To wcale nie tak, że nagle zebrało mi się na poznawanie tego dziwnego samca. Byłam zdana na jego cholerną łaskę od siedmiu boleści, skoro mnie już postanowił ‘wybawić’. Świetnie, cudownie, bosko, fenomenalnie. Równie dobrze mogłam gnić na tych bagnach do usranej śmierci, nie rozpaczałabym za długo. Prędzej czy później coś by mnie zeżarło. Wtedy na pewno nie obchodziłoby mnie już absolutnie nic.
— Już się nie denerwuj, księżniczko. Złość piękności szkodzi — cmoknął.
Przewróciłam oczami. Nie dam mu tej satysfakcji. Może jak go zleję, wyjdzie mi to na lepsze, a on się wreszcie odczepi?
— To jak? Opowiesz mi trochę o sforze? — szturchnął mnie w bok, a ja wzdrygnęłam się.
I cały mój plan poszedł się walić. Westchnęłam. Chciałam, żeby zaprowadził mnie do tej głupiej sfory, skoro już uszłam z życiem. A co mi szkodzi, najwyżej zabiją go po przybyciu.
— Byliśmy większą sforą, która przegrała wojnę. Nie było mnie tam, szukałam ziół. Nie znam dobrze historii, nigdy mnie nie obchodziła. Ocalali zebrali się i ruszyli, żeby być nową sforą i znaleźć nowe miejsce. Nic ciekawego. Trafiłam na nich przypadkiem na szlaku, a że nie miałabym dokąd wrócić, to dołączyłam się do nich — wykonałam gest odpowiadający ludzkiemu wzruszeniu ramion.
— Nie można było tak od razu? — zapytał nieznacznie rozbawiony.
— Wkurza mnie ta cała sytuacja, nie lubię o niej mówić. — Warknęłam.
— Dobrze już dobrze, Senshi.
Przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz. Nie podobał mi się sposób, w jaki wypowiadał moje imię. Z jakąś dziwną satysfakcją i złośliwością. A może mi się tak tylko wydawało, bo tak czy siak był u mnie charakterem skreślonym.
— Nie zapytasz o mnie? — uniósł brew.
— Nie obchodzi mnie to. — Rzuciłam krótko.
Parsknął śmiechem.
— A tak walczyłaś, żeby zdobyć informacje — pokręcił łbem z dezaprobatą.
— Ktoś z większą cierpliwością się tym zajmie, jak już tam dotrzemy — zacisnęłam zęby.
— No dobrze, księżniczko.
Zabiję, poćwiartuję i wyrzucę na moczarach, a potem zatłukę się sama.
Przez całą drogę męczył mnie podobnie upierdliwą rozmową, a ja odpowiadałam mu krótko i zbywająco, starając się ją za wszelką cenę zakończyć. Mimo wszystko pies nie dawał za wygraną, jakby miał w sobie nieskończone pokłady energii i koniecznie chciał prowadzić ze mną konwersację. Znosiłam to, dopóki nie dotarliśmy nad jezioro.
— Teraz posłuchaj mnie uważnie — akurat coś mówił, ale przerwałam mu w połowie słowa. — Nie mam ochoty mieć więcej z tobą kontaktu. Super miło, że mnie uratowałeś, pozwól więc w podzięce mieć szansę nie mieszania się w jakąkolwiek znajomość ze mną i po prostu udawaj, że mnie nie znasz. Wyjdzie ci to na dobre.
— Dlaczego? — zmarszczył brwi.
— Nie pytaj. Nie wnikaj. Po prostu trzymaj się z daleka. — Zaczęłam odchodzić nie zwracając uwagi na to, czy ma zamiar jeszcze coś opowiadać czy nie.
Swallow dopadła mnie dosyć szybko, ale kompletnie nie miałam ochoty na rozmowę i tłumaczenie się komukolwiek. Tamtej nocy umyłam się, położyłam z dala od grupy i poszłam spać mając nadzieję, że cały ten dzień był tylko jednym, wielkim, paskudnym koszmarem. Moje niedoczekanie.
— Hej Senshi — usłyszałam kilka dni później, gdy sfora zebrała się już, aby wyruszyć.
Nie spodziewałam się, że dołączy. To, że będzie mnie męczył w zasadzie było już bardziej do przewidzenia.
— Czego nie zrozumiałeś? — westchnęłam zrezygnowana.
Paco? || 529 słów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz