2.25.2020

Od Billa do Beatrycze

Posada strażnika była... nudna. O wiele lepiej czułem się w roli dowódcy wojowników. Nigdy nie myślałem, że będę tęsknić za stanowiskiem, a nauka psów sprawi mi tyle przyjemność; stworzy wiele wspomnień, które o dziwo dobrze wspominałem – nawet te, w których nie raz okazywali się niewdzięcznymi dupkami. W roli ich dowódcy czułem się najlepiej. Przynajmniej przekazywałem im wiedzę, która mogła im się przydać w obronie siebie i ważnych dla nich osób. Na treningach nigdy nie było nudy, nie to, co tutaj, gdy musiałem wykonywać obowiązki strażnika.
Jako strażnik, pilnowanie podróżującej sfory w poszukiwaniu nowego domu, nie należało do najciekawszych zajęć – trzeba było obserwować otoczenie, chodzić na zwiady, mieć uszy i oczy szeroko otwarte, zwłaszcza wtedy, kiedy sfora w tym samym czasie jadła, szła spać lub po prostu odpoczywała, nie przejmując się zagrożeniem, które mogło nadejść w każdej chwili.
Do tej pory nie spotkaliśmy żadnych wilków ani kotów, ale ci pierwsi deptali nam po łapach, dlatego musieliśmy jak najczęściej się przemieszczać. Nikt nie chciał zadzierać z wilkami, odkąd odbyliśmy z nimi wojnę i nie ma co się tutaj komu dziwić  nie zrobiły na nas dobrego wrażenia, wyganiając nas z własnego domu i zabijając większość naszych. Dotąd na naszej drodze spotkaliśmy (z tych bardziej niebezpiecznych zwierząt) kilka rysi, parę orłów i nic poza tym jakby los chciał nam sprzyjać. Nie na długo.
Był późny wieczór, kiedy alfy postanowiły zatrzymać się na kilka godzin, aby coś zjeść i odpocząć. Każdy dostał swoją porcję sporego dzika, którego udało się upolować naszym myśliwym. Starczył do wykarmienia całej sfory, bo nie było nas wielu. Później ułożyli się do snu, kiedy ja i Kilmi przyjęliśmy wartę.
— Czemu znowu my musimy ich pilnować? — marudziła Kilmi, kiedy siedzieliśmy obok siebie, stykając się łopatkami i spoglądając na śpiącą sforę.
Też nie byłem z tego zadowolony, bo wolałem odpocząć, ale nie dałem tego po sobie poznać.
— Jesteśmy w tym najlepsi — powiedziałem pół żartem, pół serio.
Myślałem, że przekręci oczami, ale tego nie zrobiła. Zamiast tego wypięła dumnie pierś.
— Fakt — przyznała z wysoko uniesioną głową. — Wszyscy inni to tchórze. Gdyby nie my to z pewnością dawno coś by ich wszystkich już dawno zeżarło.
— Zapewne tak — nie powstrzymałem się od uniesienia kącika pyska.
Wraz z powiewem wiatru poczuliśmy okropny odór, który był nam bardzo dobrze znany. Nadstawiłem uszy i wstałem, patrząc w głąb lasu, skąd pochodziła woń. Wśród szumu wiatru słychać było też oddalony warkot i ujadanie.
— Wilki — Kilmi też wstała. — Ja już się z nimi rozprawię!
Odsłoniła kły i już miała udać się w głąb lasu, kiedy ja zatrzymałem ją ogonem.
— Zostań. Ja zobaczę, co się dzieje.
— Ale...
Nie usłyszałem, co tam jeszcze marudziła, bo pognałem za wonią. Zerknąłem za siebie, sprawdzając, czy za mną nie biegnie. Na szczęście Kilmi czasami mnie się słuchała. Tym razem też posłuchała głosu rozsądku – nie ruszyła się z miejsca. Jej mina świadczyła, że jest zła, ale kiedy nie była?
Zanurzałem się coraz głębiej w las, a odgłosy stawały się coraz głośniejsze, a woń mocniejsza. Biegłem pod wiatr, który tym razem postanowił mi sprzyjać. Dzięki temu wilki mnie nie wyczuły, kiedy zobaczyłem je biegnące między pniami drzew. Były to trzy basiory. Na początku myślałem, że biegną za zwierzyną. Dopiero później, gdy mój wzrok się wyostrzył, zauważyłem, że zwierzyną okazała się jedna z naszych, Beatrycze. Oddaliła się od sfory? – pomyślałem, podbiegając bliżej. Po co? Nie miałem czasu się nad tym zastanowić.
W pewnej chwili Beatrycze przestała uciekać. Zatrzymała się, gwałtownie odwróciła i wyszczerzyła kły, gotowa zaatakować. Postanowiła stawić im czoło. Nie wiedziałem, czy mam podziwiać jej odwagę, czy pogardzić jej głupotą. Z pewnością nie miałaby szans wygrać walkę w pojedynkę z trzema basiorami na raz.
Wyskoczyłem z ukrycia między suką a wilkami, wprost na jednego z nich. Zwaliłem go z łap. Przetoczył się kilka metrów. Gdy się otrząsnął po niespodziewanym ataku, wstał na drżących łapach. Wyglądał na młodego, niedoświadczonego. Spojrzał na mnie, a ja zmierzyłem go wzrokiem, otwarcie okazując wrogość. Podkulił ogon i rzucił się do ucieczki.
— Jerome! — zagrzmiał jeden z dwóch wilków, ten szary. Spojrzałem na niego. Był największy z nich wszystkich. — Wracaj!
Najmłodszy basior nawet się nie odwrócił. Nie było już po nim śladu.
— Tchórz — skomentował drugi, brązowy.
Korzystając z tej chwili, zerknąłem na sukę. Wyglądała na zaskoczoną, ale głównie zaintrygowaną, prawdopodobnie tym, że zechciałem jej pomóc bądź tym, że nie obawiałem się ataków wilków. W jej oczach pojawił się dziwny błysk. Kiwnęła powoli głową, na co odpowiedziałem jej tym samym. Następnie odwróciłem się w stronę wilków. Bez zbędnych ceregieli rzuciłem się na szarego.

Beatrycze? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz