3.16.2020

Od Prestiana cd. Petera - Grupa I

  Wbrew obiecującym warunkom naturalnym, reszta łąki okazała się nie oferować niczego specjalnego. Jedynie udało mi się znaleźć kilka czystych liści babki lancetowatej, którą przyłożyłem do rozcięcia. Nie udało mi się też namierzyć w najbliższej okolicy żadnego źródła, więc postanowiłem przed powróceniem do obozu, wejść w jeszcze wyższe okolice, gdzie mógłbym liczyć na obecność śniegu.
  Zwróciłem się w stronę, która mogła zaprowadzić mnie najkrótszą drogą do zauważonej wcześniej niecki. Jeżeli we wcześniejszych latach mogła być drążona przez wodę z topniejącego zimowego opadu, teraz również powinienem móc na niego liczyć. Krople krwi szybko przestały już wyznaczać za mną ślad, ale mrowienie wyraźnie dawało o sobie znać. Nie obawiałem się go, co prawda, jednak wolałem się pozbyć tego wyniku zbyt bliskiego spotkania z odrobinami trujących substancji.
  Musiałem spożytkować trochę energii, kiedy teren w pewnym momencie stał się żwirowym osuwiskiem, z którego resztkami zmierzyłem się już na początku poszukiwań. Szczęśliwie dla mnie jednak okolica prędko stała się bardziej przystępna i już mój wzrok napotkał śnieżną pokrywę. Łapami wkroczyłem w płytki, aczkolwiek bystry i szeroki strumień powstały z topnienia. Prawdopodobnie płynął nie do wcześniej minionego przeze mnie rowu, a stawał się jedną z odnóg źródła, jakie później wpadało do jeziora w formie wodospadu. Postanowiłem jeszcze nie opłukiwać rany w tym miejscu. Woda zbierała tutaj już masę błota i mułu. Wspiąłem się wyżej. Strumień był lodowaty, co dodatkowo mnie popędzało. Ostatecznie zbliżyłem się już wystarczająco blisko do śniegu, aby ocenić, że jestem w miejscu, gdzie mogę zająć się wypłukaniem nieprzyjemnych składników chemicznych. Nie zajęło to długo i szybko poczułem, jak mrowienie słabnie aż w końcu zupełnie znika. Napiłem się wody, co było kolejnym nierozważnym ruchem tego dnia, ponieważ temperatura cieczy sprawiła, że poczułem przechodzący mi przez całe gardło chłód. Odpocząłem chwilę, jeszcze upewniłem się, że moja torba na pewno jest sucha, a następnie zszedłem na dół. Zajęło mi to trochę czasu, nawet jeżeli momentami zbiegałem.
  Powróciłem do obozu, odłożyłem wrotycze, obejrzałem zdobycze innych medyków i udałem się w zupełnie inną stronę. Potrzebowałem znaleźć fiołki polne, a te najczęściej rosną tam, gdzie teren jest silnie przekształcony przez ludzką rękę. Uznałem, że droga w takie okolice może zająć dłuższy czas i zastanowiłem się, czy może nie skupić swojej uwagi na jakiejś innej roślinie, jednak przypomniałem sobie, że niedaleko miejsca postoju jest kilka kęp zbóż - pewnie z rozniesionych przez ptaki nasion, kiedy te akurat postanowiły napoić się przy jeziorze. Istniała szansa, że mogły przenieść w te okolice również fiołki, które mają dosyć duże zdolności przystosowawcze.
  Teraz droga zajęła mi już tylko kilka minut. Wkrótce już znalazłem się pośród czegoś, co można byłoby określić wysepką roślin uprawnych pośród dziczy. Wyglądały dosyć mizernie, jak na te, które swego czasu można było zobaczyć przy sforowym ludzkim miasteczku, jednak teraz mógł być to nawet i korzystny znak. Ostatecznie fiołki osłabiały albo nawet i zagłuszały zboża... Jest!
  Zbliżyłem się do niewielkich fioletowych kwiatków z kremowymi kielichami. Już chciałem je zerwać, jednak zatrzymałem się. Liście rośliny były przykryte białym meszkiem, który rozpoznałem jako grzyb. Nie były to najlepsze okazy do późniejszego spreparowania. Kontynuowałem rozglądanie się; było bardzo prawdopodobne, że w okolicy znalazłyby się jakieś fiołki, które nadawałyby się do zebrania. Okrążyłem zupełnie zboża, aby zacząć szukać od drugiej strony, gdzie grzyb mógł jeszcze nie dotrzeć i widocznie oszczędziłem sobie w ten sposób czas, ponieważ już po chwili natrafiłem na nadające się zbiorowisko okazów. Ilość kwiatów wydała mi się wystarczająca, aby zaspokoić ich zapotrzebowanie sfory na najbliższy czas. Oprócz nich spakowałem ze sobą także kilka torebek z nasionami, aby może w przyszłości zasadzić je w bardziej ostałych czasach. O ile nadejdą.

Medyku?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz