3.25.2020

Od Senshi do Paco

https://dogs-republic.blogspot.com/2020/03/od-paco-cd-senshi.html
    Moczary okazały się być terenem jeszcze mniej przyjemnym, niż oceniłam je odgórnie, przy wchodzeniu na mało bezpieczne powierzchnie. A żeby była jasność, oceniłam je na bardzo nieprzyjemne. Niemniej jednak mało kiedy zapuszczałam się tak daleko od zgromadzonej sfory, a naprawdę zależało mi na znalezieniu jakiejś nowej, nieznanej nikomu jeszcze rośliny, którą sama mogłabym badać.
    Gorszym pomysłem, niż samo ruszenie, było ruszenie nie mówiąc o tym nawet Swallow, która teraz pewnie bardzo się martwiła. Mało fajnie, bo nie za bardzo wiedziałam, jak mam wrócić. I gdzie ja do cholery jestem. Byłam cała umorusana w jakimś błocie, nie znalazłam absolutnie niczego, a moja orientacja w terenie legła w gruzach, kiedy zaczęło się ściemniać. Oznaczało to noc spędzoną na błąkaniu się i modłach kierowanych nie wiadomo do czego, żebym znalazła cholerne jezioro, nad którym znajdowała się cholerna sfora od siedmiu boleści. Wspominałam już o tym, że wcale nie lubiłam w niej być?
    Słaby zapach innego psa pojawił się znikąd, przysięgam. I tak był niezbyt wyczuwalny, ze względu na maskujące otoczenie. Niemniej jednak zestresowałam się. Mogło to oznaczać coś bardzo niedobrego, ewentualnie kogoś ze sfory. Tylko po co ktoś ze sfory miałby się oddalać? Tego typu inteligentne pomysły miałam ja i chyba nikt poza mną. W głowie pojawiło mi się miliard czarnych i jeszcze bardziej czarnych scenariuszy, przecież ja nigdy nie potrafiłam walczyć, ani nawet się bronić! Śmierć murowana. I kto rozwiąże problem bytów? Swallow mogłaby sobie poradzić, ale czy będzie miała ochotę zmierzyć się z takim niebezpieczeństwem sama? Gdzie ja trafię, jak umrę? Pewnie do tego cholernego Pomiędzy, o którym mówił mi kiedyś Razjel. Ciekawe, czy by mi w nim pomógł.
    — Hej, ty nie należysz przypadkiem do republiki? — usłyszałam za sobą.
    Podskoczyłam na dźwięk obcego głosu, który w dodatku zaskoczył mnie swoim źródłem. Swojego mordercy spodziewałam się raczej od przodu. Natychmiast się odwróciłam, a mym oczom ukazał się pies, który kiedyś chyba był biały. Przynajmniej tak sugerowała górna część samca, niepokryta tym samym błotem, które oblepiło mnie.
    — Nie twój interes — wymamrotałam głosem trochę bardziej piskliwym, aniżeli pragnęłam, aby był. Przestraszył mnie do cholery!
    — Jestem prawie pewny, że cię tam widziałem — kontynuował, kompletnie ignorując sens mojej wypowiedzi. Palant.
    — Świetnie. To teraz możesz się tam zawrócić i więcej do mnie nie podchodzić.
    Wiem, miałam nie być nieuprzejma, ale naprawdę mnie zestresował, tak na moje usprawiedliwienie.
    — Nie zgubiłaś się przypadkiem? Wyglądasz, jakbyś potrzebowała pomocy — stwierdził.
    — Nie. — Rzuciłam szybko.
    Zaraz jednak uświadomiłam sobie, że wbrew mojemu uporowi i samodzielności, kompletnie nie mam pojęcia, jak dostać się do zgromadzenia.
    — Znaczy… — Odkaszlnęłam. Westchnęłam. — Kim ty w ogóle jesteś? — starałam się odwrócić uwagę od swojego zakłopotania.

Paco? || 426 słów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz