4.28.2020

Od Miss Clarice do Petera

   
  Postój się skończył, tak jak wszystko zawsze się kończy. Znów byliśmy w drodze. Byliśmy wielkim i długim marszem, niekończącym się pochodem niecałych trzech tuzinów psów. Byliśmy pielgrzymką.
     Trzy tuziny to niedużo. To naprawdę żałośnie mała ilość. Nie trzeba więc chyba nikomu tłumaczyć jak trudno w tak małej grupie o przyzwoity mózg, do którego można zwrócić się z konwersacją. Konwersacje utrzymują psa przy zmysłach i trzymają jego umysł w ryzach. Niestety.
Przestałam być jednym z medyków i zwróciłam się ku rzemieślnictwu jakim jest porcjowanie mięsa. Nie będę patrzeć z zażenowaniem jak nieudolnie próbują robić to inni. Niezależnie jednak od tego, jeśli miałam szukać innego pyska w stronę którego byłoby warto otworzyć własny, wybrałabym swoją poprzednią grupę zawodową. Wybrałam.
     – Pytanie czysto zawodowe. Czy uważasz, że moje przekwalifikowanie może mieć negatywny wpływ na zespół medyków? Jakkolwiek bezużyteczni byliśmy do tej pory – dodałam.
     – Zobaczymy, jak ktoś zacznie rzygać krwią albo połamie sobie łapy, na razie nie ma nawet kogo leczyć. Na mnie nie wpłynęło, Prest ma poziom emocji ziemniaka, Alegria może być trochę zaniepokojona, Swallow właściwie nie widziała cię w akcji, Fobos… Fobos i tak znalazłby powód, żeby przeobrazić to w coś pozytywnego. Więc nie, myślę, że nie za bardzo.
Nie mogłam powstrzymać uśmiechu, który objął połowę mojego pyska. Tak robią psy. Uśmiechają się.
     – Poziom emocji ziemniaka – powtórzyłam. – Zabrałam wam właściwie jedynie prywatny zestaw skalpeli. I tak na nic się zda, podobnej ostrości są tu patyki. – Westchnęłam. – Pielgrzymka. Przyjmuję zakłady. Czym będzie następny teren, na który trafimy?
     – Cmentarz, jak jeszcze odpowiednio długo będziemy chodzić. Może los się do nas uśmiechnie i natrafimy na ludzi. Oddałbym łapę za jakiegoś porządnego, ludzkiego dzieciaka, który rzuca pieskom kiełbasę lub szyneczkę.
     Uśmiechnęłam się ponownie pod nosem. Nie przepadałam za towarzystwem ludzi, jakkolwiek moja postura nie zdawałaby im się spełniająca warunki idealnego pieska kanapowego. Podobała mi się ironia w głosie Petera.
     – Byle nie obrożę na szyję. – Milczałam przez chwilę. – Proponuję wymianę, pytanie za pytanie. Nie będę dłużna tylu odpowiedzi. Więc to jest ostatnie. Myślisz, że to zadziała? Próba systemu nie nazywanego wprost monarchią.
(346)

Peter?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz