2.28.2020

Od Fobosa cd. Wegi

https://dogs-republic.blogspot.com/2020/02/od-wegi-do-fobosa.html
Lubię samotność. Czasami potrzebuję chwili prywatności, mimo tego, że również lubię przebywać wśród innych psów; pobyć trochę sam ze sobą, wsłuchując się w ciszę, która mnie wtedy otacza. Relaksuje mnie, jest kojąca, uspokaja. Często denerwuję się, gdy ktoś znienacka ją zakłóci. Taką osobą był najczęściej tata. Wpadał do sali medycznej jak gdyby nigdy nic, za każdym razem mówiąc to samo: ''Hejka, Fobos. Co tam?''. Czasami, nie spodziewając się jego wizyty, mimo tego, że często mnie odwiedzał, upuszczałem różne przedmioty albo się wzdrygałem. Śmiał się wtedy, podając mi rzecz, którą dopiero co upuściłem lub klepał mnie po łapie, bo do grzbietu nie dosięgał, a następnie rzucał jednym ze swoich żartów, których nigdy nie było nikomu mało. Nie potrafiłem się na niego gniewać.
Śmierć taty mocno na mnie wpłynęła. Po nocach nie mogłem spać, widząc przed oczami czerwone ślepia demonicznego wilka, z którym tata przegrał walkę na śmierć i życie, a ból po jego stracie nie minął mimo upływu wielu tygodni, choć wiele osób powtarzało mi w kółko, że czas leczy ran. Najwidoczniej nie w tym przypadku. Walczył dzielnie, ale Chara – bo tak na imię miała wadera, morderczyni taty  przechytrzyła go. Nie miał szans, mimo bardzo wysokich umiejętności walki, o które nawet bym go nie podejrzewał. Szkoda, że nigdy mnie ich nie nauczył.
Od jego śmierci czułem się nadto samotny, mimo obecności Prestiana, z którym może i nawet udało mi się zaprzyjaźnić, po tym, co obaj przeżyliśmy w trakcie wojny oraz innych medyków. W ostatnim czasie to właśnie z nimi miałem najlepsze relacje, a nie z rodziną. Z powodu stanowiska, jakie pełniłem, większość czasu spędzałem wśród nich lub osób, które potrzebowały mojej pomocy. W trakcie podróży było ich znacznie mniej niż podczas wojny, gdzie nie mieliśmy czasu na przerwę, nie wspominając o odpoczynku, ale zawsze były.
Jaka była moja radość, gdy dowiedziałem się, że Wega, jedna z moich sióstr dołączyła do naszej odbudowującej się sfory. Niestety nie mogłem z nią dłużej porozmawiać, gdyż wraz z nią przybyły ranne psy, które potrzebowały natychmiastowej opieki medyka.
Chciałem spędzić z nią więcej czasu, ale nie sądziłem, że stanie się to w takich okolicznościach.
Któregoś dnia Eter przyprowadził do nas, medyków, Wegę.
— Byliśmy na polowaniu — zaczął wyjaśniać Eter. — W którymś momencie pościgu zwierzyna kopnęła ją w bok. Nie było to mocne uderzenie, ale z pewnością ją boli.
— Rozumiem. Dziękuję, że ją przyprowadziłeś. — Eter skromnie skinął głową. Oboje podeszliśmy do mojej siostry. — Cześć, siostro — przywitałem się, delikatnie ocierając swój pysk o jej. — Dobrze cię widzieć, choć nie w takich okolicznościach... Eter wszystko mi opowiedział.
— Głupio wyszło... — przyznała, wzruszając łopatkami.
— Czasem takie przypadki zdarzają się przy pracy. Następnym razem będziesz na to przygotowana.
— Masz rację. Następnym razem nie dam się pobić jakiemuś tam jeleniowi!
Zaśmieliśmy się oboje jak za dawnych dobrych czasów. Eter się uśmiechnął.
— Zostawię was samych — oznajmił.
— Dobrze.
— Dziękuję za pomoc — podziękowała mu Wega.
Gdy Eter oddalił się, pomogłem jej podejść do posłania z mchu. Był wygodniejszy i cieplejszy niż śnieg.
— Połóż się, zobaczymy twój bok.
Po kilku minutach dotykaniu bolącego boku Wegi mogłem stwierdzić, że to tylko stłuczenie, żadna z żeber nie została złamana, a organy wewnętrzne były nienaruszone.
— Na szczęście to nic poważnego, tylko stłuczenie. Będziesz mieć niezłego siniaka.
— Dobrze, że to tylko stłuczenie.
Pokiwałem głową.
— Poczekaj, przyniosę ci maść. Posmarujemy nią twój bok.

Wega?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz