3.17.2020

Od Brooklyn cd Prestiana

https://dogs-republic.blogspot.com/2020/03/od-prestiana-cd-brooklyn.html
    Prestian był dobrym nauczycielem, przynajmniej za takiego go uważałam. Był również medykiem, któremu najbardziej ufałam ze wszystkich zajmujących owo stanowisko w grupie. Owszem, Peter był moim chrzestnym i w pewnym stopniu mogłam na nim polegać, zajmował się mną większość mojego dzieciństwa, ale nie miał dużego stażu w tej dziedzinie. Był jednocześnie emerytowanym dowódcą morderców, który przekazał mi swoją cenną wiedzę wojskową i wyszkolił tak, abym i ja później mogła uczyć. Bardzo go szanowałam i byłam niesamowicie wdzięczna za wszystko, co dla mnie zrobił, ale miałam również pojęcie o tym, kim był, czego brakowało większości jego dzieciom. Ten zdziadziały sznaucer zabijał niesamowitą ilość jednostek, chociaż nikt otwarcie o tym nie mówił. Podejrzewany był raz, co okazało się nie być nawet prawdą. Nie znaleziono żadnych dowodów na popełnione przez niego zbrodnie, miał niesamowicie dobrą reputację aż do wojny domowej. I nikt nie zastanawiał się, jak tego dokonał, nikt nie brał pod uwagę zagrożenia, którym bez wątpienia był. Nie chciałam być niewdzięcznym dzieckiem, nawet raczej nie zachowywałam się na takie. Nie unikałam go. Nie udawałam, że się nie znamy. Nie ukrywałam nawet tego, że był jedną z tych osób, które mnie wychowywały. Niemniej jednak nabrałam trochę dystansu i siłą rzeczy nie byłam już małym szczeniakiem, który ciągle potrzebował swojego mentora.
    Niepokoiła mnie czasem jedna rzecz. Miał on biologiczne potomstwo. Bardzo dużo biologicznego potomstwa, które mogło pójść w jego ślady. O ironio, Pergilmes Han Solo był jego dzieckiem, które wraz ze mną miało zamiar zadbać przede wszystkim o to, aby nie powtórzyła się u nas sytuacja ze sfory. U których jego dzieci objawiał się ten sam spryt i zdolności eliminacji? Czy ktoś z jego dalszej rodziny, połączony więzami krwi, nie przejął przypadkiem ‘złych’ genów? Zdawałam sobie sprawę z tego, że ja sama nie byłam czysta. Moja matka także nie była święta, czego dowiedziałam się znajdując jeden z jej dzienników któregoś razu. Sama przekazała mi skrytobójcze dziedzictwo. Osiągnęłam stanowisko, do którego dążyła, którego nie udało jej się osiągnąć. Ale ja nie miałam dzieci i nic nie zapowiadało się na to, abym miała je mieć. Była Alicja, to prawda, ale ona była zupełnie inna. I nie urodziłam jej. Czasem więc, przyglądając się zmienionemu Prestianowi, zaglądając mu prosto w oczy zastanawiało mnie, czy jakieś geny dziadka miały tu siłę przebicia? A może w ogóle poszedł w swoją matkę? Nie byłam obeznana w drzewach genealogicznych sfory. Nie byłam nawet pewna, z którego miotu Pergilmesa pochodził wyżej wspomniany samiec. Niemniej jednak nie wykazywał raczej morderczych zamiarów.
    Samiec przekazał nam podstawową, medyczną wiedzę. Jak usztywnić kończynę, gdyby doszło do złamania. Jak odróżnić je od zwichnięcia. Co zrobić przy ranie otwartej i jak dobrze się nią zająć, aby dotrwać do naszego powrotu. Jak udzielić podstawowej, pierwszej pomocy. Jak zareagować, gdyby któreś z nas zostało postrzelone (w końcu ruszaliśmy do ludzi). Oraz kilka ważniejszych roślin, które warto znać. Nie byłam w tym dobra. Nie zapamiętałam wszystkiego. Ale wraz ze mną, słuchała siódemka innych zwiadowców i może oni lepiej przyswajali wiadomości, które mogły uratować nam życia. Zaczepił mnie jeszcze, gdy ruszaliśmy, a ja posłałam mu delikatny uśmiech na słowa, którymi mnie obdarował.
    — Dziękuję, Prestian. Będziemy. Co prawda mam nadzieję, że nie będziemy musieli używać tej wiedzy w praktyce.
    — Ja również. — Odparł spokojnie.
    — Widzimy się po powrocie. Spróbuję nanieść jak najwięcej leków, ocenisz potem do czego mogą być potrzebne. — Skinęłam mu łbem na pożegnanie.
    — Na pewno się przydadzą. — Odpowiedział mi tym samym gestem.
    Tak naprawdę to nie było wcale pożegnanie. Nie traktowałam tego w ten sposób. Byłam dobrej myśli. Wierzyłam, że wrócimy cali i zdrowi, w pełnym składzie.

Prest? || 584 słowa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz