Patrzyłem na ciężko rannego psa, kiedy dziadek wypowiadał swoje słowa. Powstrzymałem się od zmrużenia brwi. Nie mogłem pozwolić na zostawienie go tutaj. Nie chciałem też, jak to określił dziadek, ukracać mu cierpienia, kiedy miał szansę, chociaż tą najmniejszą, na ocalenie.
— Ja go nie zostawię — oznajmiłem poważnie.
Bez uprzedzenia odwróciłem się w stronę dziadka, który leżał na moim grzbiecie i złapałem go za skórę na karku. Zrobiłem to dość nieporadnie, bo nie miałem w takim czymś wprawy, ale Peter nie skomentował mojego nagłego i raczej nieprzyjemnego ruchu. Następnie położyłem go na trawie i szybko znalazłem się obok rannego psa, nie mając czasu na przepraszaniu dziadka za gwałtowny ruch. Na pewno był zwierzakiem domowym, nosił obrożę. Pewnie został ranny w polowaniu i ludzie zostawili go, żeby skonał – ponownie usłyszałem słowa dziadka w mojej głowie. Ludzie może i go zostawili, ale ja tego nie zrobię – stwierdziłem w myślach.
Jego rana była głęboka, nie wyglądała za ciekawie. Mocno krwawił. Mógł mieć uszkodzone organy. Żebra były całe, ta samo jak inne kości. Złamań nie było. Wyjąłem z torby potrzebne rzeczy i zabrałem się do pracy. Pies, którego składałem do kupy, nawet na mnie nie spojrzał, był w szoku. Zrobiłem wszystko, co w mojej mocy, aby zatamować krwawienie i choć trochę oszczędzić bólu biedakowi. Udało mi się to dzięki bandażowi i ziół leczniczych, które miałem zawsze ze sobą. Igła i nić również się przydały. Czułem na sobie baczny wzrok dziadka, ale nie przeszkadzało mi to w wykonywaniu pracy.
— Co robisz? — dziadek odezwał się dopiero wtedy, gdy ostrożnie położyłem rannego psa na swoim grzbiecie. Nie byłem silny ani wysoki, ale udało mi się wyprostować, choć nie było to wcale takie łatwe. Mięśnie, jeśli gdzieś tam jesteście, pomóżcie!
— Zabieram go do sfory. — Chwyciłem dziadka, niczym szczeniaka, za skórę na karku i ruszyłem pośpiesznie z dwoma ciężarami do sfory.
Peter?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz