2.27.2020

Od Bonnie CD Aureona

Wilki.
  Pierwszą myślą stawał się dla mnie obraz wielkich sylwetek z wyszczerzonymi kłami, skołtunionym krwią futrem i błyszczącymi ślepiami. Budzące się we mnie poczucie strachu.
  Potem jednak pojawiała się świadomość, że... może tak naprawdę oni mogli nie chcieć walczyć. Czy ich alfy dawały im wybór? Może po prostu zachowują się tak w wojennym amoku, a tak naprawdę są tacy jak my? Po prostu częściej głodujący, urodzeni w trudniejszych warunkach i niechcący mieć żadnych związków z ludźmi?
  A następnie trzeba było zwiewać. Nie powinno się zamyślać, kiedy było się na celowniku. Pytania jednak zostawały i ponownie wychodziły na pierwszy plan właśnie teraz, kiedy siedziałam na terenie obozu i trawiłam sytuację, jaka stała się tak niedawno. Kolejne spotkanie w wilkami, nie aż tak dawno od wojny zaprzątało mi myśli. Ponownie jak to, że jeden ze strażników został przez nie uszkodzony i w pewnym sensie czułam, że była to moja wina. Nie odkryłam jeszcze do końca w którym, jednak byłam na dobrej drodze.
  Po chwili ciszy, zarówno wokół jak i w myślach, moje ciało bez większego udziału woli wstało i zaczęło przebierać kończynami. Z początku powoli, jeszcze czekając, aż może zaprotestowałabym i postanowiła powrócić na swoje miejsce, jednak stopniowo zaczęło przyśpieszać, a ja ruszyłam energicznym truchtem przed siebie... wliczając w to margines błędu, ponieważ przez cały czas centrum obozu znajdowało się po mojej lewej stronie, jedynie trochę dalej z każdym obrotem.
  Przyjemnie było być w takim ruchu. Byłam świadoma, że nie miał on większego sensu i marnował energię, którą powinnam regenerować w tym momencie, jednak uczucie biegu odprężało bardziej niż chociażby myślenie o ciepłych napojach gdzieś tam na świecie, których tylko bym spróbowała, kiedy tylko te dziwne czasy się skończą. Lepiej było biegać w kółko teraz i starać się znaleźć coś miłego na tę chwilę niż liczyć, że dopiero w przyszłości będzie to możliwe.
  Zwolniłam swój ruch dopiero w momencie, kiedy odczułam, że jestem dosłownie na chwilę przed kolizją z jakimś kształtem, który nawet nie był drzewem. Nie zatrzymałam się od razu, a jeszcze wykorzystałam siłę pędu i elegancko przysiadłam tylnymi łapami na śniegu, przebywając nieznaczny dystans siadem.
 - Hej! Cieszę się, że ponownie jesteś na nogach! - zbliżyłam się do już teraz rozpoznanego przeze mnie psa szybciej niż on robił to w stosunku do mnie. Cofnął się o pół kroku, kiedy już zapowiadało się, że przywalę mu czaszką w pierś, jednak i ja znałam pewne granice, zatrzymując się stosunkowo wcześniej niż zrobiłabym to przy przedstawionych mi już psach. Będąc w tej odległości był w stanie patrzeć się na mnie, jedynie odrobinę musząc opuszczać głowę. - Tamta sytuacja kompletnie wydostała się spod kontroli niczym stado gołębi, kiedy wyskoczy na nie żądny mordu niedźwiedź polarny... chyba. A tymczasem, strażniku, jak się czujesz? - zapytałam się już poważniejszym tonem, pozwalając, aby moja mimika pyska uspokoiła się.
  Pies przez chwilę mierzył mnie wzrokiem, po czym objął nim większość okolicy, zanim ponownie opuścił go na mnie.
 - Całkiem dobrze. - powiedział po niedługiej chwili i to z pewnym zawahaniem. - Przyszedłem do ciebie, aby... - ponownie się zatrzymał, jakby uderzył o jakąś ścianę, a przynajmniej mocno przycisnął do niej nos.
 - Niech zgadnę, może postanowiłeś się przedstawić? - nie miałabym problemu z poznaniem imienia tego psa poprzez wiadomości od innych, jednak mimo wszystko preferowałam, aby zdobyć tę informację bezpośrednio, a dopiero później, kiedy okaże się, że zapomniałam ją po czterech sekundach, dopytać się kogoś innego. - Ja jestem Bonnie. Ale możesz to wymawiać także w takim fantazyjno-eleganckim stylu; Bonnie albo też z mocnym akcentym Bonnie. Albo jak wolisz.
 - Aureon. - odpowiedział samiec, nie byłam pewna, czy w jego oczach ujrzałam iskrę dumy, czy to tylko sama sobie to wyobraziłam, aby stworzyć obraz pasujący do miana, które zabrzmiało dla mnie dosyć poważnie. - Chciałem powiedzieć, że dziękuję. Ostrzegłaś mnie wtedy.
 - To miłe z twojej strony, Aureonie, jednak na przyszłość powiem, że nie musisz mi dziękować za takie rzeczy. Tym bardziej, że jakby nie patrzeć, gdybyś się tam nie pojawił, sytuacja mogłaby stać jeszcze bardziej niebezpieczna... w jakiś sposób. - zatrzymałam się na chwilę, zbierając myśli. - Jednak mimo wszystko, tak bardzo mimo wszystko i pomijając fakt, że istniała szansa, że niemalże stracilibyśmy życie i to rozszarpani na strzępy, było całkiem interesująco, prawda? Często zdarza ci się omal nie zginąć? Mi całkiem regularnie.

Aureonie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz