Nasza rozmowa nie należała do tych najłatwiejszych. Cieszyłem się, że przeżyła. Zrobiło mi się smutno, że musiała pożegnać się z Nike. Nie było łatwo naszej dwójce od tamtego ferelnego dnia. Starałem się jednak mimo wszystko zachować spokój i trzymać emocje na wodzy.
Totalnie zbiło mnie to pytanie z tropu. Ponownie nastała cisza. Szukałem słów oraz spokoju w samym sobie.
- Gdyby nie nadzieja, że jeszcze kiedyś cię spotkam... Poddałbym się ginąc na miejscu... chciałem wierzyć, że żyjesz, dlatego pozwoliłem aby ludzie postawili mnie na nogi i walczyłem o każdy krok, by się wydostać i cię odnaleźć.
- To czemu, gdy mnie odnalazłeś kłamałeś?
- Zobaczyłem ciebie, a potem... spojrzałem na siebie. Nie chciałem abyś litowała się nade mną tylko dlatego, że jestem kaleką... Przez to, co było między nami masz dobre serce, nie chciałem abyś była z kimś takim... Nie wyobrażam sobie, że kiedyś ktoś będzie chciał zrobić ci krzywdę a ja nie będę w stanie cię ochronić.
- Dzisiaj sobie poradziłeś - spojrzała na mnie uśmiechając się lekko.
Ponownie nastała cisza, znów szukałem słów.
- To nie znaczy, że zawsze dam radę.
- Ja też mam zęby i potrafię się bić - powiedziała dumnie.
- Wiem... Bea jaa... Nadal cię kocham; tylko mam wątpliwości, bo chce byś była szczęśliwa, a ja nie jestem ci w stanie tego zagwarantować - w moim głosie dało się wyczuć lekki spadek pewności siebie.
Znowu nastała cisza. Podszedłem do niej przytuliłem ją lekko.
- Bardzo tęskniłem. Cieszę się, że jesteś cała i zdrowa - odsunąłem się na kilka kroków.
Beatrycze?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz