Bycie alfą wcale nie było takie proste wbrew pozorom. Wiązało się z odpowiedzialnością za całą grupę, podejmowaniem ważniejszych decyzji i słuchaniem wszelkich zażaleń za działania, które były niezbędne. Nie uważałam się za dobrego przywódcę. Co prawda starałam się sobą reprezentować rozsądek i odpowiedzialność, ale kompletnie nie nadawałam się do kontaktu z innymi psami. Na początku jeszcze próbowałam zagadywać o samopoczucie czy siły do dalszej wędrówki, ale szybko zrezygnowałam z tej praktyki. Biła ode mnie sztuczność i zakłopotanie, kiedy to robiłam. Kontakty towarzyskie pozostawiłam, paradoksalnie, Pergilmesowi, któremu o dziwo nie szło to tak okropnie, jak mi. I dobrze.
Co innego, jeśli chodziło o zwiadowców. Relacje czysto służbowe, wydawanie konkretnych, jasnych poleceń i otrzymywanie dokładnych raportów. To było przyjemne. Nawet, jeśli czasem przewracali oczami albo odburkiwali coś pod nosem za moje dopytywanie, nie czułam się mimo wszystko źle ze swoją stanowczością. Tutaj była potrzebna cały czas. I nie obchodziło mnie, co kto o niej sądzi. Zupełnie jak za czasów, kiedy byłam dowódcą zlikwidowanego potem oddziału assasynów.
Chodzenie było monotonne. Zdawałam sobie z tego sprawę, robiliśmy to odkąd tylko opuściliśmy tereny starej sfory. Na szczęście żaden ze zwiadowców nie śmiał teraz na to marudzić. Być może dzięki ciekawszej misji, być może z czystej przyzwoitości, a może i nawet strachu? Wszystko jedno. Grunt, że nie zaczęło się zbiorowe, głośne narzekanie, bo wymordowałabym wszystkich na miejscu.
Mars i Bonnie dogonili nas stosunkowo szybko. Nie wiedziałam jak traktować wiadomość o postrzelonym niedźwiedziu bez głowy. To ślady ludzi. Nie wiadomo, czy z wioski, którą odnalazłam. Być może byli to inni ludzie, ale to raczej mało prawdopodobne. Trochę odetchnęłam, że ofiarą nie był pies, a zabójcą wilk. Skinęłam głową na dokładny raport wymienionej wyżej dwójki, a reszta przysłuchiwała się temu z większym lub mniejszym zainteresowaniem. Przynajmniej coś nowego się działo, prawda?
Pierwszy postój zarządziłam po kilku dobrych godzinach. Od razu oznajmiłam, że nie będziemy zatrzymywać się na długo, a decyzję podjęłam w celu posilenia się przed dalszą podróżą. Stanęłam przy dosyć charakterystycznym drzewie — jako jedyne w okolicy było rozwidlone. Oznaczyłam je, aby każdy wiedział, że to o nie chodzi i pozwoliłam im oddalić się nieznacznie, aby każdy mógł spróbować coś upolować.
— Kto chce niech spróbuje swoich sił. Kto potrzebuje odpocząć, niech odpocznie. Liczę na przynajmniej dwójkę ochotników nie licząc w tym mnie, trzeciej, którzy zdecydują się zdobyć dla grupy pożywienie. Wszystko naniesiemy tutaj, zjemy, a następnie udamy się w dalszą podróż. Następny postój odbędzie się po zachodzie słońca. — Odparłam pewnie, spoglądając na znajome pyski. — Osoby, które nie zdecydują się na polowanie, nie obchodzi mnie z jakich powodów, mają nie oddalać się z tego miejsca. Wszystko jasne? — pokiwali łbami. — Dobrze. Więc kto chce ruszać, niech ruszy. Jeśli nie znajdę ochotników, będą przymusowi.
Grupo III? || 518 słów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz