4.01.2020

Od Lucyfera CD Beatrycze

Szedłem spokojnym krokiem za tropem, nagle usłyszałem głos ukochanej, która z kimś rozmawiała. Przyjrzałem się jasnobrązowemu pitbullowi, po czym zacząłem powoli kierować się w ich stronę. Usłyszałem fragment ich rozmowy, po czym wtrąciłem się. Nie musiała mnie przedstawiać, zrobiłem to sam, Ujawniając tym samym swoją obecność. Usiadłem obok niej, gdy zostaliśmy sami, od razu zaznaczyła, że nie chce się dzielić informacjami. Spojrzałem na nią poważnym wzrokiem, nie ukrywając swojego niezadowolenia. Nastała cisza a między nami urosło dziwne napięcie, wstałem więc i ruszyłem w stronę jaskini. Obejrzałem się za siebie, Bea siedziała zamyślona, gapiąc się w kierunku, w którym pobiegł samiec.
- Idziesz - to nie zabrzmiało jak pytanie, a raczej stwierdzenie.
Podniosła się i podążyła spokojnym krokiem za mną. Gdy weszliśmy do kryjówki, ułożyłem się wygodnie na posłaniu. Bea zajęła miejsce przy moim boku i cicho westchnęła. Zawsze miała dużo do powiedzenia, a teraz milczała jak nie ona. Pogrążona w myślach zastygła w jednej pozycji, wiedziałem, że drążenie tego tematu może nas sprowokować do kłótni. Poderwałem się i bez słowa ruszyłem do wyjścia.
- Dokąd idziesz? - nie dało się nie wyczuć lekkiej irytacji w jej głosie.
- Poznać prawdę - oznajmiłem spokojnie.
- O czym ty mówisz? - udawała lekko zdziwioną.
- Zdałem sobie sprawę, że mało o tobie wiem, a raczej o twojej przeszłości - powiedziałem mocno przekonany o swoich słowach.
- Lucy, stój! - krzyknęła lekko drżącym głosem, jakby czegoś się obawiała. - Nie lubię o niej mówić...
- Słucham - odwróciłem głowę w jej stronę rzucając lodowate spojrzenie.
- Dobrze, powiem ci, to był Exodus, powiedział, że mój brat żyje oraz Solis...
Zrobiło się naprawdę ciekawie, moja sierść najeżyła się samoistnie, a mięśnie zacisnęły.
- Twój były kochaś – wycedziłem przez zaciśnięte kły.
- Lucy, nie mów tak, wiesz, że ciebie kocham. - poderwała się i podeszła do mnie wtulając się.
- Czemu nie chciałaś mi powiedzieć? - uniosłem lekko jedną brew.
- Nie chce wracać do przeszłości, zrozum to, nie chcę! - niemal krzyknęła.
- Musisz mi powiedzieć Bea proszę, chce cię chronić on wie, gdzie jesteś. Jeśli mu przekaże i on się zjawi? Muszę wiedzieć przed kim mam cię chronić. Kogo mam nie wpuszczać.
- Nie musisz mnie chronić.
- Ale chcę, robię to dla siebie. Wiem brzmi to egoistycznie, ale chcę być potrzebny.
- Jesteś... ale dobrze opowiem ci wszystko... Urodziłam się z Aaronem w rodzie Aureum. Był też Angelus, z którego pochodził Solis. Nasza miłość była zakazana, niezgodna, to był dla nas dreszczyk emocji. Któregoś razu Exodus mnie zauważył, gdy się wymykałam i doniósł wszystko starszej siostrze Solisa, Annabelle. Zaostrzył się konflikt między rodami, chyba nie muszę wyjaśniać, że to było nie do pomyślenia. Rozpoczęła się wojna przez to, że nasze rody nie miały zamiaru się pojednać. Gdy odnalazłam Solisa, kazał mi uciekać i znalazłam się w Royal Dogs, sam wiesz co było dalej. Exodus powiedział, że nasze rody się pojednały.
Spojrzałem na nią z lekką obawą, po czym głośniej przełknąłem ślinę. Odwróciłem się i wyszedłem z jaskini.
- Lucy dokąd to, przecież ci wszystko powiedziałam! - krzyknęła na mnie.
- Bea zostań, potrzebuję pobyć sam, proszę - starałem się powiedzieć to jak najspokojniej.
Na całe szczęście ten jeden jedyny raz mnie posłuchała i nie poszła za mną. Udałem się nad jezioro, usiadłem na brzegu. Zamknąłem oczy, gdy wiatr zawiał mocniej, poczułem na pysku kropli wody, otworzyłem gwałtownie oczy. Nachyliłem się i spojrzałem na swoje odbicie, zacisnąłem kły, wydając sam do siebie warkot. Poczułem ucisk, który odebrał mi oddech na kilka sekund i przeszywający ból głowy. Miałem przeczucie, że prędzej czy później on się tutaj zjawi. Sam albo z kimś, a ja będę musiał wyjść temu naprzeciw. Ewentualnie Bea poczuje, że chce się z nimi spotkać, jeśli rody zostały pojednane, a ja będę miał wtedy związane łapy. Nie mogłem dopuścić do siebie tej myśli, Poczułem lęk, że ich uczucie może się odrodzić i zostanę zraniony. Nie mogę zabronić jej powrotu do domu, do rodziny. Narastały we mnie obawy oraz złość z każdą chwilą, gdy tym myślałem. Czas płynął, aż w końcu ujrzałem odbicie księżyca w tafli wody. Podniosłem się, a łapy same zaprowadziły mnie na podnóża góry. Zacząłem się wspinać, a gdy dotarłem na szczyt, usiadłem przy krawędzi, uniosłem głowę ku niebu oczarowany blaskiem księżyca w pełni i zacząłem wyć. Nie musiałem długo czekać, na odpowiedz. Położyłem się, po czym zamknąłem oczy, ucinając sobie drzemkę. Obudził mnie chrapliwy głos dochodzący zza moich pleców.
- Czemu nas wezwałeś? - w głosie Azaia dało się wyczuć, mocne zaciekawienie.
Poderwałem się na równe. Nogi odwróciłem głowę i wyostrzyłem wzrok.
- Nie spodziewałem się, że przybędziecie... - oznajmiłem lekko zaskoczony.
Legoshi był szarym wilkiem z jasną odmianą ciągnącą się od pyska aż po brzuch. Takuma to młody rudy samiec, zaś Azai czarny wilk z czerwonymi jak krew oczami.
- Mów, o co chodzi ? - ponaglał mnie Legoshi.
- Legoshi proszę abyś przez najbliższy czas nie spuszczał oczku z Beatrycze, masz się nie ujawniać, ale zawsze być w jej pobliżu na tyle, aby nie wyczuła twojej obecności. Takuma ty i Azai patrolujcie teren, żaden obcy pies ma nie przekroczyć linii o wszystkim macie mnie informować, być jak moja brakująca łapa. Rozejść się! - dałem im jasny rozkaz, po którym się rozbiegli.
Ta wiosenna noc była całkiem przyjemna, ułożyłem się wygodnie, po czym zasnąłem. Gdy wczesnym rankiem słońce zaczęło wschodzić, otworzyłem oczy i cieszyłem się pięknym widokiem. Gdy ta ulotna chwila minęła, zacząłem schodzić z góry. Po dotarciu na polane dołączyłem się do reszty spożywających upolowany przez łowców posiłek.
- Gdzie ty byłeś?! - usłyszałem poirytowany głos Beatrycze za sobą.
- Mówiłem ci, że potrzebuje pobyć sam.
- Co się z tobą dzieje ?! - niemal karciła mnie w tych słowach.
- Nic Bea, naprawdę nic, jest w porządku – posłałem jej wymuszony uśmiech.
Oddaliłem się od reszty i usiadłem spokojnie obserwując wszystko dookoła.
- Wiedziałam, wiedziałam, że będziesz się zamartwiać na zapas !
- Nie zamartwiam się! Czy ty nic nie rozumiesz! - zwróciłem jej lekko uwagę.
- Tak, nie rozumiem twojego zachowania - ponownie dało się wyczuć jej poirytowanie.
Podszedłem do niej bliżej, po czym przytuliłem ją delikatnie i szepnąłem.
- Nie musisz zaprzątać sobie głowy – oznajmiłem.
- Powiedz to sobie – warknęła, po czym odeszła.
Odprowadziłem ją wzrokiem. Po czym udałem się na swoją zmianę. Gdy dzień dobiegł końca, wróciłem do naszej kryjówki. Niedługo po mnie przyszła też Beatrycze położyła się kawałek dalej.
- Nie chcesz spać ze mną? - spytałem, udając lekkie zaskoczenie.
- Tu mi wygodnie - mruknęła.
- Wstałem i położyłem się obok niej, kładąc delikatnie pysk na jej grzbiecie.
- Dużo myślałem o nas, ostatnio wiesz - usiłowałem lekko ją zaciekawić.
- Mianowicie?
- Jesteś piękna i młoda, ja się chyba starzeje - wymusiłem delikatny uśmiech.
- Jesteś niespełna rok starszy - odpowiedziała lekko oburzona.
- To dużo jak dla psa – uśmiechnąłem się ponownie.
- Co masz na myśli, zaczynam się bać - zmrużyła lekko oczy.
- Czy nie chciałabyś założyć rodziny? - to nie było zbyt śmiałe pytanie.
Spojrzała na mnie, jej oczy zrobiły się wielkie, jakby zaraz miały jej wypaść z orbit. Rozbawiło mnie to, jednak nie zdążyła nic mi odpowiedzieć, do moich uszu dobiegł znany głos, to było wycie Azaia. Poderwałem się, przed wyjściem rzuciłem tylko przez ramię.
-Zostań! - pognałem ile sił na skraj lasu, gdy dostrzegłem czerwone oczy wilka, zatrzymałem się kilka metrów od niego.
- Co jest? - serce zabiło mi szybciej, czułem, że to nie będą dobre nowiny.
- Jacyś obcy są zaledwie godzinę drogi od granicy - po tych słowach Azai momentalnie zniknął.
Usłyszałem tylko szelest, obejrzałem się za siebie, a za drzew wybiegła Bea.
- Wracaj natychmiast do nory – warknąłem na nią.
- Nigdzie się nie wybieram! - zaprotestowała.
- To zostań, chociaż na terenie - ponownie posłałem jej wrogie spojrzenie.
- Dokąd ty znowu idziesz?! - nie ukrywała, zainteresowania ani frustracji, że znowu trzymam ją na dystans.
-Zostań! - pierwszy raz mój ton był tak ostry wobec niej.
Ruszyłem biegiem, przekraczając granice, usiłując dogonić Azaia, Takuma cały czas siedział na ogonie przybyszom, dzięki czemu wiedzieliśmy skąd, dokładnie mają nadejść. Co chwila oglądałem się za siebie, upewniając, że Beatrycze mnie posłuchała i została. W oddali widziałem zarys dwie zmierzające w naszym kierunku postacie. Do moich nozdrzy dobiegł ich zapach, nie byli tutejsi. Pochodzili z dalekich, obcych mi stron. Azai zatrzymał się, stanąłem obok niego, serce biło mi jak szalone, znowu poczułem jak zaciska mi się każdy najmniejszy mięsień w moim ciele, a sierść na moim grzbiecie zaczyna się jeżyć. Sylwetki w końcu zaczęły nabierać wyglądu. To były dwa psy jeden husky, drugi podobny do Beatrycze tylko ciemniejszy. Nie wyglądały groźnie, raczej bardzo niewinnie. Spojrzałem na wilka dość wymownie, od razu zrozumiał, że wraz z Takumą mają się oddalić.
- Kim jesteście? - spytałem usiłując zachować resztki spokoju i rozwagi.
- Jestem Solis, a to Aaron, nie szukamy kłopotów - oznajmił spokojnie prostując się przy tym dumnie.
- Przykro mi, ale musicie zawrócić, dalej wam nie wolno iść. - odpowiedziałem spokojnie.
- A to niby czemu? - odezwał się Aron dośc mocno zaskoczony.
- Zbliżacie się do terenów, na którym znajduje się pewna sfora, jestem zwiadowcą i radzę wam zawrócić zanim skończy mi się cierpliwość - mój głos już nie brzmiał tak miło.

- Nie zamierzam się wycofywać, musimy pilnie się z kimś spotkać - oznajmił stanowczo Solis.
- Ten ktoś nie chce was widzieć - warknąłem lekko pokazując kły.
- Skąd możesz to wiedzieć? - Aron zrobił krok w moją stronę, nadal był opanowany.
- Wiem kim jesteście i kogo szukacie, powtarzam ostatni raz: ona nie chce się z wami widzieć - uniosłem głos rzuciłem gniewne spojrzenie.
Solis lekko uśmiechnął się po czym podszedł bliżej stając zaledwie dwa metry ode mnie.
- Czyli to ty jesteś Lucyfer, jej partner, Exsodus mówił, że chodzi z kaleką. - To nie była obraza kierowana w moją stronę , a raczej stwierdzenie faktu.
- Mam prawo spotkać się z siostrą.
Atmosfera robiła się coraz bardziej gęsta, gdy nagle za moimi plecami pojawił się Takuma.
- Lucyfer pospiesz się, nie wiem jak długo Azai zdoła ją zatrzymać, bez robienia jej krzywdy.
Solis i Aron nie wytrzymali ruszyli przed siebie jednak szybkim zwinnym krokiem wraz z Takumą zastawiliśmy im drogę.
- Żeby nie było, ostrzegałem - wycedziłem przez zaciśnięte kły. Takuma rzucił się na Aarona zaś ja na Solisa. Może i nie byli chętni do walki, ale czułem, że ich frustracja narasta tak samo jak mój gniew. Wszyscy wiedzieliśmy, że dojdzie do starcia, to była kwesta kilku minut. Odczułem kilka ugryzień i szarpnięć gęsta sierść psa utrudniała mi dostęp aby przebić mu skórę. Drasnąłem go kilka razy, gdy poczułem słodki smak krwi w pysku, to jeszcze bardziej pobudziło moje zmysły.
- Stop, przestańcie powaliło was! - to był głos Beatrycze, była przejęta i niezadowolona.
W momencie zaprzestaliśmy walki. Aaron chciał podbiec do niej jednak stanąłem tuż przed Beatrycze obnażając kły. Powstrzymując tym samym tą dwójkę przed zbliżaniem się do niej. Z niecierpliwością czekałem na jej decyzje. Tak jak wtedy myślałem nad jeziorem, uszanuje jej wolę.


Beatrycze?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz