2.28.2020

Od Pergilmesa do Etera

Etera zauważyłem głównie dlatego, że nie chciał ze mną rozmawiać. Nie było to zimne milczenie, które niemal kulo, gdy o nim pomyślałem, tylko zwyczajne, naturalne. Wykonywał swoje zadania, przynosił jedzenie, czasem też krzątał się przy obróbce, ale głównie wracał z lasu z zakrwawionym pyskiem. Była ich tu trójka, ale ani Rea ani Eter nie wydawali się być szczególnie blisko z Persefoną. Chyba jej to za bardzo nie przeszkadzało, ale nie wiedziałem, nigdy nie byłem zbyt dobry w czytaniu psów.
Spóźnił się na drugi posiłek, tłumacząc, że nie chciało mu się wstać. Ja męczyłem się z kosteczkami, gdy pomocnicy kończyli zakopywać resztki.
- … więcej mięsa?
- Hm? - Nie spodziewałem się usłyszeć nic od niego. - Nie, dzięki. - Popatrzyłem na samca, który wrócił do jedzenia.
- Co u ciebie? - Tak, to był dobry początek rozmowy, ale postanowiłem i tak rozpocząć rozmowę. Taki oto mały obowiązek.
- Emm, dobrze. Rea jest jeszcze na zwiadzie - odpowiedział radośnie, unosząc łeb.
- A twoja druga siostra? Persefona? Polujesz razem z nią. - Eter wydał się trochę zmieszany.
- No tak. Nie jestem z nią tak blisko, jak z Reą. A pan… - Poczułem, jak nagle irytacja mi wzrasta.
- Żaden pan. - Myślałem, że udało mi się to wyplenić w normalnych rozmowach. Jeszcze brakowało, żeby po tym nastąpiło znienawidzone słowo alfa. - Co ja? - zapytałem, wracając do tematu.
- Też ma dwie siostry. Bądź miał.
- Miał raczej, Genesis postanowiła zostać na terenach i szukać ewentualnych ocalałych. - To brzmiało znacznie lepiej, niż prawda. - I raczej nie można stwierdzić, że ja i Eau jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi, jak ty i Rea. Wiesz jak to jest, kontakty się rozchodzą. - Eter pokiwał łbem. To też było lepsze niż prawda.
Skończyłem jeść, ale jeszcze nie musiałem nigdzie się ruszać. Siedziałem tak, że wiatr nie wiał na mnie zbyt mocno, więc, jak na aktualne warunki, mogłem niemal uznać, że było ciepło.
Cisza zaczęła mnie niepokoić. Nadal ją lubiłem, uspokajała, oznaczała brak niebezpieczeństwa, ale dobra cisza cieszyła tylko, gdy łączyła się z samotnością. Jeżeli przebywałem z innymi psami, zacząłem w końcu rozumieć, dlaczego psy potrafią tak dużo mówić. Starałem się mieć dobry wizerunek, a najlepiej wychodziło mi to przez rozmowy. Nie byłem ani najbardziej cierpliwy, ani najmilszy, ale starałem się, jak mogłem, by nie wydawać się sztywnym. Arthur był sztywny, nie chciałem być jak tchórz Arthur.
- Ty to upolowałeś? - Wskazałem na mięso przed jego łapami.
- Nie, moje zające czekają na zjedzenie. - Wydawał się dumny ze swoich ofiar.
- Przyjemne to jest? Polowanie - uściśliłem. Nigdy nie byłem dobry w łowach. Umiałem to robić, oczywiście, ale nie wyciągałem specjalnie przyjemności z tego.
- Tak, ale potrzebowałem czasu, by się przekonać, a ty? - spodziewałem się nieco dłuższej wypowiedzi. Zdawał się niezbyt zainteresowany konwersacją.
- Bycie strażnikiem pomaga na bezsenność - stwierdziłem. - Przynajmniej mam co robić po nocach - wysiliłem się, by zabrzmiało to jak żart, niezbyt dobry, musiałem przyznać, nawet Tony by się nie zaśmiał.
- Chodziło mi bardziej o przywództwo.
- O… nie. Przywództwo jest… po prostu nie. - Nie chciałem w to wchodzić. Zobaczyłem, że przed nim nie zostało też zbyt wiele mięsa, ani też zainteresowania na pysku.
- Zaniosę gnaty do Aziraphale’a, idź odpoczywaj - stwierdziłem, że uwolnię go od rozmowy ze mną, która najwyraźniej była niezwykle nudząca.
(Eter?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz