Lucyfer nie zmienił się od tego czasu, gdy się zobaczyliśmy pierwszy raz. Teraz dawał po sobie tylko znaki swojego prawdziwego temperamentu. Tejemniczy, trochę agresywny, zadufany, z silną wolą, odważny. Takiego psa zapamiętuje się na zawsze. Na zawsze też pozostaje w sercu.
Po złożeniu raportu o dziwnym incydencie, w którym wzięło udział kilka psów i Lucy zostawiłam psa, by trochę odetchnął. Nadal była w nim ta determinacja i mimo jego ułomności i kalectwa pies dobrze sobie poradził bez mojej ingerencji. Nie chciałam tego nawet robić; to nie moje zadanie i nie moja bajka, aczkolwiek jeśli trzeba było mu pomóc, zrobiłaym to.
Wróciłam na drzewo, z którego wcześniej mogłam zauważyć wcześniej łąkę i przepływającą rzekę. Za mną ciągnął się las. Obecnie panowała tu lekka mgła dodająca mrocznej atmosfery miejscu, w którym przebywałam. Nudziło mnie tu wszystko. Monotonność trochę. Las, rzeka, jakaś łąka, las, rzeka, jakaś łąka... Dzień za dniem. A ja nie miałam nawet z kim dłużej porozmawiać, nie mogłam nic napisać, przeczytać... W sforze miałam swój stół przy oknie, w jego przegrodzie mały szkicownik-pamiętnik. Na dużej sofie, na środku, pod ścianą naprzeciw łóżka czasem leżała Nike. Jej nogi mimowolnie zwisały z łóżka, gdyż cała nie mogła się zmieścić. Choć czasem narzekałam na monotonność zamku, to nie nudziłam się tam. Mogłam obserwować innych z swojego azylu i spędzać czas z Nike, której tak bardzo mi brakuje...
Z myślą, że odnalazłam Lucyfera zaczęłam się zastanawiać, co zrobić. Teraz postanowiłam podejść do niego na ostateczną rozmowę, by połączyć fakty i wymusić od niego prawdę. Zeskoczyłam z gałęzi i zaczęłam przeczesywać las mgły.
Dotarłszy na polanę zauważyłam , jak Peter odchodził od Weterana z posępną miną, jakby mu coś zarzucał. Nie byłam zdziwiona jego nastawieniem do psa - w sforze niewiele psów było przychylnie nastawionych do Lucyfera. Ten to nie potrafił sobie wyrobić dobrej opinii. Dlatego ja pozostałam neutralna.
A tak dla jasności - nie podsłuchiwałam ich. Mogłam się domyśleć, że Pete chciał mu czymś zagrozić. Pytania "czy potrzebujesz czegoś?" to nie w jego stylu. Logiczne było też szybko ujawnione kłamstwo ze strony Lucyfera.
W pewnym momencie przyznał mi się.
Wow.
Zrobił to.
W końcu.
To on jest Lucyferem.
Chyba powinnam kiedyś zostać jakimś detektywem czy coś.
Czyli to jest Lucyfer. Ten Lucyfer. Mój Lucyfer. Tylko... co teraz zrobimy? Nasza relacja nie wygląda, jakby chciała wrócić z powrotem do normy. Nie patrzył na mnie z miłością w oczach, jak to było kiedyś. Wyglądał, jakby chciał odciąć się od wszystkich, żyć samemu.
Popatrzyłam na niego zawistnie. Nie chciałam pokazywać mu, że jest mi trochę przykro.
- Nic nie zmieni. To my musimy się zmienić. Chociaż... niektórzy z nas już się nie zmienią.
Zapanowała cisza między nami. Poczułam jakbyśmy się pokłócili. W sumie tak było - gdyby się szybciej przyznał nie miałabym do niego wyrzutów. I gdybym była głupsza nie domyśliłabym się, że to on.
- Nie zginąłeś w batalionie Alfy - powiedziałam po chwili.
- Nie. Straciłem tylko łapę i no... prawie umarłem - mówił lekko zmieszany.
- Hm, lepsze i to - powiedziałam i odwróciłam wzrok.
Spytał po chwili:
- Ty jak się uratowałaś?
- Cicho opuściłam zamek przed totalną batalią. Po dowiedzeniu się, że wasza armia zginęła. Kazałam też uciec Nike... to wszystko było straszne. Chciałabym wiedzieć chociaż, czy dobrze jej się żyje w stadzie z innymi końmi... - posmutniałam. - Tamtego dnia poczułam, że tracę wszystko. Ją i ciebie.
Nie chciałam więcej się rozczulać nad przeszłością. Trzeba żyć teraźniejszością. Royal Dogs to nie monarchia. To republika. A to co było w monarchii trzeba zapomnieć i zacząć na nowo.
Lucyfer zamyślił się chwilę. Widział, że nie będę więcej mówić.
- Ja też myślałem, że nie żyjesz, jak większość sfory. Ale mogłem się domyśleć, że zbiegłaś... - dodał.
Znów nastała cisza. Nie dziwię się. Powiedzieliśmy sobie wszystko i nie wiedzieliśmy,co ze sobą zrobić dalej.
- Tęskniłeś chociaż? - wyrwałam się po chwili z pytaniem. Zastanawiałam się po prostu, czy chociaż trochę przywiązał się do mnie i no Nike...
I ta cisza.
Lucy?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz