4.24.2020

Od Billa cd. Beatrycze

Wszystko dobrze się skończyło. Beatrycze bezpiecznie wróciła ze mną do sfory, a wilki dały nam spokój. Oczywiście spokój ten nie trwał zbyt długo, bo jedną z ulubionych hobby losu było utrudnianie mi życia. ''Po co ma mu się układać, skoro całe życie się nie układało? No właśnie! Zaraz coś wykombinuje, aby ten starych nie cieszył się zbyt długo'' – tak wyobrażałem sobie jego słowa za każdym razem, kiedy coś nieciekawego spotykało mnie na drodze zwanej życiem.
Przeczuwałem, że tamto spotkanie z wilkami niczego nie nauczy Beatrycze. Może nie nie nauczy, ale nie wyciągnie pewnych wniosków z tej lekcji. Stwierdziłem tak, ze względu na jej charakter. Podejrzewałem, że następnego wieczora postąpi tak samo – znowu po cichu wymsknie się i będzie szukała, jak to określiła, ,,cichego miejsca do odpoczynku''.
Nie myliłem się. Tak jak przewidziałem, postąpiła tak samo następnego wieczoru. Nie pełniłem wtedy warty, ale tego wieczora nie mogłem zasnąć, a leżenie w ciszy w nocy nie było moim ulubionym zajęciem, ze względu na myśli, zwłaszcza te głupie i przytłaczające, które pojawiały się zawsze przed snem. Wiedząc, że tej nocy szybko nie zasnę, wstałem i zostawiłem śpiąca Kilmi samą. Nie chciałem zaprzątać głowy niechcianymi myślami, a wiedziałem, że jeśli będę leżał bez ruchu, słuchając chrapania Princess Kil, która była święcie przekonana, że ona przecież nie chrapie, to wkrótce dam im za wygraną. Musiałem zająć czymś głowę. Czymkolwiek.
Zastanawiając się, co będę robić, zauważyłem ogon Beatrycze znikający w ciemności lasu. Wcale mnie to nie zdziwiło. Czułem się, jakbym miał déjà vu. Śpiąca sforę pilnował Aureon. Mogłem mu powiedzieć, żeby poszedł zawrócić Beatrycze, ale nie ufałem mu, był jakiś dziwny i wątpiłem, czy w razie konieczności uchroni ją przed niebezpieczeństwem, tak jak ja zrobiłem to zeszłego wieczora. Pozostało mi tylko westchnąć, pomarudzić w myślach i bez entuzjazmu ruszyć za nią.
Przemierzałem ciemności lasu, czekając, aż moje oczy przyzwyczają się do panującej czerni.
— Słyszę cię, Bill — usłyszałem jej głos niedaleko przede mną. — Nie ukrywaj się, tylko chodź.
Dopiero po kilku mrugnięciach zauważyłem ją.
— Nie ukrywałem się — odrzekłem, w jednej chwili równając się z nią krokiem.
— Ach tak? Więc dlaczego za mną poszedłeś? Znowu — podkreśliła ostatnie słowo.
Sam się nad tym zastanawiam — mruknąłem w myślach.
— Nie powinnaś znowu oddalać się od sfory — odpowiedziałem zamiast tego, co powiedziałem w myślach.
— Daj spokój. Wczoraj pokazaliśmy wilkom, że nie mają z nami szans. Nie zapuszczą się już tutaj.
Zatrzymałem się, kiedy zobaczyłem dobrze nam znaną sylwetkę.
— Tak myślisz? — zapytałem, nie spuszczając wzroku z osobnika.
Beatrycze zmarszczyła brwi, słysząc mój ton głosu i również się zatrzymała. Jej wzrok odnalazł ciemnego osobnika, któremu się przyglądałem.
— Nie sądziłem, że się jeszcze spotkamy — przyznał, przypatrując się Beatrycze. Miałem wrażenie, że słowa te wypowiedział jedynie do niej, ale nie dbałem o to.
Był to czarny basior, którego pokonała wczoraj Beatrycze. Wilk nie wygląd jakby miał wobec nas złe zamiary, ale i tak spiorunowałem go spojrzeniem, tak na wszelki wypadek – w końcu to była moja tradycja, nie mogłem z niej zrezygnować. Wilk zauważył moje spojrzenie, ale w dalszym ciągu wpatrywał się w Beatrycze. Ukryłem frustrację. Miło.
— Ja się tym zajmę — oznajmiła i ruszyła pewnym krokiem w stronę basiora.
Nie miałem nic przeciwko. Pozwoliłem jej działać, widziałem, jak wczoraj sobie z nim bez problemu poradziła. Mimo tego byłem gotowy wkroczyć do działania, gdyby sytuacja tego wymagała.

Beatrycze?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz