy rzeki, jednak nie zauważyłyśmy tego nagle. Byłyśmy w trakcie rozmowy, gdy tak się stało, przez to nie wiedziałyśmy, w którym miejscu odniesienia tak się stało. Zaniepokojone zaczęłyśmy krążyć po terenie w poszukiwaniu drogi powrotnej, jednak nic to nie dawało.
― Musimy coś szybko wymyślić ― mruczała raz po raz Senshi.
― To chodźmy cały czas prosto, już nie mamy nic do stracenia. ― uznałam w pewnym momencie, gdy siedzenie w jednym miejscu zaczęło już się naprawdę przedłużać. Nie miałyśmy już nic do stracenia. W tamtej chwili zależało mi tylko na tym, żeby jak najprędzej wyjść z tego przeklętego lasu. Ruszyłyśmy truchtem przed siebie. Omijałyśmy jedno drzewo za drugim, następny konar, głaz i nory jakiś niewielkich stworzeń leśnych.
― Jak myślisz, co tu się dzieje? ― zapytałam z dozą irytacji w głosie, którą starałam się ograniczyć.
― Nie wiem, ale to wygląda co najmniej źle. Mam wrażenie, że to jakiś rodzaj iluzji od bytów.
― Ale aż tak? Wiem, że ostatnio ich wybryki były osłabione, ale żeby tak nagle wzrosły na sile?
― Nie wiem, naprawdę nie wiem. Może ten la..! ― nie usłyszałam jak kończy zdanie, a jedynie nieartykułowany krzyk, który wzbudził we mnie aż panikę. Natychmiast pobiegłam do miejsca, gdzie straciła Senshi i zaczęłam ją panicznie nawoływać.
― Tu jestem! ― krzyknęła z jakiegoś dołu. Stałam pięć kroków od niego. Natychmiast do niego podbiegłam.
― Senshi! Nic ci nie jest? ― powiedziałam tonem niemal zmartwionej matki i równocześnie przerażonej partnerki.
― Nic… Ale… ― jęknęła cicho, co spowodowało u mnie włączenie się czerwonej lampki ― Chyba mam zwichniętą łapę. Bardzo mnie boli ― mówiła z trudem, chyba naprawdę mocno ją bolało.
― Nie masz żadnych skaleczeń? ― bałam się, że mogla mieć otwartą ranę. Mogłoby to spowodować zakażenie, zwłaszcza, że znajdujemy się w miejscu, w którym jest mnóstwo ziemi i dzikich, prawdopodobnie chorych zwierząt.
― Nie ― pisnęła.
― Poczekaj, wyciągnę cię ― zaczęłam powoli się zsuwać do dołu. który okazał się bardzo głęboki i wręcz nienaturalny, aby mógł się znajdować w lesie.
― Nie! ― krzyknęła stanowczo, aż weszłam cofnęłam się na górę. ― poszukaj kogoś, kto może nam pomóc. Poradzę sobie, mam w torbie swoje zioła i trochę bandaży ― zapewniła mnie, na co kiwnęłam lekko głową.
― Uważaj na siebie, postaram się kogoś znaleźć ― powiedziałam, odbiegając od miejsca zdarzenia. Zaczęłam nawoływać najgłośniej, jak tylko mogłam. Wołałam o pomoc niemalże bez ustanku, biegając po całym lesie bez wytchnienia. W pewnym momencie się zatrzymałam. Usłyszałam jakieś głosy w oddali. Pobiegłam natychmiast w tamtym kierunku, gdy nagle dobiegł mnie znajomy zapach, przypominający niemalże ten z Royal Dogs. Przez myśl przeszło mi, że to może być iluzja wywołana przez byty, jednak nie obchodziło mnie to. Nie mogłam narażać Senshi na dłuższe siedzenie w tym dole. Przyśpieszyłam i biegłam już sprintem, co w moim życiu naprawdę było niezwykle rzadkim wydarzeniem. Nagle wyskoczyłam z krzaków, które dzieliły las od ogromnego pola, przy którym spokojnie żyło jakieś jezioro, które pierwszy raz widziałam na oczy. Mimo tego ogromnego akwenu wodnego, co innego wpadło mi w oczy jako pierwsze. Było to niewielkie stadko psów. Jednak nie było ono zwykłe. Kojarzyłam te psy z Royal Dogs. Nie wiedziałam jak i dlaczego tu się znaleźli, ale natychmiast zaczęłam je wołać na pomoc, starając się nie oddalić zanadto od lasu, jakby ten chciał mi uciec. Jeden z psów natychmiast zareagował i podbiegł do mnie. Zmęczona i spanikowana całą sytuacją, najpierw usiadłam, a potem upadłam na brzuch. Za pierwszy m psem podbiegło kilka innych.
― Senshi wpadła do… Dołu.. Łapa ― mówiłam zdyszana ― zwichnięta. Potrzebuje pomocy.
Czy ktoś zechce pomóc tym dwóm pierdołom?
1453 słów = bonusik uwu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz