Byłam pewna, że po zaistniałym incydencie da sobie spokój z moim życiem. Podkreślam moim życiem. Rozumiem, że ze mną jest ale takie gadanie o tym, co było kiedyś doprowadza mnie do szału. Od tego dnia zachowywał się dziwnie, nic mi nie mówił. Zachowywał się jakby król, któremu się wszystko należy. Miałam rację. Nic się nie zmienił. Ciągle jest tak samo egoisyczny i brnący po trupach do celu. Niech broni siebie, nie mnie. Przecież to on ma te trzy łapy, a ja cztery. Poza tym nawet gdyby chciał to nie ma prawa iść do Exodusa i Solisa. Mam już d0ść wpierdzielania mi się w życie i wspominania go jako "byłego kochasia"! To był już szczyt chamstwa i bezczelności. Nie przypuszczałam, że on też może taki być dla mnie. Ostatnio czuję się jakbym była jego własnością, do której nikt inny nie może podejść lub pogadać, a co dopiero były partner i wrogi szpieg. Chyba czas sprostować kilka rzeczy.
Moje emocje z dnia na dzień robiły się coraz bardziej irytujące. Czułam do Lucyfera niechęć, a ten tylko udawał, że wszystko jest dobrze chcąc zatuszować prawdziwe zamiary. Dodatkowo wychodził w nocy, a ja słyszałam jego wycie, jakby przywołujące. Nie zdziwił mnie też fakt, że gdy jedliśmy z sforą mogłam zauważyć w oddali praktycznie niewidocznego szarego wilka. Oczywiście, że to sprawa Lucyfera. Zaczynam tracić do niego zaufanie i chęć
Tejże nocy to już totalnie przesadził. Wybiegł od razu z nory, gdy usłyszał wycie wilka na zewnątrz. Rzucił tylko "zostań" jak do swojej własności i wyszedł. Chyba nie pomyślał, że zostanę? Oh, nie, nie. Gdy Lucyfer wyszedł chwilę po nim i ja opuściłam norę zmierzając za jego zapachem. Doszłam do niedawno poznanego podnóża góry, tego "niebezpiecznego miejsca w sforze", tak jak mówią. Nie zdziwiło mnie też to, że co jakiś czas słyszałam wycie albo podszczekiwanie nieopodal. Nie zwracałam na siebie uwagi, a raczej nie chciałam, ale oczywiście musiał się trafić jakiś panicz zainteresowany moją postacią. Czarny wilk pojawił się przede mną schodząc po zwalonym pniu, który był nad strumieniem.
- A ty gdzie idziesz, Bea?
Sam fakt, że zna moje imię trochę mnie zdruzgotał i zdziwił. Nie chciałam wnikać skąd mnie zna, bo odopwowiedź w moim przypadku była oczywista - Lucyfer.
- Tam, gdzie mi się podoba. Kim ty jesteś i za kogo się masz, że mnie pytasz? - spytałam.
- Za kogoś, kto pracuje dla twojego dobra, w imieniu Lucyfera.
- Jeszcze więcej do mojej "ochrony" ten debil nie miał... - powiedziałam pod nosem. - Cóż, tak się składa, że nie powineneś się interesować moim życiem. Spójrz na te fakty: widzę cię pierwszy raz w życiu, zakazujesz mi iść i dodatkowo znasz moje imię. Czy to nie jest absurdalne? Lucyfer może być twoim "panem i władcą" ale nie moim. O tobie nie wspomnę - powiedziałam i prychnęłąm ironicznie.
W międzyczasie, podczas naszej rozmowy mogłam usłyszeć i zobaczyć w krzakach przemieszczającą się postać rudego wilka. Nie wywarł na mnie jakiegoś wrażenia, bowiem przebywa tu wiele wilków. Gdy nas ujrzał zbiegł w otchłań lasu.
Zaczęłam iść i chciałam minąć wilka, ale ten zatrzymał mnie łapą. Uśmiechnęłam się ironicznie.
- Mogę wiedzieć, jaki zamiar ma ten twój gest? Formalnie dla mnie jesteś nikim, więc nie możesz mi zagrozić ani tym bardziej zatrzymać.
- Tak Lucyfer nakazał...
- Nie interesuje mnie Lucyfer! - krzyknęłam na niego jednocześnie przerywając mu. - Daj mi przejść tą cholerną granicę, bo inaczej źle to się dla ciebie skończy - dodałam z irytacją i warknęłam. Spojrzałam na niego przenikliwie. Odepchnęłam jego łapę i zaczęłam iść jak najszybciej, by minąć granicę terenów, które znamy. Czarny wilk wiedział, że nie przekona mnie do zatrzymania się i cofnięcia. Zaczęłam więc biec za zapachem Lucy'ego i nie miałam w zamiarze się zatrzymać. Nie oglądnęłam się nawet za czarnym.
Z każdą chwilą byłam coraz bliżej, a moje serce waliło jak szalone. Nie wiedziałam, czego się spodziewać. Ale w pewnej sekundzie to się zmieniło; do mojego nosa dotarł znajomy zapach Exodusa i... Solisa. Odczułam pewne uderzenie gorąca i stresu. To tak, jakby pomieszanie motyli w brzuchu ze strachem. Każdy chyba miał kiedyś takie uczucie. Mieszał się on jednocześnie z znajomym zapachem Lucyfera. Wszystko nagle zaczęło mi się sklejać... Lucyfer współpracuje z czarnym, który miał mnie zatrzymać w sforze, a ja miałam mu się „podporządkować”. Ta, jasne. Wszystko, bym nie dowiedziała się, że Exodus z Solisem są na niedaleko granic terenów. Jednakże, skąd miał wiedzieć, że tutaj są? Najpewniej na jednym wspólniku-wilku się nie skończyło. Ma swoich szpiegów i donosicieli, którzy mu o tym powiedzieli. Nie muszę chyba wspominać, że złość na tego idiotę coraz bardziej we mnie wzrastała.
Po dłuższym biegu odczułam zmęczenie; na szczęście wiedziałam, że mój cel był coraz bliżej, a dosłownie kilkadziesiąt metrów. Wcześniej biegłam doliną, a obecnie znajdywałam się w czymś, co przypominało las. Nie rosło tu dużo drzew, ale było trochę gęstwiny. Usłyszałam w pewnym momencie echo walki, zgrzyt zębów i piski. Nie musiałam się domyślać, że tą jadkę zaczął sam Lucyfer. Zdołałam zauważyć też, jak rudy wilk, którego wcześniej widziałam na granicy, prawie został zduszony przez Aarona. Czyli to i jego współpracowanik. W tym momencie już przegiął totalnie. Brakuje mi słów na to, jak mam opisać swoje emocje. Odczuwałam nieprzezbytą złość i irytację. Nie może tak po prostu inicjować piekło dla moich najbliższych!
- Stop, przestańcie, powaliło was?! - w moim głosie możnabyło czuć złość, smutek i irytację.
Spojrzałam na nich wszystkich po kolei, a gdy ujrzałam szarego husky moje serce zmiękło i szybciej zabiło. Miałam ochotę na niego skoczyć i przytulić, ale Lucyfer zastawił mi drogę.
- Odejdź - powiedziałam stanowczo.
Pies nie chciał się ruszyć, więc krzyknęłam:
- Odejdź, mówię ci! - powiedziałam niemal przez łzy. - Widzisz co narobiłeś?! Za co ty się uważasz! Wcale mnie nie bronisz! Jesteś tylko największym idiotą, który myśli o sobie i traktuje mnie jak swoją własność, niczym te wszystkie panienki, z którymi się niegdyś zabawiałeś! Nic się nie zmieniłeś... nic! A ja ci zaufałam! - brakowało mi słów, a mój głos się załamał. Widziałam ślady krwi na śnieżnej sierści Solisa oraz smutny wzrok Aarona. Mój najukochańszy brat żyje... Jedynie jego widok i husky'ego zadowalał mnie w tej sytuacji. Jednakże nie potrafiłam ukryć złości, irytacji i smutku, jaki mnie przeszywał. Spojrzałam na Lucyfera, który zdał sobie z bałaganu, jaki narobił.
- Zniknij z mojego życia - rzuciłam w jego stronę. - Wracaj do piekła tam, gdzie twoje miejsce - dodałam nie odwracając się w jego stronę. Nie miałam zamiaru patrzeć na psa, który wywrócił moje życie do góry nogami i zagrał mi na emocjach.
- Bea ja... - zaczął i chciał się do mnie zbliżyć, ale ja znów krzyknęłam przez łzy:
- Nie odzywaj się do mnie i nie podchodź! Zniszczyłeś mi życie i wykorzystałeś je jak zabawkę i zemstę. Wcale mnie nie bronisz, tylko ograniczasz - spojrzałam na Lucy'ego.
- Co mam dla ciebie zrobić? Chcę byś była szczęśliwa...
- To odejdź - powiedziałam przez łzy i odwróciłam sie od niego.
Nie odezwał się więcej, tylko nakazał:
- Azai, Takuma... chodźcie - dopiero teraz ujrzałam czarnego wilka, który próbował mnie zatrzymać. Solis i Aaron obserwowali całe zajście zdziwieni. Patrzyłam na Lucyfera, dopóki sam się nie odwrócił na czubku zwalonego drzewa i zniknął za nim. Moją duszą targały emocje i po chwili się rozpłakałam. Aaron i Solis podeszli i mnie przytulili,
- Możesz zostać chwilę z nami z daleka od tego psychopaty... Lara się ucieszy, gdy cię zobaczy - powiedział Aaron.
Pokiwałam na znak zgody i zmierzyłam z nimi w stronę moich terenów rodzinnych.
Na myśl, że odrzuciłam Lucyfera chciało mi się płakać albo popełnić jakieś samobójstwo. Byłam w rozterce, a jedyne co mnie pocieszało, to obecność Aarona i Solisa... co jakiś czas spoglądaliśmy na siebie z huskym i uśmiechaliśmy. Nie mogłam pojąć, że jestem przy nim...
Musiałam też podjąć decyzję, czy wrócić do sfory, czy odejść na dobre. Aczkolwiek niech Lucyfer ma teraz za swoje, zasłużył teraz na swoje cierpienie, które ja znosiłam od dłuższego czasu.
Lucy?
(1277 słów)
Moje emocje z dnia na dzień robiły się coraz bardziej irytujące. Czułam do Lucyfera niechęć, a ten tylko udawał, że wszystko jest dobrze chcąc zatuszować prawdziwe zamiary. Dodatkowo wychodził w nocy, a ja słyszałam jego wycie, jakby przywołujące. Nie zdziwił mnie też fakt, że gdy jedliśmy z sforą mogłam zauważyć w oddali praktycznie niewidocznego szarego wilka. Oczywiście, że to sprawa Lucyfera. Zaczynam tracić do niego zaufanie i chęć
Tejże nocy to już totalnie przesadził. Wybiegł od razu z nory, gdy usłyszał wycie wilka na zewnątrz. Rzucił tylko "zostań" jak do swojej własności i wyszedł. Chyba nie pomyślał, że zostanę? Oh, nie, nie. Gdy Lucyfer wyszedł chwilę po nim i ja opuściłam norę zmierzając za jego zapachem. Doszłam do niedawno poznanego podnóża góry, tego "niebezpiecznego miejsca w sforze", tak jak mówią. Nie zdziwiło mnie też to, że co jakiś czas słyszałam wycie albo podszczekiwanie nieopodal. Nie zwracałam na siebie uwagi, a raczej nie chciałam, ale oczywiście musiał się trafić jakiś panicz zainteresowany moją postacią. Czarny wilk pojawił się przede mną schodząc po zwalonym pniu, który był nad strumieniem.
- A ty gdzie idziesz, Bea?
Sam fakt, że zna moje imię trochę mnie zdruzgotał i zdziwił. Nie chciałam wnikać skąd mnie zna, bo odopwowiedź w moim przypadku była oczywista - Lucyfer.
- Tam, gdzie mi się podoba. Kim ty jesteś i za kogo się masz, że mnie pytasz? - spytałam.
- Za kogoś, kto pracuje dla twojego dobra, w imieniu Lucyfera.
- Jeszcze więcej do mojej "ochrony" ten debil nie miał... - powiedziałam pod nosem. - Cóż, tak się składa, że nie powineneś się interesować moim życiem. Spójrz na te fakty: widzę cię pierwszy raz w życiu, zakazujesz mi iść i dodatkowo znasz moje imię. Czy to nie jest absurdalne? Lucyfer może być twoim "panem i władcą" ale nie moim. O tobie nie wspomnę - powiedziałam i prychnęłąm ironicznie.
W międzyczasie, podczas naszej rozmowy mogłam usłyszeć i zobaczyć w krzakach przemieszczającą się postać rudego wilka. Nie wywarł na mnie jakiegoś wrażenia, bowiem przebywa tu wiele wilków. Gdy nas ujrzał zbiegł w otchłań lasu.
Zaczęłam iść i chciałam minąć wilka, ale ten zatrzymał mnie łapą. Uśmiechnęłam się ironicznie.
- Mogę wiedzieć, jaki zamiar ma ten twój gest? Formalnie dla mnie jesteś nikim, więc nie możesz mi zagrozić ani tym bardziej zatrzymać.
- Tak Lucyfer nakazał...
- Nie interesuje mnie Lucyfer! - krzyknęłam na niego jednocześnie przerywając mu. - Daj mi przejść tą cholerną granicę, bo inaczej źle to się dla ciebie skończy - dodałam z irytacją i warknęłam. Spojrzałam na niego przenikliwie. Odepchnęłam jego łapę i zaczęłam iść jak najszybciej, by minąć granicę terenów, które znamy. Czarny wilk wiedział, że nie przekona mnie do zatrzymania się i cofnięcia. Zaczęłam więc biec za zapachem Lucy'ego i nie miałam w zamiarze się zatrzymać. Nie oglądnęłam się nawet za czarnym.
Z każdą chwilą byłam coraz bliżej, a moje serce waliło jak szalone. Nie wiedziałam, czego się spodziewać. Ale w pewnej sekundzie to się zmieniło; do mojego nosa dotarł znajomy zapach Exodusa i... Solisa. Odczułam pewne uderzenie gorąca i stresu. To tak, jakby pomieszanie motyli w brzuchu ze strachem. Każdy chyba miał kiedyś takie uczucie. Mieszał się on jednocześnie z znajomym zapachem Lucyfera. Wszystko nagle zaczęło mi się sklejać... Lucyfer współpracuje z czarnym, który miał mnie zatrzymać w sforze, a ja miałam mu się „podporządkować”. Ta, jasne. Wszystko, bym nie dowiedziała się, że Exodus z Solisem są na niedaleko granic terenów. Jednakże, skąd miał wiedzieć, że tutaj są? Najpewniej na jednym wspólniku-wilku się nie skończyło. Ma swoich szpiegów i donosicieli, którzy mu o tym powiedzieli. Nie muszę chyba wspominać, że złość na tego idiotę coraz bardziej we mnie wzrastała.
Po dłuższym biegu odczułam zmęczenie; na szczęście wiedziałam, że mój cel był coraz bliżej, a dosłownie kilkadziesiąt metrów. Wcześniej biegłam doliną, a obecnie znajdywałam się w czymś, co przypominało las. Nie rosło tu dużo drzew, ale było trochę gęstwiny. Usłyszałam w pewnym momencie echo walki, zgrzyt zębów i piski. Nie musiałam się domyślać, że tą jadkę zaczął sam Lucyfer. Zdołałam zauważyć też, jak rudy wilk, którego wcześniej widziałam na granicy, prawie został zduszony przez Aarona. Czyli to i jego współpracowanik. W tym momencie już przegiął totalnie. Brakuje mi słów na to, jak mam opisać swoje emocje. Odczuwałam nieprzezbytą złość i irytację. Nie może tak po prostu inicjować piekło dla moich najbliższych!
- Stop, przestańcie, powaliło was?! - w moim głosie możnabyło czuć złość, smutek i irytację.
Spojrzałam na nich wszystkich po kolei, a gdy ujrzałam szarego husky moje serce zmiękło i szybciej zabiło. Miałam ochotę na niego skoczyć i przytulić, ale Lucyfer zastawił mi drogę.
- Odejdź - powiedziałam stanowczo.
Pies nie chciał się ruszyć, więc krzyknęłam:
- Odejdź, mówię ci! - powiedziałam niemal przez łzy. - Widzisz co narobiłeś?! Za co ty się uważasz! Wcale mnie nie bronisz! Jesteś tylko największym idiotą, który myśli o sobie i traktuje mnie jak swoją własność, niczym te wszystkie panienki, z którymi się niegdyś zabawiałeś! Nic się nie zmieniłeś... nic! A ja ci zaufałam! - brakowało mi słów, a mój głos się załamał. Widziałam ślady krwi na śnieżnej sierści Solisa oraz smutny wzrok Aarona. Mój najukochańszy brat żyje... Jedynie jego widok i husky'ego zadowalał mnie w tej sytuacji. Jednakże nie potrafiłam ukryć złości, irytacji i smutku, jaki mnie przeszywał. Spojrzałam na Lucyfera, który zdał sobie z bałaganu, jaki narobił.
- Zniknij z mojego życia - rzuciłam w jego stronę. - Wracaj do piekła tam, gdzie twoje miejsce - dodałam nie odwracając się w jego stronę. Nie miałam zamiaru patrzeć na psa, który wywrócił moje życie do góry nogami i zagrał mi na emocjach.
- Bea ja... - zaczął i chciał się do mnie zbliżyć, ale ja znów krzyknęłam przez łzy:
- Nie odzywaj się do mnie i nie podchodź! Zniszczyłeś mi życie i wykorzystałeś je jak zabawkę i zemstę. Wcale mnie nie bronisz, tylko ograniczasz - spojrzałam na Lucy'ego.
- Co mam dla ciebie zrobić? Chcę byś była szczęśliwa...
- To odejdź - powiedziałam przez łzy i odwróciłam sie od niego.
Nie odezwał się więcej, tylko nakazał:
- Azai, Takuma... chodźcie - dopiero teraz ujrzałam czarnego wilka, który próbował mnie zatrzymać. Solis i Aaron obserwowali całe zajście zdziwieni. Patrzyłam na Lucyfera, dopóki sam się nie odwrócił na czubku zwalonego drzewa i zniknął za nim. Moją duszą targały emocje i po chwili się rozpłakałam. Aaron i Solis podeszli i mnie przytulili,
- Możesz zostać chwilę z nami z daleka od tego psychopaty... Lara się ucieszy, gdy cię zobaczy - powiedział Aaron.
Pokiwałam na znak zgody i zmierzyłam z nimi w stronę moich terenów rodzinnych.
Na myśl, że odrzuciłam Lucyfera chciało mi się płakać albo popełnić jakieś samobójstwo. Byłam w rozterce, a jedyne co mnie pocieszało, to obecność Aarona i Solisa... co jakiś czas spoglądaliśmy na siebie z huskym i uśmiechaliśmy. Nie mogłam pojąć, że jestem przy nim...
Musiałam też podjąć decyzję, czy wrócić do sfory, czy odejść na dobre. Aczkolwiek niech Lucyfer ma teraz za swoje, zasłużył teraz na swoje cierpienie, które ja znosiłam od dłuższego czasu.
Lucy?
(1277 słów)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz