Od sfory odłączało się parę psów, ale nie przyniosło nam to niewyobrażalnych strat. To było do przewidzenia, że nie utrzymamy się wiecznie w tym samym składzie. Może byłam kiepskim przywódcą, aczkolwiek nie przejęłam się tym. No, może poza tym, że Pergilmes pewnie nie czuł się najlepiej z odejściem syna. Nie poruszałam tego tematu. Uznałam, że jeśli będzie chciał, sam się do mnie zwróci.
On jednak zachowywał się… Dziwnie. Inaczej. Odkąd wróciłam, dużo częściej pytał mnie o zdanie. Odnosiłam także wrażenie, że chce spędzać ze mną więcej czasu. To było owszem, miłe, ale nie miałam zielonego pojęcia w jaki sposób powinnam reagować. Pod wpływem szoku inaczej wyrażałam swoje myśli, w inny sposób też oddziaływały na mnie moje uczucia. Aż pewnej nocy, gdy rozbiliśmy obóz, podszedł do mnie z dużo dziwniejszą sprawą.
— Przejdziemy się? — zapytał wprost.
Ten sam sznaucer, który przejmował się wszystkim na okrągło, zaproponował mi właśnie oddalenie się od grupy we dwójkę, nie powiadamiając o tym kogokolwiek.
Spojrzałam na niego, jakby urwał się z choinki, ale skinęłam głową na zgodę.
Było… pięknie. Im dalej odchodziliśmy od byłych terenów sfory Avalona, tym bardziej niesamowite krajobrazy nas otaczały. W świetle miliarda gwiazd, o pełni księżyca, który swym delikatnym blaskiem nadawał klimatu. Zupełnie jak wtedy, kiedy — jeszcze zimą — wyznałam mu, co właściwie do niego czuję. Zatrzymał się w pewnym momencie, gestem prosząc, abym usiadła obok niego. To właśnie uczyniłam.
— Co się dzieje, Gil? Jesteś jakiś… inny. — Zaczęłam ostrożnie.
Pergilmes? || 297 słów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz