4.06.2020

Od Kilmi do Senshi

Opuszki łap piekły mnie ze złości, a uszy miałam położone po sobie. Doskonale czułam płynąca krew w moich żyłach, którą pompowało rozzłoszczone serce. Od czasu do czasu machałam nerwowo ogonem.  Przemierzałam głupią łąkę, depcząc pod sobą głupią trawę, oddychając głupim powietrzem. Słychać było tylko głupie ptaki, które potęgowały moją furię. Potrzebowałam ciszy. W taki hałasie nie dało się myśleć. Zatrzymałam się gwałtownie i spojrzałam nienawistnie na głupią koronę pojedynczego głupiego drzewa, w której między głupimi liśćmi chowały się głupie ptaki. Głowa pękała mnie od ich zbędnego pierdolenia.
— Kurwa! Zamknijcie się! — wydarłam się w ich stronę.
Przerażone ptaki żałośnie zatrzepotały skrzydłami, wzbijając się w powietrze. Zacisnęłam zęby i wróciłam do truchtu, nawet nie patrząc, jak odlatują.
Nienawidzę ich, ich wszystkich. No po prostu nienawidzę. No, z wyjątkiem Billa, ale on też mnie wkurzał i to nie raz, a przynajmniej sto razy w ciągu dwudziestu czterech godzin, ale go bardziej znosiłam niż głupotę innych. Tata nie był głupi, nie to, co reszta tych gamoniów. Myślałam, że wojna oraz ich błędy z przeszłości czegoś ich nauczyły, ale najwidoczniej nie. Każdy z nich miał mysi móżdżek i choć nie wielkość mózgu decydowało, kto jak mądry jest, to w tej sytuacji śmiałam w to  szczerze wątpić. Chciałam się przekonać, że może jednak się mylę, że może ktoś w tej sforze nie jest wcale taki głupi, nie licząc mnie i Billa, ale najwidoczniej nie było takiej osoby. Wszyscy byli równie irytujący i głupi.
Zatrzymałam się i opuściłam głowę, zrezygnowana. Czasami brakowało mi rozmów z innymi. To znaczy, może nie rozmów, bo ja często gadałam do innych, ale poczucia, że się kogoś ma. Czasami czułam się naprawdę samotna, mimo stałego towarzystwa taty. Poczułam, jak moja frustracja mija, a jej miejsce zajmuje przygnębienie. Nie lubiłam tych głupich uczuć.
Nagle moją uwagę przykuł znajomy zapach. Nadstawiłam uszy i posmakowałam powietrze. Zapach był przyjemny, ale mimo tej woni nie potrafiłam go rozszyfrować. Oblizałam się szybko, zapominając o własnych myślach, które niepotrzebnie zaprzątały mi głowę.
Ruszyłam za zapachem z łbem skierowanym w dół, węsząc w zielonej bujnej trawie. Zapach nasilał się, ale nie pozwalałam, aby moja ślina ciekła mi po pysku. To byłoby obrzydliwe.
Nagle poczułam, jak coś boleśnie zaciska mi się na szyi. Rzuciłam się do tyłu, nie wiedząc, co się dzieje, a wtedy ból się nasilił, paraliżując moją szyję. Wnyk! – usłyszałam żałosny głos w mojej głowie. Rzucałam głową na prawo i lewo, czując  jak ból przybiera na sile, powodując, że ból coraz bardziej mnie paraliżował. Zaskomlałam, tarzając się po trawie, którą wyrywałam łapami. W powietrzu fruwały jej strzępki i kurz. Na trawie dostrzegłam krew. Moją krew. Momentalnie zakręciło mi się w głowie, a do oczu napłynęły łzy. Mimo tego się nie poddawałam. Szamotałam się jak szalona, rzucając się, skacząc i tarzając, próbując wyswobodzić się z pętli, która zaczynała się zaciskać coraz bardziej i bardziej wokół mojej szyi. Przestałam, gdy zaczęłam kaszleć krwią. Położyłam się, wyczerpana, uporczywie kaszląc. Łzy leciały mi po policzkach, kiedy zdałam sobie sprawę, że się duszę. Moje płuca rozpaczliwie domagały się powietrza, którego nie mogłam im dostarczyć. Próbowałam brać powietrze, które mi umykało. Tak doskonale czułam je dookoła, a nie mogłam go nabrać.
Przypomniało mi się tonięcie w rzece, wszystko wyglądało dokładnie tak samo. No prawie tak samo. Jedyną stanowiącą różniącą tych podobnych sytuacji była woda. Tym razem topiłam się w powietrzu. Umierałam z powodu jego braku, kiedy znajdowało się ono wszędzie dookoła mnie. Co za paradoks.
Między łzami dostrzegłam szare łapy, ale nie miałam siły podnieść wzroku. Uporczywie kaszlałam, nie mogąc nic powiedzieć.

Senshi?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz